Zaciskałam kurczowo palce na ostrzu sztyletu, po którym ściekała ciemnoczerwona krew tamtej kobiety. Czułam ją kiedy dotarła do mojej skóry, spływając w dół, kapiąc na kamienną posadzkę. Była gęsta i przyjemnie ciepła, sprawiała wrażenie przypominające moment, kiedy podczas letniego poranka człowiek budzi się przez promienie słoneczne. Dzisiejszego dnia właśnie tak się obudziłam, a wtedy ten moment wydawał mi się najlepszym w moim życiu. Szkoda tylko, że nie tylko zepsułam sobie ten dzień, dając się porwać przez tę kobietę, ale również zrujnowałam ślub i wesele mojego brata. Wiem, że poniekąd to nie była moja wina, ale zdawało mi się, że jednak nie zdarzyłoby się to, gdybym bardziej uważała. No i ponownie wszystko sprowadza się do jednego punktu, który mimo wszelkich starań udowadnia to, że ponoszę częściową odpowiedzialność za to, co się stało.
Moje oczy zdawały się w zastraszającym tempie przyzwyczaić do wokoło panującej ciemności. Powoli zapomniałam o tym, gdzie się aktualnie znajduję. Kiedy podniosłam rękę na wysokość twarzy, zobaczyłam, że jest o wiele ciemniejsza niż normalnie. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że jest ona cała we krwi, która powoli ściekała po moim nadgarstku. Pierwszy szok minął w momencie, kiedy wybiłam ostrze sztyletu w brzuch tej kobiety, teraz nadszedł czas na drugi, o wiele gorszy i brutalniejszy. Cofnęłam się parę kroków do tyłu i wpadłam na ścianę, zimną i kamienną ścianę, typową dla tych podziemi. Wtedy pochodnie ponownie się zapaliły, a ja zobaczyłam niedaleko siebie Exana i Ariannae, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem.
- Zabiłam ją? - zapytałam, nadal opierając się o lodowatą i nieprzyjemną ścianę. Patrzyłam to na Lorda, to na jego towarzyszkę.
- Nie. Nie zadałaś jej śmiertelnego ciosu. Umarła z powodu upadku - odpowiedział mi Exan, podchodząc trochę bliżej. Westchnęłam z ulgą, wpatrując się w powoli zastygające ślady krwi na mojej ręce.
- Wracajmy już, nie chce robić zbędnego zamieszania - dodałam po chwili i odepchnęłam się od zimnej ściany. Dosłownie wszystko mnie bolało, ale starałam się nie dawać tego po tobie poznać. Typowe zagranie z mojej strony, zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, przyzwyczaiłam do tego również wszystkich ludzi w moim otoczeniu. Więc nikt nie jest zdziwiony tym, że musi się domyślać, jeśli ma podejrzenia, że coś może być ze mną nie tak, bo ja sama za żadne skarby tego nikomu nie powiem.
Mimo tego, że kiedy byłam tu prowadzona to szarpałam się jak w amoku, czego efektem są cztery blizny na nadgarstku, ponieważ okazało się, że ta kobieta ma całkiem ostre paznokcie, to jednak pamiętałam drogę, jaką przebyłam, aby się tutaj dostać. Szłam powoli, na tyle na ile pozwał mi nieustający ból w dosłownie każdej części ciała. Bolała mnie nawet skóra na policzku, gdzie na pewno pojawiło się pokaźne zaczerwienienie po ciosie wykonanym metalowym drągiem.
Do tego miejsca prowadziło tysiące korytarzy i mniejszych korytarzyków, zawiłych i krętych, przypominających labirynt, a nie podziemia zamku królewskiego. Oczywiście, jak wszędzie w tym budynku, prowadzi tu krótsza, ale niezbyt przyjemna droga. Założę się, że właśnie tak znaleźli się tutaj Exan i Ariannae.
Kiedy dotarłam w końcu do miejsca, w którym podziemia łączyły się z normalnym korytarzem, nagle stanęłam. Usłyszałam za sobą kroki moich towarzyszy, więc odwróciłam się do nich, wciąż skrupulatnie uważając, aby żaden z pałętających się po korytarzu strażników mnie nie dostrzegł. Kręciło się ich w ten okolicy mnóstwo, zapewne jak w innych częściach zamku również.
- Nie chce tam iść, nie teraz i nie w tym stanie - powiedziałam cicho, zdając sobie sprawę z głupoty moich słów.
- Musisz, inaczej wszyscy tam oszaleją. Wszyscy cię szukają - odrzekła Ariannae, popychając mnie lekko w stronę korytarza. Uznałam, że mają rację i mój egoizm jest tutaj akurat na ostatnim miejscu. Wyszłam. Wyszłam i najszybciej jak mogłam, podeszłam do pierwszej osoby która wydawała mi się bliska, prosząc o zaprowadzenie do ojca bądź dziadka. Spotkałam jednego z wujków, który widząc ranę na policzku i dosyć świeże mokre ślady po łzach, wręcz zaniósł mnie do sali, w której był mój ojciec. On zdawał się na początku niedowierzać, a potem dopiero przytulił mnie z całej siły do siebie. Jednakże, słysząc mój cichy jęk, puścił i uśmiechnął się z ulgą. Niedawny smutek i panika ustąpiły miejsca radości, która powinna być tutaj przez cały czas. W końcu to wesele następcy tronu.
Kiedy Mihnea już skończył oceniać rozmiar uszczerbków na moim zdrowiu, kazał przyprowadzić medyka, po czym zwrócił się do Exana i Ariannae. Pewnie będę musiała przejść przez szereg terapii, czego naprawdę z całego serca nie chciałam. Sama zajmuje stanowisko psychologa, i potrafię ocenić swój stan...
<Exan? Naprawdę przepraszam za jakość tego opowiadania, pisane dopóki miałam chwilę czasu, bo nie lubię zostawiać opowiadań na długo :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz