Znaleźliśmy się w ciepłym gabinecie ojca Asy, gdy ten pozwolił nam wejść.
Asagiri zaczęła od razu opowiadać, nie zważając na konieczność powitania swego Ojca coś w stylu "Witaj Ojcze". Mihnea, widząc lęk w oczach córki, wyprostował się w swoim fotelu, odrzucił od siebie wszelkie formalności i bacznie przyglądał się Asagiri.
Gdy moja mała towarzyszka coś pominęła, ja dopowiadałem, ale Mihnea nie spojrzał na mnie, ani raz.
Skończyła opowiadać. Zapadła grobowa i niebezpieczna cisza. Mihnea siedział przez chwilę, a ja widziałem, jak na jego twarzy rysuje się złość i chęć zemsty.
- Proszę się nie martwić, zamachowiec...on... zabiłem go.- Powiedziałem tylko, gdyż nie mogłem znieść tej niespokojnej aury Mihnei.
- Na pewno planują jeszcze jakiś zamach, to nic nie zmienia śmierć jednego, czy dwóch zamachowców, jestem pewien, że jest ich więcej. Czuję to. Asagiri, idź ze swoim towarzyszem do Króla. Gdy nie będzie chciał z tobą rozmawiać, a na pewno tak będzie, ze względu na sprawy Królestwa, wtedy powiesz mu to.
Mihnea przywołał córkę gestem, a ta bez dyskusji podeszła do ojca. On nachylił się, wyszeptał jej coś do ucha.
- Dobrze, tato... tak zrobię.
Mihnea wstał i opuścił swoje stanowisko przed biurkiem, wyszedł wraz z nami ze swojego gabinetu i skierował się w stronę koszar, aby zwołać pełną gotowość bojową.
Nie czekając na nic więcej, pobiegliśmy korytarzem, który prowadził nas do wielkich drzwi. Asagiri w biegu otworzyła je i znaleźliśmy się w ogromnej komnacie.
2
Król siedział na swoim stanowisku, a obok niego kręcili się doradcy, możnowładcy.
Asagiri i ja spojrzeliśmy po sobie.
- Idź do Króla, ja tu poczekam na ciebie.
Od razu można było się domyślić, iż początkowa reakcja Króla będzie nam dobrze znana. Kazał odejść Asie, gdyż miał teraz sporo na głowie, ale gdy powiedziała mu to, co kazał powtórzyć jej ojciec, od razu zmienił nastawienie. Kazał doradcom przerwać to, co robili wcześniej, a moja towarzyszka mogła w spokoju opowiedzieć historię napadu.
Król słuchał ją z takim samym zainteresowaniem, co jej ojciec. Nie dziwiłem się, bo w końcu omal nie zginął królewski członek rodziny.
Asa skończyła opowiadać, Vlad rozkazał swoim poddanym wracać do pracy, a on sam zaczął zmierzać w moją stronę.
Powaga ogarnęła moje ciało, a na znak respektu dla Króla Vlada, pochyliłem lekko głowę.
- Dziękuję ci, że ocaliłeś moją wnuczkę- powiedział Król.
Nie podniosłem głowy, mówiłem do króla ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Zrobiłem to, co do mnie należy, mój panie.
Vlad zrobił krok do przodu.
- Spójrz na mnie, gdy do mnie mówisz- to nie brzmiał, jak rozkaz. Vlad wypowiedział te słowa przepełnione wdzięcznością. Poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.
Po godzinie, Vlad zwołał wojsko, wszelkie środki ochrony zostały wzmocnione dziesięciokrotnie, tak, że nawet mała myszką... ba, nawet rybik cukrowy się nie prześlizgnie.
Ja za ten czas zmierzałem szerokim korytarzem do laboratorium, gdzie przeprowadzano sekcję zwłok (szczerze, nie miałem nawet pojęcia, że takie pomieszczenie w ogóle istnieje w tym zamku) niedoszłego mordercy Asagiri. Spalone cielsko czerwonego lwa ( a raczej truchło nie przypominało teraz lwa), leżało na metalowym stole, a obok niego kręciło się dwóch naukowców.
- Chcę coś zrobić... przychodzę tu z rozkazu Króla!- mówię i od razu dodaję ostro, gdy jeden z naukowców próbował mi przeszkodzić. Wzruszyli tylko ramionami i wyszli z laboratorium.
Pomieszczenie było wypełnione jaskrawym światłem, które rzucały promienie na gabloty z nieznanymi mi substancjami alchemicznymi, stół operacyjny i nieskazitelnie czyste narzędzia.
Podszedłem bliżej do zwłok lwa i przyjrzałem mu się uważnie. Spalony pysk, strawiona grzywa przez ogień sprawiały wrażenie widoku z najgorszych horrorów. Skóra ledwo trzymająca się ciała, a gdzieniegdzie było odsłonięte spalone mięso.
- Okaż mi się, kimkolwiek jesteś- szepnąłem tylko i czekałem, aż zabłąkana dusza zamachowca mi się objawi. Poczułem, jak chłodne powietrze uderza mnie w kark, jakby ktoś na mnie chuchał, zimne dreszcze przepłynęło przez moje ciało, niczym prąd. Mrugnąłem i nagle pojawiła mi się dusza zamachowca. Wyglądał tak, jak przed śmiercią. Jego czerwona grzywa gęsto obramowała jego surowy pysk, lśniła wyrazistym blaskiem.
- Kim ty jesteś, że przeszkodziłeś mi w wykonaniu misji?- zapytała dusza.
- A ty kim jesteś, że posuwasz się do tego stopnia, że próbujesz mordować niewinną osobę?
Dusza warknęła głośno.
- Niewinną osobę? Ty otwórz oczy, przybłędo...
Zupełnie nie miałem pojęcia o czym ta dusza mówi.
- O czym ty mówisz?
Dusza stała tylko i patrzyła na mnie wzrokiem tak przenikliwym, iż największy waligóra narobiłby w gacie.
- Zapytaj się twojej przyjaciółki, a raczej jej dziadziusia...
- Nie mam zamiaru nikogo o nic pytać, broniłem życia mojej przyjaciółki- warknąłem i nie zamierzałem ulegać surowym oczom mordercy.
Dusza jednak podeszła do mnie.
- Pamiętaj Exanie z rodu Ravenwood, jesteś tylko marionetką w rękach Vlada, nie zdziwię się, jeśli teraz tu przyjdzie i bez zdania racji nabije cię na pal, jak to zrobił z moim krewnym! Żegnaj teraz, do zobaczenia w zaświatach mój biedny przyjacielu.
Dusza zniknęła. Laboratorium pojawiło się znowu, spalone ciało leżało w nienaruszonym stanie.
Czy mogę się czegoś obawiać ze strony Vlada? Czy ta dusza pogrywa wyłącznie ze mną. "Nie zdziwię się, jeśli teraz tu przyjdzie i bez zdania racji nabije cię na pal, jak to zrobił z moim krewnym!"- te słowa wisiały teraz w powietrzu, jak przeklęty koszmar.
<Asagiri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz