czwartek, 30 maja 2019

Od Claire CD Vlada III

Dosyć niespodziewana metoda, a przynajmniej dla mnie. Przyzwyczaiłam się do ziół, terapii czy czegokolwiek innego, o czym mi opowiadali, a tu się okaże, że być może szklanka ciepłego mleka z miodem mi pomoże. Chwyciłam w obie ręce przyjemnie gorącą porcję mleka i napiłam się kilka pierwszych łyków. Było dostatecznie słodkie, lecz nie przesłodzone i bardzo ciepłe, ale nie na tyle, by można było się oparzyć w język. Odstawiłam na chwilę szklankę na blat stołu i z czystego łakomstwa sięgnęłam po jedno z kusząco wyglądających ciastek na talerzyku.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się, kiedy już całe ciasteczko zniknęło w moich ustach - Nie powinnam jeść, bo podobno nie wolno niczego spożywać w środku nocy, lecz przez to mleko jakoś nabrałam ochoty na coś słodkiego i nic na to nie poradzę - dodałam popijając posiłek resztką mleka z miodem.
- Myślę, że nic się takiego nie stanie - odpowiedział Vlad III, również kończąc swoją porcję napoju. Teoretycznie powinnam iść do komnaty, by wyspać się na jutro, ale skoro już tu siedzę to świat się nie zawali, jeśli zostanę jeszcze przez chwilę, prawda? Odstawiłam szklankę na blat stołu, lecz potem automatycznie i odruchowo wstałam, ponownie chwytając szkło w dłoń, do drugiej ręki biorąc pustką szklankę Vlada. Odstawiłam ją do zlewu, będąc do tego przyzwyczajona. Dopiero gdy odstawiłam je na blat w kuchni, zorientowałam się o mojej wykonanej czynności.
- Przepraszam, przyzwyczaiłam się do sprzątania ze stołu - rzekłam, natychmiast wracając na miejsce.


<Vlad III?>

środa, 29 maja 2019

Od Vlada III cd Claire

Uśmiechnąłem się lekko po czym spojrzałem na znikający za chmurami księżyc.
- To może spróbujemy razem coś na tą twoją bezsenność zaradzić?- zapytałem uśmiechając się po czym wstałem i podałem dłoń lwicy. Claire nie zastanawiała się długo i chwyciła ją po czym wstała i razem ruszyliśmy w stronę opustoszałej, o tej porze, kuchni. Usadziłem lwicę na jednym ze stołków po czym zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu garnka, mleka i miodu. Dość szybko mi się to udało, jeszcze pamiętałem co gdzie leży, mimo że do kuchni nie wchodziłem zbyt często. Podgrzałem mleko po czym dodałem do niego nieco miodu, przelałem do dwóch szklanek i postawiłem obok talerzyka z ciasteczkami czekoladowymi.
- Zazwyczaj pomaga na bezsenność.- powiedziałem uśmiechając się do niej.
<Claire?>

wtorek, 28 maja 2019

Od Claire CD Vlada III

Nie mogłam spać, więc tradycyjnie udałam się do ogrodów, by posiedzieć przez chwilę w otoczeniu delikatnych roślin i jakoś potem zasnąć znowu. Wzięłam na wszelki wypadek coś, czym mogłabym się okryć i uchronić przed zimnem. Czułam się zmęczona, więc kiedy znalazłam się na zewnątrz, nie miałam ochoty spacerować jak wczoraj, a jedynie w spokoju usiąść i pomyśleć, może poszukać jakiegoś sposobu, by ograniczyć moje nocne wędrówki do minimum. Znalazłam ławkę pod niezwykle pięknym krzewem czerwonych róż, ustawioną w kierunku lśniącego księżyca. Znikał powoli, więc pewnie za parę nocy powinniśmy się spodziewać nowiu. Chyba nie chciałabym wtedy być poza zamkiem, kto wie, co się czai w ciemnościach o trzeciej nad ranem. Zwłaszcza, jeśli jest się samemu. Swoją drogą, ciekawa jestem, czy dzisiejszej nocy król Vlad również się tu zjawi. Miło wspominam wczorajsze rozmowy.
- Chyba będziemy się tutaj częściej spotykać - o wilku mowa. Podniosłam gwałtownie głowę, a mój ruch sprawił, że prawie uderzyłam potylicą w kolczasty krzak róż. Odruchowo dotknęłam zagrożonego miejsca, lecz później natychmiast wstałam i uśmiechnęłam się radośnie.
- Jakoś nie czuję się zawiedziona z tego powodu, panie - odpowiedziałam, obserwując jak Vlad III siada na ławce, a później sama to uczyniłam - Znowu nie mogłeś, panie, spać? Uprzedzając twoje pytanie to mam ten sam problem, co wczoraj. Usiłuję znaleźć jakieś rozwiązanie, lecz nic nie przychodzi mi do głowy.

<Vlad III? Wybacz jakość...>

Od Vlada Cd Izaya

- Chciałbym to wiedzieć...- mruknąłem cicho po czym spojrzałem po raz już któryś z kolei przez okno. Jakiś czas później dotarliśmy do zamku mojego przyszłego teścia. Śmieszyła mnie nieco ta sytuacja bo mój teść był młodszy ode mnie... Mimo wszystko jednak Królestwo Węgierskie było dość potężnym państwem a Justyna była jedynym dzieckiem Osváta więc po ślubie z nią królestwo jej ojca w wypadku jego śmierci stawało się częścią Valahii. Był to jeden z dwóch powodów, przez które zgodziłem się na to małżeństwo. Drugim była groźba wojny, której wolałem nie prowadzić o ile mogłem jej uniknąć. A że przy okazji musiałem się ożenić z kimś kto jest strasznie wredny i kto mnie nie kocha, ba nawet nie lubi to już tylko taki mały szczegół. Po dotarciu ma miejsce Izaya poszedł pobuszować po zamku a ja na spotkanie z przyszłym teściem. Kilka godzin rozmowy zakończyło się tym, że poślubię Justynę, po śmierci Osváta Węgry staną się moją własnością, ale Justyna nie będzie mieć do nich żadnych praw. W wypadku gdyby mnie zdradziła miała zostać stracona, na co nalegał jej ojciec.
- Wierz mi Vlad, będziesz chciał się jej pozbyć najszybciej jak to będzie możliwe. Przerabiałem to samo z jej matką. Mam nadzieję że zostaniesz na balu wydanym na twoją cześć.- powiedział po czym odszedł w swoją stronę samiec. Ja tymczasem ruszyłem do przydzielonej mi komnaty, przed nią zaś dostrzegłem czekającego wnuka.
- Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?- zapytałem spoglądając na niego uważnie.
<Izaya?>

Od Yatsumury CD Hakimu wa Haki

Popatrzyłam najpierw na Hakimu wa Haki, lecz później i tak mój wzrok uciekł gdzieś w bok. Doceniałam wszystko, lecz nie miałam ochoty opowiadać o swojej historii i ogólnie o tym wszystkim, jak się tutaj znalazłam. A przynajmniej jeszcze nie teraz.
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.
- Wybacz, lecz czuję, że aktualnie tego nie mogę zrobić. Kiedyś ci opowiem, na pewno, bo jestem ci to winna, lecz jeszcze nie w tym momencie - odpowiedziałam i splotłam ręce z tyłu, na plecach. Moja rozmówczyni pokiwała głową, również uśmiechając się do mnie, co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma mi za złe tego, że niczego jej nie opowiedziałam - Muszę cię przeprosić, skoro już dotarłyśmy do zamku to chyba powinnam wziąć się za moje obowiązki. Praca starszego nad szeptaczami i dowódcy szpiegów nie jest usłana różami, bywa niezwykle męcząca - dodałam, zaczynając się odwracać w stronę drzwi. Hakimu odpowiedziała jedynie, że nic się nie dzieje, a potem weszła ze mną do zamku, gdzie skręciła w inny korytarz. Nie wiem co robiła, już nie odczuwam potrzeby obserwowania i pilnowania, aby przypadkiem nie zaszkodziła naszej dolinie. Poszłam więc w tej sprawie do jednego ze szpiegów i krótko przedstawiłam całą sytuację.
- Hakimu wa Haki Upweke jest czysta, myślę, że nigdy nikomu z nas nie zagrozi, więc możecie ją zostawić - nie czekałam na odpowiedź, odwróciłam się i odeszłam, kierując się w stronę swojej komnaty. Los jednak chciał, żebym znów  natknęła się na moją uprzednią towarzyszkę, wyglądała jakby błąkała się bez celu po zamku, nie mogąc znaleźć sobie zajęcia. Nie było to zbyt zadziwiające, są takie dni, kiedy nic się tu nie dzieje i jeśli nie ma się jakiś odgórnie zaplanowanych wydarzeń, można jedynie siedzieć i zajmować czas pospolitymi czynnościami. Podeszłam do lwicy, również nie mając nic ciekawszego do roboty, więc mogłam w spokoju poświęcić następne minuty na rozmowę z nią.
- Często się spotykamy, co? Zbieg okoliczności czy coś innego? W każdym razie nie narzekam - powiedziałam kiedy znalazłam się w wystarczającej odległości, aby mnie w spokoju usłyszała.

<Hakimu wa Haki?>

Od Vlada Cd Claire

- Zrobiłem to z wielką przyjemnością.- powiedziałem z uśmiechem po czym lekko skinąłem jej głową i ruszyłem w kierunku swojej komnaty. Dotarłem tam po kilkunastu minutach dość szybkiego marszu. Nie poszedłem jednak od razu położyć się do łóżka tylko podszedłem do okna. Dzięki temu zorientowałem się, że komnata Claire znajduje się dokładnie naprzeciwko mojej. Uśmiechnąłem się pod nosem po czym wróciłem do łóżka by przespać jeszcze może dwie godziny. O szóstej już byłem na nogach, w drodze do gabinetu, w którym spędziłem czas aż do śniadania. Wyszedłem dosłownie na chwilę tylko żeby zgarnąć ze stołu talerz kanapek po czym wróciłem z powrotem do pracy. Około dwunastej ruszyłem do sali tronowej by wysłuchiwać skarg i próśb poddanych. Nie było to jakoś szczególnie męczące, lubiłem słuchać o problemach innych i pomagać im je rozwiązywać. Znacznie gorzej było, kiedy musiałem spotykać się z obcymi dyplomatami. Zazwyczaj wlewałem wtedy w siebie litry soku wiśniowego i udawałem pijanego w sztorc żeby ktoś nie pomyślał sobie, że stanowię jakieś zagrożenie. Dla dobra kraju mogli mi przypinać łątkę alkoholika, nie interesuje mnie co o mnie mówią dopóki moi poddani są szczęśliwi. Z gabinetu wyszedłem około dwudziestej drugiej ale zabrałem ze sobą jeszcze całkiem sporą stertę papierów żeby przejrzeć je w swojej komnacie. Spać poszedłem znowu w okolicach pierwszej i obudziłem się o trzeciej po czym nie mogąc zasnąć znowu ruszyłem do królewskich ogrodów.
- Chyba będziemy się tutaj częściej spotykać.- powiedziałem dostrzegłszy Claire siedzącą na ławce pod krzakiem róż.
<Claire?>

Od Izay CD Vlada III

Podczas drogi cały czas patrzałem przez okno, nie czułem potrzeby patrzeć na dziadka podczas naszej rozmowy. Jego tętna i ton głosu zdradzały i tak wystarczająco.
- Coś mi mówi, że nie za bardzo ci się podoba pomysł tego ślubu. - powiedziałem na chwilę odwracając się w jego stronę i lekko podniosłem brew. W tych czas większość ślubów była spowodowana polityką, co najmniej w wyższych sferach. Jednak nie każdy się nimi cieszył, mi by to było nawet obojętne. Tak czy siak nie potrafiłem pokochać naprawdę, chyba rzeczywiście miałem serce z kamienia i za grosz uczuć.
- Justyna jest wredną lwicą. - tylko tyle powiedział król nadal patrząc przez okno. Pokiwałem ze zrozumieniem głową. Widać nie chciał o tym zbytnio rozmawiać, więc porzuciłem temat jego przyszłej żony.
- A na czym ma polegać ta współpraca? - spytałem znowu wracają wzrokiem na mijane obrazy za oknem. Byłem ciekawy jakie plany mają władcy wobec królestw. Tak więc zaryzykowałem pytaniem, zawsze dziadek może nie odpowiadać.

> Vlad? <

Od Hakimu wa Haki CD. Yatsumury

  Skinęłam głową.
  - Masz rację. Dlatego w pełni zgadzam się na to, żeby wrócić z tobą na zamek. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
  Yatsumura zdobyła moje zaufanie. Oczywiście nie w pełni, to było niemożliwe po kilku minutach rozmowy. Chodziło raczej o tę jego część, która umożliwiła mi podążenie za nią na zamek bez obaw, że po drodze zaprowadzi mnie w jakiś ciemny zaułek i tam zabije.
  Szłyśmy w miarę powoli. Ani ja, ani, najwyraźniej, moja rozmówczyni nie widziałyśmy potrzeby w pośpiechu. Przez większość drogi milczałyśmy. Wpatrywałam się przed siebie, starając się nie myśleć o niczym oprócz tego, co nas otaczało. Z tego stanu wyrwał mnie głos lwicy.
  - Nie chcę być natrętna, ale gdy opowiadałaś o swojej rodzinie, nie można było przeoczyć pewnych twoich uwag... - Popatrzyłam na nią pytająco. Prawdopodobnie to zauważyła, ponieważ wyjaśniła mi, o co jej chodzi. - O twoim ojcu, że zszedł ze ścieżki służenia królowi. O twoim drugim bracie, że masz nadzieję, że chroni twoją matkę i resztę rodzeństwa. Jeśli nie chcesz o tym mówić, rozumiem, po prostu zabrzmiało to... intrygująco.
  - To dość długa historia, nie wiem, czy masz ochotę tego słuchać. - Starałam się jakoś wymigać.
  - Do zamku jeszcze dość daleko, może udałoby ci się ją opowiedzieć. Ale, jak mówię, nie ma przymusu.
  - Wiem, wiem. - Westchnęłam. - Moja matka była narzeczoną króla pewnego stada. Zakochała się jednak, z wzajemnością, w moim ojcu, wiernym słudze i przyjacielowi władcy. Zostali wyrzuceni ze społeczności. Znaleźli jakieś dobre miejsce do życia, a niedługo później urodziłam się ja i moje rodzeństwo. Pięć lat temu wojska wcześniej wspomnianego przez mojego króla nas znalazły, ojca zabiły, a resztę, w tym mnie, zaprowadzili do króla. Okazało się, że jego małżonka zmarła podczas porodu, a jej jedyne dziecko umarło podczas porodu, więc przypomniał sobie o mojej matce. Jeszcze tego samego dnia poślubił ją. Moich braci zmusił do wstąpienia do wojska, a siostrze wyznaczył termin ślubu ze swoim przyjacielem. Mnie prawdopodobnie spotkałby los podobny do losu Nzuri. Udało mi się jednak uciec.
  Zakończyłam swą opowieść idealnie w momencie, w którym dotarłyśmy pod zamek.
  - A twoje losy jak się potoczyły? Jeśli chcesz o tym mówić. Ja również zrozumiem, jeśli postanowisz przemilczeć tę sprawę. - Uśmiechnęłam się delikatnie, by pokazać, że nie chcę niczego wymusić.

poniedziałek, 27 maja 2019

Od Yatsumury CD Hakimu wa Haki

Zastanowiłam się chwilę nad pytaniem lwicy. Powiem szczerze, że nigdy się nad tym nie zastanawiałam, nie przywiązywałam też wagi do znaczenia mojego imienia, więc nie za bardzo wiedziałam co mam odpowiedzieć.
- Moje imię raczej nie ma żadnego znaczenia, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Zostało najprawdopodobniej mi nadane przez rodziców z czystej fantazji, nie wiem czy w ogóle wcześniej istniało, czy jest po prostu zlepkiem przypadkowych liter, które utworzyły to "Yatsumura". Za to nazwisko ma tłumaczenie, chyba z japońskiego. Znaczy ono mniej więcej tyle, co "lustrzany dźwięk" bądź "dźwięk lustra", więc raczej nie ma w sobie zawartej żadnej przepowiedni, jak w twoim przypadku. Brzmi ładnie i mi się podoba, więc to chyba jest najważniejsze - odpowiedziałam po pewnym czasie i wstałam ze swojego dotychczasowego miejsca. Otrzepałam się z kurzu, a potem ponownie popatrzyłam na Hakimu. Raczej nie trzeba już jej obserwować, wydaje się być w porządku. Pewnie nie zagrozi ani obecnemu królowi, ani dynastii, ani nikomu z wyżej postawionych urzędników - Wolisz zostać tutaj, czy wrócić ze mną na zamek? Powiem, że rozmowy na łonie natury są naprawdę dobrą odskocznią, lecz i tak wolę rozmawiać trochę bliżej domu, aby nie mieć później problemu z szybkim dotarciem do komnaty czy coś - dodałam, patrząc wyczekująco na moją rozmówczynię. Cierpliwie czekałam aż się namyśli, nie spieszyło mi się, jej pewnie też nie. Stałam z uśmiechem na ustach, gotowa do drogi powrotnej, by wrócić na zamek.

<Hakimu? Wybacz długość i jakość, moja wena umiera>

Od Claire CD Vlada III

Bardzo często się zdarza, że budzę się w środku nocy, kompletnie bez powodu. Śpię i nagle otwieram oczy, jakbym była do tego przyzwyczajona i mój organizm już przestawił się na taki tryb życia. W takich sytuacjach najczęściej gdzieś wychodzę, od kiedy przeprowadziłam się tutaj z rodziną. Celem moich wędrówek są zazwyczaj królewskie ogrody, niezwykle piękne w nocy.
Wyszłam z komnaty po cichu, aby przypadkiem nikogo nie obudzić. Pewnie nie każdy o trzeciej nad ranem wstaje i przechadza się po zamku tak jak ja. Zamknęłam drzwi ostrożnie, a potem truchtem poszłam w stronę ogrodów. W pośpiechu, chwyciłam jeszcze w pokoju jakąś narzutkę, na wypadek mroźnego wiatru z Północy. W mgnieniu oka znalazłam się na zewnątrz, zwiedzając ogród, który przecież widziałam już tysiące razy, lecz i tak z każdą nocą coraz bardziej mnie zachwyca. Księżyc świecił jasno, oświetlając rośliny i zapewne odbijając się w oczach każdej osoby, która przypadkiem tu się znalazła.
- Ty też nie możesz spać? - odwróciłam się gwałtownie, kiedy usłyszałam głos Vlada III, patrząc na niego ze zdziwieniem. Jak widać, tej nocy nie będę sama, a przynajmniej nie przez cały czas. Uśmiechnęłam się na myśl, że chociaż raz będę miała towarzystwo.
- Nie... Od dłuższego czasu budzę się o tej godzinie i nie mogę nic na to poradzić. Ale to dobry powód aby pospacerować po ogrodach - odpowiedziałam radośnie, ściskając w palcach dwa brzegi narzutki, by nie zsunęła się z moich ramion z powodu wiatru. Popatrzyłam w oczy króla, może oczekując odpowiedzi, a może, by potwierdzić moją tezę. Księżyc odbijał się w oczach Vlada, przez co lśniły o wiele bardziej niż szlachetne kamienie, jakie spotkałam.
- W takim razie chodźmy, kontynuujmy to, co praktykujesz od dłuższego czasu - rzekł mój towarzysz i nie czekając dłużej, ruszył po wyznaczonej ścieżce dookoła roślin. Dołączyłam do niego zadowolona.
Spotkanie przebiegło bez większych emocji, radosne rozmowy, trochę śmiechu, ale koniec końców było niezwykle przyjemne. Z grzeczności, Vlad odprowadził mnie pod drzwi mojej komnaty. Odwróciłam się tyłem do drzwi i uśmiechnęłam się promiennie.
- Dziękuję za to, że zgodziłeś się do mnie dołączyć, panie - powiedziałam, bawiąc się brzegiem mojej narzutki.

<Vlad III?>

Od Hakimu wa Haki CD. Yatsumury

  Początkowy stres wiążący się z tym, że jednak rzeczywiście nawarczałam na kogoś dość ważnego zdążył już opaść. Byłam wdzięczna Yatsumurze za to, że nie wylała na mnie kubła przysłowiowych pomyj.
  - Moje imię? - Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego tematu rozmowy. - Z tego, co mówił mi ojciec, pochodzi z języka suahili, którego używa się w Afryce Środkowej i Wschodniej. Stamtąd pochodzi moja rodzina. Mamy tradycję nazywania dzieci imionami, które coś pasującego do lwa w tym języku znaczą. Może to być jakieś proste określenie, może też, jak to jest u mnie, być wyznaczeniem drogi życiowej. Samo moje nazwisko, Upweke, też ma swoje znaczenie, "samotność". Niezbyt optymistycznie. - Wydałam z siebie ciche parsknięcie śmiechu. - A wracając do imienia, Hakimu wa Haki to "sprawiedliwy sędzia". Z takim imieniem nie mogłam wybrać innego stanowiska niż sędzia, nieprawdaż? - Zauważyłam, że lwica słuchała mnie z zainteresowaniem (lub była świetną aktorką i ukrywała w ten sposób swoje znudzenie), więc postanowiłam ciągnąć dalej. - Mogę podać też przykłady innych imion. Moja matka nazywa się Kumtii Mumewe, co oznacza "posłuszna swojemu mężowi". Nie wiem, jak to tam z tym posłuszeństwem było, nie mieszałam się w małżeństwo swoich rodziców. Ojciec nosił dumne imię Kumtumikia Mfalme, czyli "służący królowi". No cóż, on akurat zszedł ze ścieżki życiowej wyznaczonej przez imię, ale to osobna historia, nie o tym teraz mowa. Mój pierwszy brat, Mwana wa Kwanza, otrzymał imię o niezbyt skomplikowanym znaczeniu - "syn pierworodny". Drugi brat to Kulinda Jamaa, "chroniący bliskich". Cóż, mam nadzieję, że teraz naprawdę chroni matkę, Mwanę i Nzuri... - Zamyśliłam się przez chwilę. - Mówiąc o Nzuri, a konkretniej Nzuri Kama Maua, mojej siostrze, to ona jest kolejną, której imię jst dość proste. "Piękna niczym kwiat", bo o takim znaczeniu mowa, raczej nie nadaje życiu sensu, do którego się dąży. Ewentualnie może dodawać narcyzmu. Przynajmniej tyle, że rzeczywiście jest ładna. - Zakończyłam swój monolog.
  - Mówiłam, że etymologia imion jest fascynująca!
  - Mówiąc już o niej, twoje imię i nazwisko coś znaczą? Muszę przyznać, że one również brzmią ciekawie.
< Yatsumura? >

Od Yatsumury CD Hakimu wa Haki

Popatrzyłam w stronę horyzontu i przekonałam się, że antylopa, która najprawdopodobniej miała być obiadem lwicy, uciekła w sumie z mojej winy. Lecz powróciłam wzrokiem do swojej zdobyczy.
- W takim razie naprawdę przepraszam, jak chcesz to mogę śmiało podzielić się swoim obiadem, i tak jest go trochę za dużo jak na jedną osobę - odpowiedziałam, uciekając wzrokiem gdzieś w bok, lecz chwilę później ponownie patrząc w stronę lwicy - Widziałam cię już na terenach doliny, lecz jesteś tu od niedawna, prawda? Jestem informowana o każdym, kto pojawia się w naszej społeczności, aby przypadkiem uniknąć przykrych sytuacji, jakie mogą mieć miejsce, jeśli dopuścimy do króla nieodpowiednie osoby. Takie życie starszego nad szeptaczami, trzeba umiejętnie rozplanować siatki szpiegów, akcje na dworach. Nie jest tajemnicą to, że ta praca bywa o wiele trudniejsza niż się wydaje. Poza tym, jestem Yatsumura Kagamine, miło mi cię w końcu poznać - dodałam uśmiechając się zdawkowo znad upolowanej, krwawiącej zwierzyny.
- Hakimu wa Haki Upweke - odpowiedziała lwica, jakby lekko zaskoczona, lecz odwzajemniła delikatnie mój gest. Zapewne ta scena wyglądała upiornie z perspektywy świadka, lecz ja sądziłam, że była to najzwyklejsza w świecie rozmowa nad posiłkiem.
- Tak, obiło mi się o uszy, że masz dosyć egzotyczne imię. Muszę powiedzieć, że jest dosyć ciekawe i myślę, że chętnie poznałabym region w jakim używa się takich imion. I tego, czy one coś znaczą, bo etymologia imion jest chyba najbardziej fascynująca - rzekłam, wplatając w tę wypowiedź prośbę, aby opowiedziała mi o sposobie tłumaczenia i przekładu imion w tym... języku czy cokolwiek to było.

<Hakimu wa Haki? Nie bij za jakość cx>

Od Vlada III Cd Claire

- To dobrze.- uśmiechnąłem się lekko po czym spojrzałem na notatki lwicy. Wydawała mi się osobą bardzo uporządkowaną a przede wszystkim jednak skromną, mimo że dążącą wytrwale do zamierzonego celu.
- Baronem nie musisz się już przejmować... Po pierwsze mieszkasz tutaj, a po drugie został odwołany z urzędu.- powiedziałem po czym wyjrzałem przez okno.
- Pozwolisz, że odprowadzę Cię do jadalni na kolację?- zapytałem na co lwica skinęła głową i razem ruszyliśmy w stronę jadalni. Odprowadziłem Claire aż do jej stolika gdzie czekała na nią rodzina po czym ruszyłem w stronę królewskiego stołu. Na kolację podano sałatkę z rybą wędzoną i chleb ziołowy oraz owoce pod kruszonką. Po skończonym posiłku poszedłem do swojej komnaty by trochę odpocząć. Spać położyłem się około godziny pierwszej w nocy co w sumie było u mnie normalne. O trzeciej jednak już się obudziłem i nie mogłem żadnymi siłami zmusić się do ponownego zaśnięcia. Włożyłem na siebie szlafrok i ruszyłem w kierunku królewskich ogrodów. Strasznie zdziwiłem się kiedy zobaczyłem tam Claire.
- Ty też nie możesz spać?- zapytałem uśmiechając się lekko.
<Claire?>

Od Claire "Początek życia czy początek końca?"

Kończyłam lekcje sztuki z kociętami z uśmiechem, jak zawsze. Lubiłam uczyć i zawsze mnie to fascynowało. Wychowywałam się w domu z małymi dzieciakami, więc trudno, abym nie czerpała przyjemności z bycia nauczycielką. Staram się, aby te lekcje były jak najbardziej fascynujące i pewnie czasem mi się to nawet udaje, sądząc po aktywności lwiąt.
Uczniowie wyszli z sali, a ja jeszcze chwilę w niej zostałam, aby w spokoju uporządkować wszystko, co było mi potrzebne, aby zobrazować to co mówię. Przekładanie kartek z miejsca na miejsce, może nie jest zbyt fascynującą rzeczą, lecz niezwykle cenię sobie, kiedy mam wszystko pod ręką i nie muszę tego w panice później szukać. Lecz wszystko to, co trzymałam w rękach wypadło z nich, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, a raczej dźwięk informujący, że ktoś tu jest. Popatrzyłam w stronę źródła dźwięku i zorientowałam się, że to król Vlad III we własnej osobie. Skłoniłam się lekko, na znak szacunku.
- Witaj panie, co cię sprowadza? - zaczęłam temat, natychmiast odkładając i na szybko porządkując wszystkie rzeczy, aby nie wyglądało to niechlujnie.
- Chciałem się jedynie zapytać jak radzisz sobie w stolicy, jak ci się tu żyje - odpowiedział uśmiechając się lekko, co po chwili odwzajemniłam, opuszczając ramiona swobodnie wzdłuż ciała.
- Na pewno o wiele lepiej niż w mieście barona, tego jestem pewna. Wszyscy są tu niezwykle życzliwi, no i nie mam wiecznych problemów z podatkami i utrzymaniem rodziny  - odrzekłam w pewnym momencie przewracając oczami, aby podkreślić dramatyzm mojej sytuacji, kiedy jeszcze byłam pod władzą barona - Dziękuję za troskę, panie - dodałam, kiedy przez kilka następnych sekund król Vlad III nie odpowiedział.

<Vlad III?>

Od Hakimu wa Haki "Złe dobrego początki... albo na odwrót"

  Rozpoczynałam nowe życie. Nie byłam już córką Kumtii Mumewe i Kumtumikia Mfalme Upweke, samotnych lwów, które zostały wygnane ze swej społeczności. Nie byłam już siostrą Mwana wa Kwanza, Kulinda Jamaa i Nzuri Kama Maua, których los nie potraktował zbyt łaskawie. Owszem, będą oni w moim sercu, lecz musiałam się po części odciąć od przeszłości i, tym samym, od nich. Teraz byłam sędzią i nauczycielką prawa w stadzie żyjącym w dolinie Bucurie.
  Skradałam się właśnie przez wysokie trawy sawanny, wbijając wzrok w potencjalną ofiarę - młodą antylopę. Byłam coraz bliżej, mogłabym przysiąc, że słyszałam to, jak krew szumi w żyłach zwierzęcia. Za chwilę owa krew miała wypłynąć z naczyń krwionośnych rozszarpanych przez moje kły i pazury.
  Nagle usłyszałam ryk. Usłyszała go również antylopa, uciekła mi więc sprzed nosa. Prychnęłam cicho, poirytowana. Wyprostowałam się. Ujrzałam innego osobnika swojego gatunku, triumfalnie stojącego nad świeżo zabitą zebrą. Podeszłam powoli w jego stronę.
  - Widzę, że polowanie się udało. Szkoda, że twój popisowy ryk spłoszył moje jedzenie. - Dałam upust swej złości.
  Nie znałam tu nikogo, nie miałam więc pojęcia kim był lew stojący przede mną. Uświadomiłam to sobie, gdy było już za późno. Miałam nadzieję, że nie nawarczałam właśnie na kogoś ważnego.
< Ktoś chętny? >

sobota, 25 maja 2019

Od Vlada III Cd Izaya

- Nie, z tego co wiem król Osvát Szilágyi de Horogszeg bardziej lubi swoją ludzką postać więc wszyscy się w niej znajdziemy.- powiedziałem po czym wszedłem do powozu a Izaya za mną.
- Chwila... Czy on przypadkiem nie ma córki?- zapytał Izaya przyglądając mi się bacznie.
- A myślałem, że nie słuchałeś co do Ciebie mówiłem.- mruknąłem uśmiechając się po czym potarmosiłem jego czuprynę.
- Słyszałem więcej niż mógłbyś się spodziewać.- odparł chłopak uśmiechając się łobuzersko.
- I oni chcą żebyś był wojownikiem? Kiedy tylko wrócimy do zamku wybiję to twojemu ojcu z głowy. Za nic nie pozwolę zmarnować takiego talentu.- powiedziałem uśmiechając się szeroko.
- Po co w ogóle jedziemy na dwór władcy Węgier?- zapytał po jakimś czasie mój wnuk. Westchnąłem ciężko po czym spojrzałem za okno.
- Musimy ustalić warunki naszej przyszłej współpracy... i mojego ślubu.- powiedziałem opuszczając głowę.
<Izaya?>

Od Izay CD Vlad III

Na pytanie dziadka odnośnie treningów pokiwałem twierdząco głową. Natomiast wyjazd bardzo mnie zaciekawił.
- Z wielką chęcią. Zawsze to nowe osoby i miejsca do poznania. - powiedziałem z wielką ochotą. Przy dziadku i tak nie miałem co jej ukrywać. Za dobrze mnie znał, oj o wiele za dobrze. Jednak jemu ufałem czasem bardziej niż rodzicą. A w kwestii rodziców, zauważyłem obydwóch zbliżających w naszą stronę.
- Izaya zadajesz sobie sprawę, że nie odchodzi się jak ktoś coś mówi. - usłyszałem szorstki ton matki, kiedy była już kawałek od nas. Spojrzałem błagalnie na dziadka. Niech mi ktoś powie czemu to mnie upatrzyli na Wojownika, kompletnie nie mam drygu do walki tak ciężkim narzędziem. Po drugie o wiele bardziej lubiłem rozmawiać z innymi, aniżeli się z nimi tłuc. Co prawda umiałem posługiwać się wszelkiej maści nożami jednak nie po to aby iść na wojnę. Wolałem robić coś samemu, bez rozkazów nade mną. A najlepiej związanego z rozmowami, dlatego tak bardzo ciągnęło mnie na tą wyprawę delegacyjną. Vlad wszysto wyjaśnił Mirczy i Iseult, a ci po chwili kręcenia nosami zgodzili się abym pojechał. Dwa dni później spotkałem się z dziadkiem na dziedzińcu gotowy do drogi. Rodzice oczywiście nie zamierzali dać mi spokoju i przez czas jaki jeszcze byłem na zamku dojść mocno przycisnęli mnie w kwestii treningów.
- Moja ludzka forma nie będzie problemem? - spytałem dziadka. Wolałem wiedzieć czy mogę sobie na nią pozwolić, wszak nie chce ich urazić swoją postawą.

>Dziadku?<

Od Vlada III Cd Izaya

- Można powiedzieć, że tak.- odparłem spoglądając na wnuka. Mircza i Iseult stwierdzili, że na siłę zrobią go wojownikiem ale ja sam nie byłem pewien czy do młodego to pasuje.
- Znowu ojciec próbuje nauczyć Cię walczyć?- zapytałem na co Izaya skinął głową. Nie miałem pojęcia dlaczego mój syn aż tak się uparł żeby jego chłopak został wojownikiem. Moyses poszedł w jego ślady, Ezechiel postanowił zostać nekromantą, Sephora wspominała coś o zostaniu nauczycielką a Rachela skłania się ku pracy tłumacza więc nie mogłem zrozumieć dlaczego i Izaya nie mógł pójść swoją drogą.
- Wiesz co młody? Wpadłem na pewien pomysł. Za dwa dni wyjeżdżam w podróż dyplomatyczną. Może chciałbyś się zabrać?- zaproponowałem spoglądając na niego.
<Izaya?>

Claire Madeleine Ashes

Godność: Claire Madeleine Ashes
Data urodzenia: 14 czerwca 1473 roku
Wiek: 35 lat
Płeć: Lwica
Orientacja: Heteroseksualna
Stanowisko: Nauczycielka sztuki i piosenkarka
Miejsce zamieszkania: Królewski zamek

Od Vlada Cd Lucjusz

- Jasne.- powiedziałem po czym ruszyłem za Luckiem w kierunku wyjścia z pałacu. Po drodze natknęliśmy się na jedną z kucharek, która właśnie wybierała się na targ po zakupy. Poprosiła nas o pomoc w przyniesieniu zakupów a my chętnie się zgodziliśmy. Po około dwudziestu minutach marszu dotarliśmy do dzielnicy targowej. Od razu kiedy tam weszliśmy uderzył w nas aromatyczny zapach przypraw, gwar rozmów i mnogość kolorów w kramach z tkaninami. Uwielbiałem tą atmosferę panującą na targowisku i jego gwar.
- Muszę teraz iść porozmawiać z kilkoma osobami. Spotkamy się za jakąś godzinę przy straganie siostry lady Thatcher.- powiedziała kucharka po czym odeszła w sobie tylko znaną stronę.
- Lucek... Pomógłbyś mi wybrać prezent?- zapytałem spoglądając na brata.
<Lucek?>

Od Izay "Ucieczka przed obowiązkami"

Trzymałem właśnie w ręce dojść ciężki miecz, a przede mną stał ćwiczebny manekin. Za nim natomiast stał mój ojciec. Byłem już zmęczony tym treningiem przez co po prostu upuściłem narzędzie na ziemię, a to wydało cichy lecz nieprzyjemny huk.
- Izaya powinieneś ćwiczyć, aby zostać wojownikiem. - powiedział Mircza. Spojrzałem na niego z delikatnym mordem w oczach.
- Ojcze kiedy wreszcie zrozumiecie, że nie zamierzam nim być. - powiedziałem spokojnie patrząc w jego oczy. Jego tętno delikatnie przyspieszyło. Najwidoczniej lekko denerwowało go, że nadal się opieram tej jego decyzji. Postanowiłem wyjść z sali treningowej pomimo tego, że coś do mnie jeszcze mówił. Ruszyłem w stronę ogrodu z nadzieją, że będą tam lwy do poobserwowania. A może i nawet do pogadania z nimi. Jedynym minusem był fakt, że cały czas słyszałem to cholerne tętno osób dookoła mnie. Kiedy już byłem w ogrodzie w tłumie krzaków wypatrzyłem parę służących no i dziadka.
- Witaj Vlad, też uciekasz od obowiązków? - spytałem zachodząc go od tyłu i lekko się uśmiechając. Ten lekko podskoczył, najpewniej dlatego że się mnie nie spodziewał. Wszak już od dawna o tej porze codziennie trenowałem z ojcem. Po chwili jednak starszy lew, a zarazem król obrócił się w moją stronę.


> Dziadku? <

czwartek, 23 maja 2019

Hakimu wa Haki Upweke

Godność: Jej imię nie jest tylko mianem, które nosi przez całe życie. Jest to rada, wskazówka oraz wyznaczenie drogi życiowej. Godność tej lwicy brzmi bowiem Hakimu wa Haki Upweke, co w języku suahili oznacza "sprawiedliwy sędzia". Akceptuje skróty Hakimu i Haki.
Data urodzenia: 6 listopada 1486 roku.
Wiek: 21 lat.
Płeć: Lwica.
Orientacja: Heteroseksualna.
Stanowisko: Sędzia i nauczycielka prawa.
Miejsce zamieszkania: Stolica.

wtorek, 21 maja 2019

Od Vados CD Vlada III

Zaniemówiłam. Wszystko wokół mnie jakby straciło nagle sens, liczyłam się tylko ja i moje pociechy. Otuliłam je najmocniej jak tylko potrafiłam, uważając przy tym by ich nie zgnieść. Moje marzenie się spełniło, zostałam matką.
- Potrzebujesz czegoś?- usłyszałam.
- Nie- odparłam krótko.
Władca widocznie zrozumiał sytuacje w której się znajdowałam, bo wyszedł razem z pielęgniarkami. Zostawili mnie samą, cała aż promieniowałam szczęściem. Dopiero pod wieczór zaczęłam się robić senna. Po długich walkach w myślach postanowiłam się odprężyć i przymknąć oczy.

* Kilkanaście dni później*

Właśnie leżałam w swojej komnacie ze swoimi pociechami, otulając ich swoim ciałem. Jako zabawę upodobały sobie ganianie mojego ogona. Policzki bolały mnie od śmiechu kiedy cała trójka potykała się o siebie i zaliczały glebę by później wstać znowu i ganiać kitę. Byli tak samo ciekawi i energiczny jak ich ojciec, normalnie dwie krople wody. Uśmiechnęłam się ciepło na wspominki o zmarłym partnerze. Tak bardzo za nim tęskniłam, niestety nie byłam w stanie cofnąć tego co się stało wtedy w stadzie. W pewnej chwili usłyszałam pukanie, to zupełnie wyrwało mnie z mojej krainy fantazji. Zdezorientowana pokręciłam lekko łbem.
- Proszę- odpowiedziałam, spoglądając w stronę drzwi.
- Dzień dobry- skinął władca, wchodząc do środka.
- O.. Witam.. Nie spodziewałam się pańskiej wizyty tak wcześnie rano.. Na pewno postarałabym się trochę ogarnąć.. Racz wybaczyć panie.

Vlad?

poniedziałek, 20 maja 2019

Od Asagiri "Najlepsza cukiernia na świecie''

Dni deszczowe są takimi dniami, kiedy mam ochotę jednocześnie siedzieć na dachu i wsłuchiwać się w odgłos kropel, a jednocześnie siedzieć wygodnie pod kołdrą, trwając w ciepłym świetle świec, którymi rozjaśniałam komnatę. To aż zabawne, że coś tak prostego jak deszcz może wywoływać u mnie tak mieszane uczucia.
Nie chcąc jednak bezczynnie siedzieć przez cały dzień, wyszłam z komnaty, odrzucając na bok poduszkę, która jeszcze chwilę temu znajdowała się w moich ramionach, a ja wdychałam jej zapach, jakby był czymś najcudowniejszym na świecie. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam przechadzać się jak gdyby nigdy nic po korytarzach. Krążyłam bez celu, jakby nie mogąc znaleźć dla siebie zajęcia. Kiedy minęłam kolejny z wielu zakrętów, zobaczyłam Aries, która zdawała się być tak samo znudzona jak ja. Znałam ją, bo czasami widziałam ją w towarzystwie wujka Mirczy i jego narzeczonej Iseult. Spędzała czas z moim rodzeństwem, więc w tym ze mną, ale nie powiem, abyśmy były jakoś niesamowicie związane. Mimo wszystko podeszłam, bo dlaczego miałabym minąć ją  udawać, że jej nie widzę?
- Witaj Aries, wyglądasz jakbyś nie wiedziała co ze sobą począć - zaczęłam tę niezwykłą rozmowę, stając naprzeciwko rówieśniczki i uśmiechając się lekko, co ona prawie od razu odwzajemniła.
- Wyrocznia się znalazła - odpowiedziała, przewracając żartobliwie oczami.
- Więc chyba jesteśmy w tym we dwie. Zazwyczaj w czasie deszczu i nudy siedzę wygodnie pod pierzynką i pocieszam się słodkimi rzeczami do jedzenia, ale dzisiaj nie miałam ani ochoty siedzieć w łóżku, ani nie mogłam po prosić o coś słodkiego. Ostatnio usłyszałam, że nie powinnam tyle jeść, pfffff - mruknęłam niezadowolona.
- Gdybyś miała swoją własną cukiernię to pewnie nie byłoby takich problemów - Aries zaśmiała się krótko, a swoją wypowiedzią jakby otworzyła mi pewną szufladkę w umyśle. Mimo, że zapewne to była luźna sugestia, a może nawet żart to był on genialny.
- Jesteś genialna Aries. Załóżmy swoją własną, najlepszą cukiernię na świecie!

<Aries? tO jEsT gEnIaLnE XD>

piątek, 17 maja 2019

Od Vlada Cd Lucjusz

Pakowanie nie zajęło nam dużo czasu, w gruncie rzeczy to byliśmy gotowi już po dwudziestu minutach. Ojciec i dziadek podjęli decyzję, że pojedziemy konno i nie będziemy korzystać z teleportów. Droga była przez to znacznie dłuższa i bardziej uciążliwa ale dzięki temu mogliśmy zobaczyć większą część naszego królestwa. W sumie na końskich grzbietach spędziliśmy około dwóch tygodni. W końcu jednak dotarliśmy do stolicy namiestnictwa - Winterfell. Pierwszą osobą, która nas powitała na północy była adoptowana córka namiestników - Rose. Jako pierwszego przywitała Lucka, którego mocno przytuliła po czym skierowała się w moim kierunku i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Tak się cieszę, że przyjechaliście.- powiedziała po czym cmoknęła mnie w policzek a ja zarumieniłem się lekko.
- Ciebie też miło wiedzieć Rose.- powiedziałem uśmiechając się do niej szeroko.
<Rose?>

Izaya Dracula

Godność: Jest dumnym posiadaczem imienia Izaya. Jego brzmienie pochodzi od biblijnego Izayasza. Jest to jednak japońskie imię oznaczające "ten, który ogląda tłum". Nazwisko jego brzmi natomiast Dracula. Często jednak podaje nieznanym ową fałszywe imię Kanra lub Nakahara, a czasem i nazwisko Orihara. Przez to też bywa brany na cudzoziemca.
Data urodzenia: 11 maja 1491
Wiek: Przeżył już 17 lat i nie zamierza jeszcze umierać.
Płeć: Lew

środa, 15 maja 2019

Od Asagiri CD Exana

Omiotłam wzrokiem salę treningową, zatrzymując się na ruszających się, przypadkowych postaciach, które rozwijały swoje umiejętności w walce. Nie było w tym nic ekscytującego, zwyczajne osoby ćwiczące zwyczajne metody ataku. Parę z nich znałam na tyle dobrze, że mogłabym spokojnie do nich podejść, ale wolałam nie przeszkadzać. Jak się coś robi to nie powinno się przerywać, jeżeli nie jest to jakaś sprawa wielkiej wagi. A zwyczajne przywianie się, z pewnością nią nie było. Odwróciłam się do Exana, który w międzyczasie oddalił się o parędziesiąt centymetrów i oparł się o ścianę. Wodził wzrokiem po trenujących, jakby również doszukując się w nich jakichkolwiek cech, które mogłyby przyciągnąć uwagę.
- Lordzie... - zaczęłam i czekałam kilka sekund, dopóki mój towarzysz nie przeniósł na mnie wzroku - Możemy iść? Nie ma tu nic ciekawego, więc raczej nie ma sensu dalej tu stać. Chyba, że chcesz poćwiczyć, to spokojnie, jak chcesz mogłabym poczekać - dodałam po chwili i cierpliwie zaczekałam na odpowiedź. Exan jeszcze raz omiótł wzrokiem pomieszczenie, jakby chcąc dokładnie je zapamiętać.
- Myślę, że możemy iść, moja damo - odpowiedział, po czym odepchnął się od ściany i skierował się w stronę wyjścia, a ja poszłam za nim. Zlustrowałam go wzrokiem. Nie mogłam się zdecydować czy to przezwisko, jakie mi wymyślił, bardziej mnie irytowało czy schlebiało mi. Miałam zapewne takie same odczucia, jak on kiedy nazywałam go "Lordem", ale jednak jakaś część mnie była zadowolona z tego, że używa tego zwrotu kiedy się do mnie zwraca. To jest dosyć zabawne, że coś tak małego i nieznaczącego wywołuje u mnie taką mieszaninę sprzecznych emocji.
- Może wyjdziemy stąd? Szkoda by było, gdybyśmy ciągle siedzieli i dusili się w tym zamku, w którym korytarze są tak czasami zatłoczone, że ciężko przejść. Na zewnątrz jest przynajmniej bardziej ustronnie - popatrzyłam na mojego towarzysza, który przez chwilę się zastanawiał nad propozycją, a potem pokiwał głową z uśmiechem. Odwzajemniłam ten gest i skierowałam się w stronę wyjścia. Droga nie była trudna, ale nie była również łatwa, bo sala treningowa znajdowała się na przeciwległym końcu zamku, więc trzeba pokonać mnóstwo korytarzy i zakrętów. Naprawdę, ta budowla jest niebywale skomplikowana i nawet, jeśli ktoś się tu urodził to może się zgubić i to poważnie. No dobrze, może trochę przesadzam, ale to nie zmienia faktu, że zamek jest wielki i to bardzo.
Droga do wyjścia zajęła nam kilka minut, a raczej myślę, że właśnie tyle to trwało. Straciłam poczucie czasu, zajęta przez rozmowę i odpowiadanie na niektóre docinki i irytujące przezwiska. Właściwie to jedno, ale trochę podkoloryzowania nikogo nie zabiło i pewnie nikomu nie zaszkodzi.

<Exan? Męczone przez dwa, czy ileś, dni. Słabe, ale jest. I spoko, również nie miałam pomysłu, dlatego tak długo mi to zajęło xd>

poniedziałek, 13 maja 2019

Od Exana cd Asagiri

- O ile mnie pamięć nie myli, sama przyszłaś do mnie, abym ci zagrał- odparłem i zaśmiałem się cicho. Asagiri westchnęła tylko, a potem uśmiechnęła się. Muzyka potrafi ukoić, wzbudzać emocje w żywej istocie.
 Ale skąd pomysł, aby muzyka uzależniała? Są osoby, które odsłuchają jeden kawałek, a od razu przechodzą do innego, gdyż poprzedni im się znudził.
- No, ale jak chcesz, moja damo- dodałem krótko. Biała dama najwidoczniej ucieszyła się, że nazwałem ją "Damą" ale potem powiedziała.
- Nie jestem żadną damą, Lordzie.
- A ja nie jestem żadnym Lordem, moja damo- uśmiechnąłem się zadziornie.
Asagiri i ja droczyliśmy się w ten sposób, a ile przy tym było śmiechu, że aż przypadkowi przechodnie oglądali się za nami. Tak wesoło dotarliśmy na salę treningową, gdzie lwy uczą się walki.
- A tak, to po co my tu przyszliśmy?- zapytała Asagiri.
- Sam nie wiem, szliśmy gdzie nas oczy poniosły- Odparłem tylko i oparłem się o ścianę, obserwując trenujących.

<Asagiri> Wybacz, że krótkie, ale nie mam pomysłu xD

niedziela, 12 maja 2019

Od Vlada IV Cd Anabell

Całą noc myślałem o tym co stało się podczas wizyty władcy Malavii w naszym królestwie. Byłem zły, że nic o tym nie wiedziałem i cały czas zastanawiałem się co było przyczyną tej sytuacji. Anabell została już w zamku by uczyć się naszych zwyczajów. Po zakończonej ceremonii dwie służące zabrały ją do przydzielonej jej komnaty a ja poszedłem do siebie. Następnego ranka postanowiłem pójść do jej komnaty i zabrać lwicę na śniadanie. Zapukałem do jej drzwi, które błyskawicznie się otworzyły.
- Przyszedłem zaprowadzić Cię do jadalni na śniadanie.- powiedziałem po czym ruszyłem przodem aby wskazać jej drogę do jadalni. Kiedy tam dotarłem podeszły do nas dwie służące, jedna z nich zaprowadziła mnie do królewskiego stołu a druga Anabell do oddzielnego stolika przy którym siedziała już jakaś inna lwica. Na śniadanie była znowu owsianka z jakimiś niezidentyfikowanymi owocami, którą jednak dostała jedynie młodsza część osób przebywających w jadalni, dorośli dostali coś zupełnie innego. Z utęsknieniem patrzyłem na mojego dziadka i rodziców jedzących omlet z warzywami i szynką. Ja niestety musiałem zadowolić się moją niezbyt ciekawie wyglądającą papką. Po skończonym posiłku, do którego dostaliśmy jeszcze bułeczki cynamonowe ruszyłem na lekcje. Po drodze jednak spotkałem Anabell, która chodziła po korytarzu tak jakby czegoś szukała.
- Szukasz czegoś?- zapytałem podchodząc do niej.
<Anabell?>

Od Lucjusza Cd Vlada IV

Kiedy lew przyglądał obrazowi ja przyglądałem się jemu. Widziałem każdy ruch jego tęczówek oraz chwilowy strach jaki w nich zapanował. Szybko jednak przeobraził się on w fascynacje. Mimo to byłem dumny, że uzyskałem efekt przerażenia na kimś takim jak mój brat. Słysząc jego słowa lekko się speszyłem.
- Nie przesadzaj, to nawet nie dorównuje wielkim artystą. - powiedziałem pół szeptem kuląc się na stołku. Jakoś nadal nie umiałem przyjmować zbyt dużych komplementów. Jakoś tak mnie one przytłaczały. Chcąc dokończyć obraz zauważyłem, że kończy mi się błękitna farba.
- Nie chciałbyś może pójść ze mną do sklepu? - spytałem brata stawiając ostatnie kreski, aby bardziej skupić uwagę na tej jedynej ręce, która tak naprawdę chcę pomóc. Jednak nie koniecznie jest ona dostrzegana.

>Vladziu?<

Od Lucjusza Cd Vlada IV

Kiedy do mojego pokoju wszedł Vlad siedziałem na parapecie wpatrzony w niebo. Poszukiwałem jakiegoś natchnienia jednak kompletnie mi to dzisiaj nie szło. Dlatego trochę mnie ucieszyła wieść o zmianie naszego pobytu, może tam mnie coś złapie.
- Dzięki, że zabierasz mnie ze sobą. Zawsze to jakieś nowe doświadczenia. - powiedziałem z uśmiechem zeskakując z parapetu i podchodząc do łóżka.
- Jak myślisz będą tam mieli jakieś płótna i farby? - spytałem wyciągając wynoszoną i brudną od farby torbę na ramię. Wytrzepałem z niej stare zaschnięte już tubki z farbami i jakieś połamane pędzle. Rzadko malowałem poza zamkiem więc i torba rzadko była używana.
- Na spokojnie Lucek. Nie musisz brać swoich. - powiedział jak gdyby wiedział o co mi się rozchodzi. Spakowałem więc swoje ciuchy, tak aby mieć w czym chodzić i kilka swoich ulubionych pędzli. Jakoś zderzyłem się do nich przyzwyczaić. Po chwili szliśmy już do komnaty Vlada, aby zabrać też jego rzeczy i móc wyruszyć na północ. Ciekawiło mnie jak wygląda tamtejszy krajobraz i jak bardzo wszystko się różni od tego co mamy na co dzień.

>Vladzio?<
Y

sobota, 11 maja 2019

Aries

Godność: Aries Skrótów jej imienia jest kilka: Ari, Ies, Ais, Ares...chyba tyle. Jej ulubiony to Ari, chodź i tak bardzo lubi swoje pełne imię. Żadnymi nowymi skrótami nie pogardzi.
Data urodzenia: 26 czerwca 1491 roku
Wiek: 17 lat
Płeć: Lwica, a raczej mała lwica.
Mentor: Iseult Dracula
Przyszłe stanowisko: Na razie szczyci się stanowiskiem ucznia, jednak w przyszłości chce zostać skrytobójcą.

piątek, 10 maja 2019

Od Exana cd Ariannae



Słońce zesłało swe parzące promienie, a gdyby dodać do tego moje czarne włosy, ciemne futro oraz czarny płaszcz, zarzucony na ramiona przyprawiało mnie o nadmierny gorąc. Westchnąłem cicho, przemierzając ścieżką wytyczoną przez las, który spowijał cień baldachimów drzew, skrywając w sobie wielkie tajemnice. Poczułem, jak łagodne powietrze dostarcza mi dużo drogocennego tlenu, wypełnia moje płuca, poza tym czule mierzwił moją grzywę. Cisza. Cisza naturalnie występująca w naturze, od czasu do czasu, przerywana przez ptaki, wypełniając ją swoim pięknym śpiewem.

Zanurzając się głębiej w las, myślami kroczyłem gdzieś indziej. Gdzieś do odległego zakątku świata, gdzie znajduje się mój dom. Nadal nie mogę zapomnieć jego ciepła, kojącego głosu matki i denerwujące krzyki brata. Tęskno mi bardzo, ale... to wola mojego pana ojca, który postanowił zrobić ze mnie samodzielnego lwa. Bez rodzinnego skrzydła, musiałem polegać na swej intuicji oraz zmysłom.
Przyznam, że trochę brakuje mi krzyków żołnierzy mojego ojca, codzienna lekcja walki rozpoczynana i kończąca się szczękiem stali oraz okrzyków wojennych- ciągle docierały do mnie w komnacie, przez otwarty balkon, gdy przesiadywałem nad książkami. Zawsze wtedy podbiegałem do balkonu, aby spojrzeć na dziedziniec, gdzie ustawiali się żołnierze. Czekali, aż dowódca wybierze kogoś, kto nieźle sprawował się podczas treningu.
Na tle ich powiewających peleryn na czarnym tle widniał biały kruk... tego samego kruka dotknąłem klamry swego płaszcza.
Błądząc w odmętach swych wspomnień, nie zauważyłem, gdzie zmierzam, aż potknąłem się o wystający korzeń. Runąłem jak długi o ziemię. Ciszę przerwał gwałtowny dźwięk zbliżającego się znienacka jakiejś tajemniczej postaci. Biała postać uderzyła we mnie z ogromną siłą, potykając się o mnie. Już miałem skarcić pomyleńca coś w stylu "Patrz, jak łazisz" albo "Gdzie ty masz oczy!" Lecz gdy zilustrowałem wzrokiem napotkaną osobę, zorientowałem się, że to lwica. Bardzo znajoma mi z wyglądu piękna lwica....
Powstałem i przyjrzałem się jej bliżej. Znam ją... Czas wywietrzył mi o niej pamięć, ale skrawki z przeszłości zaczęły przybierać bardziej kolorystyczny wygląd.

- Ariannae!- wykrzyknąłem to, jak kociak na widok jakiegoś niewyobrażalnego szczęścia. Ariannae przez chwilę wpatrywała się we mnie lekko zdziwionym wzrokiem, ale i jej zaczęło jej się coś przypominać. Zrobiłem kilka kroków, swoją masywną łapą przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Ariannae wtuliła głowę w moją grzywę, jak mały kociak, któremu dano delikatną poduszkę.

- Exan, nie sądziłam, że cię tutaj spotkam- powiedziała stęsknionym głosem. Nie odpowiedziałem, położyłem łapę na jej grzbiecie i zacząłem nią jeździć czule, jak to się robi przy objęciach. Ona odpłaciła się tym samym.

- Co ty tutaj robisz?- pyta szczęśliwa.

- Mieszkam tutaj, w zamku mego ojca nie mam czego szukać.

- Przykro mi, ale przynajmniej nie będziemy słuchać reprymend naszych rodziców, za to, że się teraz możemy spotykać, od rana do wieczora.

- Przyjaciele na wieki?- przypomniałem jej nasze motto.

- Tak, przyjaciele na wieki.

Złączyliśmy się jeszcze raz w mocnym objęciu, czując intensywny i miły zapach, jaki wydzielała Ariannae, wzbudził we mnie poczucie, że pieści mój nos. 
- A tak a propos, to, co robiłaś, po tym, jak się rozstaliśmy?

<Ariannae?>

Od Ariannae - Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. Ku przygodzie!

Słońce chybiło się już powoli ku zachodowi, ustępując miejsca złowieszczej nocy, która jakby czując panujący nerwowy nastrój, postanowiła obdarować nasz świat nieprzyjemnym chłodem i zimnym deszczem, którego nie zdołałam uniknąć. Osłonięta tylko resztkami zżółkniałych liści i dużymi koronami drzew, obserwowałam smutny krajobraz, gdzie zarówno maleńkie, jak i duże krople wody spadały z ciemnych chmur niczym harem rozwścieczonych szerszeni i atakowały wszystko, co napotkały na swojej drodze, pozostawiając po sobie tylko chaos... Miliony myśli... Takich właśnie jakie w tej chwili przelatywały mi przed oczami, których nie sposób było zatrzymać i które kłuły jak maleńkie szpilki wbijane w równie niewielkie ciałko... Nie potrafiłam ich uporządkować. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość mieszały się ze sobą, rozsiewając istny zamęt... Nie chciałam tak zareagować, nie chciałam znowu kogoś odtrącać. Nie chciałam widzieć strachu i niepewności w oczach tych, którzy, choć odrobinę darzyli mnie uczuciem. Czasu jednak nie cofnę — pomyślałam smętnie, zanurzając się we wspomnieniach. A było to tak:
„Było wczesne, dość mroźne popołudnie, gdy wraz z najpotężniejszym, a zarazem najlepszym samcem na świecie przemierzałam tereny naszego królestwa, by lepiej poznać ich sekrety i pojęcia, by później samej móc opowiadać to swoim dzieciom. „Zabawne nie?” - pomyślałam, zerkając na jego białe jak śnieg futerko z małymi cętkami na grzbiecie i ogonie oraz niebieskim wręcz błękitnym opuszkom łap. Słuchając i wchłaniając każde słowo samca u mego boku, uważnie stąpałam z uniesioną głową i prostą sylwetką po pokrytym przez biały puch ścieżką, bo według niego, tak właśnie winien poruszać się każdy dostojny przywódca, którym i ja miałam kiedyś zostać. Moja mama, jak i tata rządzili jedną z najsilniejszych i najstarszych stad. Byłam ich jedyną córką, choć nie jedynym dzieckiem. Był to dla mnie zatem wielki zaszczyt, choć zdawałam sobie sprawę z obowiązków, jakie przy tym mnie czekają.
- Ariannae, słuchasz mnie? - potrząsnęłam gwałtownie głową, spojrzawszy w błękitne jak niebo oczy tatusia, które po nim odziedziczyłam.
- Um... wybacz tatusiu, zamyśliłam się trochę. - odrzekłam, patrząc przepraszająco na niego, choć nie wydawał się zbytnio tym przejętym. Uśmiechnął się do mnie, po czym nagle przygarnął do siebie i mocno przytulił.
- Nic się nie stało córeczko — szepnął mi czule do ucha, co uwielbiałam najbardziej. To jedna z niewielu chwil, w moim krótkim życiu, które były warte zapamiętania. - Mówiłem ci już, że jesteś moim skarbem? - spytał, patrząc mi głęboko w oczy, a ja z cichym śmiechem ochoczo pokiwałam główką. „Tak bywa, gdy jest się ukochaną córeczką tatusia” - pomyślałam, wtulając się w jego miękkie, białe futerko, gdy nagle coś mną szarpnęło, odrzucając w gęste krzaki.”
Ocknęłam się z transu, nim dotrwałam do końca wspomnienia i czując na policzkach słone strumyki łez, szybko wytarłam je łapą. Wstałam, rozglądając się na boki. Było bardzo późno. Na tle czarnego nieba przebijał się przez mgłę okrągły księżyc, mętnie oświetlając spowitą przez mrok i zwątpienie drogę.
- Czas ruszać — szepnęłam do siebie, stawiając powoli pierwsze, małe kroczki. Krocząc ku nieznanemu, przemierzałam ten tropikalny las, nie zastanawiając się, czy gdzieś w oddali nie czyha na mnie niebezpieczeństwo. Nie zwracałam uwagi na pohukiwanie sowy ani skrzeczące gałęzie drzew, czy deszcz, który przeszył mnie swoim zimnej na wskroś. Nie mogłam wszak nic na to poradzić. Taki już los samotniczki, która opuściła domowe zacisze. Stado, królestwo i jeszcze raz kolejne stado. Zmieniałam je tak naturalnie, jak zmieniają się pory roku. Nigdzie nie potrafiłam zagrzać miejsca, odnaleźć się wśród rówieśników. Zawsze znajdowałam jakieś „ale".
- Sama już nie wiem, co robię i dokąd idę. Może trzeba było zostać w domu? Rodzice na pewno ucieszyliby się z mojego powrotu. - przystanęłam na chwilę, oglądając się za siebie. Serce podpowiadało mi, bym zawróciła, lecz dusza i talizman, który otrzymałam od Bogini, pchały mnie w zupełnie innym kierunku. I choć próbowałam oprzeć się ich woli, za każdym razem ponosiłam klęskę. Po kilku próbach poddałam się, pozwalając mojemu ciału podążać dalej. W końcu mój żywioł to niebezpieczeństwo. Kiedyś bardziej uwielbiałam dreszczyk, jaki przepływał przez moje ciało w postaci gorącej krwi. Zawsze, gdy trzeba było pójść na przeszpiegi, co najbardziej lubiłam, działy się dziwne rzeczy. Przywódcy zazwyczaj wysyłali swoich skrytobójców. Jak dla mnie wysłanie nierzucającego się w oczy lwa na taką misję to tak jak podanie podejrzeń na złotej tacy. Nie wiem, czemu tak to się mówi, ale mniejsza z tym. Zawsze spisek wychodził na jaw. Aż pojawiałam się ja. Zbierając informacje o tym i o tamtym, zawsze byłam w centrum uwagi. Dzięki temu nikt nie podejrzewał, że mogłabym być szpiegiem. Zawsze po udanej misji, odchodziłam z danego królestwa, pozostawiając sprawy własnemu losowi. Mam w końcu dożywotnie zwolnienie ze służby. Za co? Za to, że uwiodłam najważniejszego lwa w kraju? A może dlatego, że miałam dość nacisków ze strony przywódców, iż powinnam skupić się na „rozmnażaniu"? Skończyłam z tym... Szukam od pewnego czasu spokojnego i bardzo romantycznego miejsca, gdzie nikt nie będzie mi mówił, kim mam być i jak żyć...
- Jawwwnnn, łapy mam jak z waty — powiedziałam do siebie, przeciągając się, po czym rozejrzałam się po raz któryś. Z uśmiechem dostrzegłam niewielką jaskinię, której tamtej nocy, postanowiłam przenocować. Nastał już nowy dzień, choć zdawałoby się, że dopiero co zaczęła się noc. Rześkie powietrze po deszczu i cisza lasu... wszystko było takie cudowne, a najbardziej to leżenie w słońcu na łące i spoglądanie w bezchmurne niebo... Nie sądziłam, że spędzenie wolnej chwili na lenistwie, będzie takie przyjemne. Brakowało mi tego ciepła, gdy na mój pyszczek wkradał się uśmiech, albo tego przyjemnego mrowienia, gdy śmiałam się wniebogłosy i pękałam na ziemi, trzymając się za bolący brzuch. Błogość tliła się we mnie, ale przez jeden mały szczegół, nie potrafiłam do końca cieszyć się tym dniem. Znajdowałam się w jakimś królestwie. Byłam tu obca, więc w każdej chwili mogłam zostać zaatakowana. Coś jednak mi podpowiadało, że to właśnie tutaj miałam się znaleźć. Bogini przyprowadziła mnie w to miejsce, więc nie zamierzałam uciekać. Zamiast tego wspominałam dawne czasy. Przypomniało mi się lato, gdy miałam ochotę zabić słońce...
„Moje głośne sapanie słychać było w całej okolicy, a to wszystko przez to cholerne słońce, które akurat tego dnia musiało zaszczycić naszą planetę swoją jakże pożądaną obecnością, oddając nam swoje jakże potrzebne ciepło, bez którego normalnie wymarlibyśmy z wyziębienia!” - pomyślałam ze zrezygnowaniem, rozglądając się na wszystkie strony i lekko zdyszana, jak po maratonie, opadłam bezwiednie pod drzewem. „Rozpuszczę się zaraz jak cukier” - przyszło mi na myśl, gdy z każdą minutą coraz bardziej brakowało świeżego powietrza, a przecież był to dopiero początek dnia. Spojrzałam z nadzieją w oczach w bezchmurne niebo, gdzie słonce niemiłosiernie grzało, a wiatr, jakby stracił swoją moc i ustał w jednym miejscu. „Ja chcę już zimę!” - krzyknęłam w myślach, przewracając się na plecy z głośnym jękiem, jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc. „Rusz się i pobiegaj!” - szepnął mi mój głosik zamyślonym tonem. „Teraz? Czyś ty zwariował?!” - wrzasnęłam na niego, kręcąc głową z politowaniem. „Może trochę, ale lepsze to niż patrzenie, jak tyjesz w oczach". - sapnął z wyczuwalnym znudzeniem, a mnie aż ciśnienie podskoczyło. „Cooo?!” - zacisnęłam mocno zęby - „Czy ty uważasz, że jestem gruba!?". - spytałam zła, głośno przy tym warcząc. ”No do chudych nie należysz...". - odpowiedział ze śmiechem, lecz jakby niepewnie. Oj stąpasz po kruchym lodzie...” Jak ja ci zaraz... „- warknęłam, wstając na równe łapy. „Jakbyś nie był częścią mnie, to bym ci skwasiła ten twój pyszczek.” - ruszyłam wolnym truchtem przez łąkę. „Ale nie masz takiej możliwości, moje szczęście". „Ciesz się, puki możesz” - powiedziałam i zaczęłam biec, by choć odrobinę poczuć chłodny wiatr we włosach.” Mówi się peszek. Nic na to nie poradzisz, że Cię dręczę”. ” Oj zamknij się już i mnie nie wkurzaj!" - przyśpieszyłam jeszcze bardziej, choć łapy odmawiały mi już posłuszeństwa. Kropelki potu spływały ze mnie, tworząc cienkie stróżki, które kaskadą spadały na rozgrzaną glebę”. „Dobra już sobie idę... Zawołaj, jak zatęsknisz hehe”. „Jak se narysujesz”. „Tylko się nie popłacz czasami i już się nie denerwuj, bo złość piękności szkodzi”. „Grrrr”.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, po czym wstałam. By rozprostować kości, ruszyłam pędem w stronę lasu, dokładnie tak, jak feralnego dnia.
Coś nagle wyskoczyło z ciemności i z głośnym piskiem zaryło o ziemie. „Za blisko, nie zdążę wyhamować!” - pomyślałam, nim z hukiem wpadłam na tajemnicze stworzenie. To chyba lew...

Ktoś?

Ariannae Ikashirae Endinaril

Godność: Od narodzin jej rodzicom trudno było wybrać dla niej odpowiednie imię, które, choć w połowie pasowałoby do jej żywiołowego charakteru. Ojciec, zaślepiony całkowicie miłością do swej jedynej córeczki, nie godził się na byle jakie nazwanie jego oczka w głowie. W końcu jednak po wielu kłótniach i dyskusjach wraz ze swoją królową nazwali ją Ariannae Ikashirae Endinaril. Dla przyjaciół i rodziny — Ari/Aria/Ariana.

Od Asagiri CD Exana

W nocy wszystko jest proste. Najbardziej szczegółowe plany w wszechogarniającym zmroku wydają się proste, niczym stworzone dla dzieciaka. A tymczasem, kiedy słońce wstaje, na nowo nachodzą nas wątpliwości, nie ważne czy myśleliśmy nad czymś minutę, czy godzinę. W nocy każde zmartwienie wydaje się błahostką, nic nie wartą myślą. Ale niestety, jedna noc to za mało, aby rozwiązać wszystkie problemy. Życie byłoby łatwiejsze, gdyby w snach dałoby się wyeliminować źródło naszych zmartwień, niechcianą myśl czy chociażby ból po stracie. Lecz to, o czym myślałam kiedyś przed zaśnięciem, ponownie zaatakowało mnie dzisiaj, również w tej samej porze dnia. Przechodziłam przez to, przez co każdy w moim wieku przechodzi. Jedni znoszą to lepiej, inni gorzej, a ja zdecydowanie należałam do tej drugiej grupy. Lubię myśleć i analizować problemy, nie tylko moje, ale również i innych. Przez co koniec końców musiały mnie dopaść wątpliwości. Coś, czego najbardziej w życiu nienawidzę. Nienawidzę być czegoś niepewna, na przykład tego, czy dobrze postępuje. Bo to sprawia, że mam ochotę się wycofać z życia, a tego nie chcę za nic.
Kiedy się obudziłam, słońce od dawna już świeciło na niebie. Gdy wstałam, od razu zabrałam się za czesanie włosów, jakoś była to pierwsza rzecz, jaką robię zaraz po przebudzeniu. W swojej ludzkiej formie, miałam je niesamowicie długie, co utrudniało mi robotę i sprawiało, że ta czynność pochłaniała większość cennych minut podczas porannej rutyny. Lecz byłam przyzwyczajona, więc z dnia na dzień zdawało się to trwać coraz krócej i krócej. Tak też było i dzisiaj, więc w o wiele mniejszym czasie niż chociażby tydzień temu, udało mi się w pełni przygotować na ten dzień i wyjść z komnaty. Na korytarzu było mnóstwo osób, czego się spodziewałam po tak późnej godzinie. Próbowałam wypatrzeć kogokolwiek znajomego, ale niestety te próby spełzły na niczym. Pewnie moje rodzeństwo już zajmowało się codziennymi obowiązkami, szkoleniami, wspólnym eksplorowaniem zamku czy cokolwiek oni mieli aktualnie do roboty. Jedynie ja zaspałam. Ale cóż mam poradzić, melodia, którą mi wczorajszego wieczoru zagrał Exan uśpiła mnie w trybie natychmiastowym. To dosyć dziwne, czy on posiadał jakąś moc, dzięki której jego muzyka o wiele bardziej trafiała do osoby, która jej słuchała? Nawet jeżeli nie, to nie odebrało mi to przyjemności płynącej ze słuchania jej.
Mówiąc o Exanie, kiedy zeszłam po schodach na niższe piętro zobaczyłam go przechadzającego się po korytarzach, prawie tak samo jak ja. Raczej oboje nie mieliśmy w tym żadnego celu, a jedynie zwiedzaliśmy zamek dla pewnego rodzaju "zabawy". Przyspieszyłam kroku i podeszłam do Exana.
- Wyspałaś się? - zapytał kiedy byłam w wystarczającej odległości, abym mogła to usłyszeć. Uśmiechnęłam się i splotłam ręce na plecach.
- Powinnam raczej zapytać się o to ciebie. teoretycznie poszedłeś spać później niż ja - uważałam to za dosyć śmieszny sposób rozpoczynania rozmowy, ale wytrwale brnęłam w ten temat - Odpowiadając na twoje pytanie to tak, wyspałam się i to bardzo. A wszystkiemu winna ta muzyka, którą grasz, musisz przystopować, bo mnie uzależnisz od niej. A skutki tego mogą być opłakane, jak tak sobie o tym myślę, wiesz? - dodałam po chwili, zmieniając trochę temat.

<Exan?>

Od Exana cd Asagiri

- Mihnea to twój ojciec?- zapytałem lekko zaskoczony tym faktem, ale potem spojrzałem w stronę odchodzącego lwa.
 Z racji tego, że nadchodziła późna pora Asagiri musiała już iść, ale pozwoliła mi odprowadzić ją do jej komnaty.
- Do zobaczenia, do kiedyś, Lordzie Ravenwood.
 Zniżyłem się, aby uzyskać swobodny kontakt wzrokowy z Asagiri.
- Mówię ci, nie jestem Lordem. Mów mi Exan.
- Starszym nie powinno się mówić po imieniu, nie wypada- burknęła i lekko przekrzywiła usta w niewinnym uśmiechu.
- Prawda, ale nie wtedy, jak ktoś na to pozwala. Jak ci mówię, że możesz mi mówić po imieniu, to nawet jakby się paliło, waliło wołaj na mnie Exan, zapamiętasz?
- Tak- odparła z uśmiechem.
Wstałem na równe nogi.
- Dobrze, a więc do kiedyś tam, Asagiri.
 Asagiri zniknęła za drzwiami swojej komnaty. Odchodząc powoli, rzuciłem okiem odruchowo w stronę drzwi komnaty, myśląc, że Asagiri wynurzy stamtąd swoją uroczą główkę. Jednak nic się takiego nie wydarzyło, więc podążyłem schodami prowadzącymi w dół do swojego pokoju.
Noc okazała się szybka i natychmiast zasłoniła niebo swoją mroczną kołdrą, na której pojawiły się skrzące gwiazdy. Wychyliłem głowę przez okno, oddając się totalnemu skupieniu na orzeźwiającym wiatrem.
Nagle usłyszałem, że drzwi do mojej komnaty się otwierają. Odwracam się i widzę wyłaniającą się głowę Asagiri.
- Hej, co ty tu robisz?- zapytałem
- Nie mogę spać, za dużo myślę.
 Uśmiechnąłem się na jej widok.
- Ehm, więc co mogę dla ciebie zrobić?
- Zagrasz dla mnie?- spytała po czym wyciągnęła lirę.
 Asagiri poprowadziła mnie do swojego pokoju, ta wskoczyła pod kołdrę.
- Twoi rodzice śpią?
- Nie, wyszli gdzie w jakiejś ważnej sprawie...
- Hmm no to do dzieła- powiedziałem i złapałem znany mi instrument, od razu czując z nim więź.
Spojrzałem na niebo, na którym górował księżyc w pełni, a jego srebrzyste światło wpadało do środka pokoju. Spojrzałem na jego piękny blask, a wokół niego towarzyszyły mu gwiazdy. Nawet nie wiem kiedy zacząłem grać. Lekkie i powolne ruchy palców same współgrały ze strunami, a ich owocem była miła i uspokajająca melodia, która łatwo wpadała w ucho. W trakcie gry, narodziło się we mnie poczucie, że jestem komuś potrzebny, że w każdej chwili mogę komuś pomóc- to bardzo pokrzepiające uczucie. Gdy skończyłem, Asagiri już zasnęła. Jej brzuch spokojnie unosił się w rytmie powolnego oddechu. Bezszelestnie wycofałem się z pokoju.

<Asagiri?>

wtorek, 7 maja 2019

Od Anabell CD Vlad IV


Kątem oka spojrzałam na twarz mojej matki i próbowałam z niej odczytać uczucia lwicy. Trudno było określić jej humor. Z jednej strony była uśmiechnięta, ale z drugiej co chwilę uśmiech z jej twarzy znikał i na jego miejsce pojawiała się poważniejasza mina. Skierował mój wzrok przed siebie, a dokładnie na mego ojca, który nie wiem czemu nie, był już królem Malavii. Nagle poczułam, że moja matka ciągnie mnie za rękę, więc obróciłam się i poszłam w jej kierunku. Gdy już doszłyśmy na dziedziniec, przed powóz z końmi, zatrzymałyśmy się.
- Poradzisz sobie, oni zapewnią ci wszystko co jest potrzebne. Ja teraz będę musiała wrócić z twoim tatą do domu. Żegnaj Anabell. - te słowa wypowiedziała moja mama pod koniec naszego pożegnania.
- Żegnaj Alice, moja matko - uśmiechnęłam się do mamy i taty, którzy wsiadali już do wozu. Po paru minutach konie ruszyły. 
* Następnego dnia * 
Obudziłam się w komnacie, którą przydzieliły mi dwie służące. Rozciągnęłam się i z chęcią wstałam z łóżka. Powędrowałam do łazienki, żeby zaliczyć poranną toaletę. Ubrałam się, uczesałam i wykonałam inne takie podstawowe rzeczy . Po tym wszystkim otworzyłam okno, gdyż chłodnego powietrza nigdy nie za dużo. Wtem do moich uszu dobiegł dźwięk pukania do drzwi. Szybkim krokiem podeszłam do klamki i na nią nacisnęłam pociągając do siebie. W wejściu zobaczyłam Vlada. 
<Vlad IV?>

Zmiany małe i duże

Uwaga! 
W związku z pewnymi dość kłopotliwymi sytuacjami mogącymi nastąpić w przyszłości postanowiliśmy zmienić system przeliczania wieku. Od dzisiaj lata będą liczone jak normalne, ludzkie. Zmianą wieku członków na blogu zajmie się administracja. 


Drugą ważną sprawą jest przemodelowanie formularza. 
  • Punkt Imię zostaje zastąpiony przez Godność, która jest rozumiana przez imię, nazwisko oraz wszystkie przezwiska i pseudonimy lwa. 
  • Do daty urodzenia dodajemy od tej pory również rok. Aktualny rok będzie się znajdował w rozsuwanym panelu bocznym z informacjami. 
  • Dodany zostaje punkt Miejsce zamieszkania. Jego dodanie zostanie przeprowadzone po aktualizacji Terenów oraz stworzeniu map.
  • Dodany zostanie punkt Orientacja by uniknąć ewentualnych błędów w opowiadaniach.
  • Do aparycji zostanie dodany podpunkt Wygląd po przemianie, gdzie będzie trzeba podać zdjęcie ludzkiego odpowiednika lwa. 
Trzecią w kolejności sprawą jest zmiana w wyglądzie zakładki Tereny
Zostanie ona podzielona na podkategorie:
Ziemie Korony - Zarządzane bezpośrednio przez króla
Północne Namiestnictwo - Północna część doliny Bucurie
Południowe Namiestnictwo - Południowa część doliny Bucurie 
Wschodnie Namiestnictwo - Wschodnia część doliny Bucurie
Zachodnie Namiestnictwo - Zachodnia część doliny Bucurie 
W późniejszym czasie dołączą do tego również prowincje 

To jak na razie tyle, ostatnią informacją jest aktualnie panujący u nas rok a mianowicie... 
1506 

Administracja 
a głównie admin główny Vlad

poniedziałek, 6 maja 2019

Od Vlada IV Cd Lucjusz

Przyglądałem się obrazowi namalowanemu przez mojego brata. Lucek miał niewątpliwy talent i wiedziałem, że kiedyś osiągnie wiele wspaniałych rzeczy. Jego obraz był specyficzny, patrząc na niego wyczuwałem strach emanujący od skulonej na środku płótna postaci. Otaczające ją dłonie, przypominające nieco zakrzywione szpony dzikich ptaków, sprawiały, że po moich plecach przechodził niepokojący dreszcz. Im dłużej wpatrywałem się w obraz tym większy czułem niepokój a strach coraz bardziej ogarniał moje ciało. Mimo wszystko jednak równocześnie ogarniała mnie fascynacja, która nakazywała coraz uporczywiej wpatrywać się w płótno i szukać wszystkich jego szczegółów.
- Lucek... Jesteś artystycznym geniuszem...- powiedziałem otrząsając się z tego dziwnego stanu w który wpadłem kilka minut wcześniej.
<Lucek?>

Od Rin CD Ter Signum

Nie lubię kiedy ktoś próbuje czytać w moich myślach bez pozwolenia. Uważam to za naruszenie mojej prywatności i pogwałcenie podstawowych zasad moralnych. Nie powinno się robić czegoś drugiej osobie, podczas, gdy mamy podejrzenie, że może nie zareagować zbyt dobrze. Zwłaszcza, jeśli chodzi o coś tak osobistego jak myśli i wspomnienia. Stało się i nie czuję się zbyt dobrze z faktem, że musiałam po prostu wyprosić mojego niedawnego towarzysza, mimo, że pewnie miałabym wiele do powiedzenia, gdybym tylko wszystko sobie poukładała.
Ter Signum poszedł, nie czekając na żadną moją odpowiedź, protesty czy cokolwiek innego. Po prostu poszedł, zostawiając mnie sam na sam z roślinami i czymś, co aktualnie znajdowało się w pobliżu, a ja nie raczyłam tego zauważyć. Fuknęłam ze złością, gwałtownie odwracając się i kierując się w stronę zamku, skoro nie miałam nic innego do roboty.
- Jasne, skoro masz być takim idiotą, to po prostu sobie pójdę i nie proś mnie o nic więcej - mruknęłam do siebie zdenerwowana i z tej całej frustracji kopnęłam kamień, który przypadkowo znalazł się na mojej drodze. A to pech i dla mnie, i dla tego kamyka.
Wróciłam do zamku, a zarazem do swojej komnaty, jedyne czego oczekując to spokój. Rzuciłam się na łóżko, kryjąc swoją twarz w poduszce i trwając w tej pozycji przez kilka następnych minut. Zapach materiału mnie dziwnie uspokajał moje skołatane nerwy, wyciszał i pozwalał się odstresować. Nie kojarzył mi się z niczym, po prostu był niezwykle przyjemny. Intensywny, ale przyjemny.
- Nie chce mi się nic, dosłownie nic - pewna myśl wymsknęła mi się i skończyło się na tym, że powiedziałam ją na głos. Nikogo tu nie było, więc w sumie to nie miało żadnego znaczenia, ale cieszyłabym się, gdybym potrafiła kontrolować moje odruchy chociaż w tym stopniu, że wybieram, co ma usłyszeć świat, a co mam zatrzymać dla siebie w postaci mojej własnej tajemnicy, która nigdy nie ujrzy światła dziennego. Tak, to by było nadzwyczaj przyjemne.
Myśląc o tym, zapadłam w sen, mimo, że była dosyć wczesna pora i zdecydowanie spanie w tym momencie nie byłoby naturalne, a przynajmniej dla mnie.
~*~
Obudziłam się wieczorem, a z racji tego, że moje siły były zregenerowane, jakby było co najwyżej południe, postanowiłam się przejść, mając nadzieję, że miło i przyjemnie spędzę czas ponownie siedząc na owym murku, co dzisiaj rano. I ponownie czując lekki, chłodny wiaterek na skórze, który wywoływał delikatne, ale przyjemne, dreszcze na moim ciele.

<Ter? fAmE mMa :333>

Od Vlada III Cd Vados

Pielęgniarka podała malucha Vados a ja wstałem z zajmowanego przez siebie krzesła i ruszyłem w stronę pomieszczenia, gdzie złożono ciałka dzieci lwicy. Wszyscy błyskawicznie zeszli mi z drogi i pokazali lewki. Było ich pięć, wszystkie maleńkie i kruche. Podszedłem do nich powoli i położyłem na nich swoje ręce po czym zacząłem gromadzić swoją moc.
- Locuiesc.- wyszeptałem a dwójka z młodych ocknęła się i zaczęła popłakiwać. Najwyraźniej pozostała trójka rzeczywiście urodziła się zbyt wcześnie i nie była zdolna do życia. Wziąłem dwójkę młodych na ręce po czym ruszyłem z powrotem na salę gdzie była ich matka.
- Tej dwójce też się udało...- wyszeptałem podając maluchy Vados po czym znowu usiadłem przy jej łóżku.
- Potrzebujesz czegoś?
<Vados?>

Od Ter Signum CD Rin

— Witaj,
Ze spokojem obserwowałem lwicę przede mną, dumnie unoszącą pysk. Pomimo jej nagłego najścia, wywarła na mnie całkiem przyzwoite pierwsze wrażenie, choć wypowiedź była dość widocznie wymuszona, a sama Rin Kagamine wyglądała, jakby miała zaraz stąd pójść, uznając mnie za ducha, ale nie, wolę do tego nie dopuścić.
— Ter Signum Venom. Mam nadzieję, iż będziemy prowadzić owocną współpracę na naszych pokrewnych stanowiskach. –Wymusiłem uśmiech, po chwili siadając na ziemi. – Jeżeli to nie byłby dla ciebie problem, poprosiłbym o krótkie pokazanie mi terenów Królestwa – powiedziałem szybko, cały czas utrzymując spojrzenie lwicy. – Oczywiście, jeśli to nie problem.
Zawahanie przeszło zmarszczką przez nos Rin Kagamine, następnie cień przesłonił zieleń jej oczu, aż w końcu słowa dotarły pyska, lecz wypowiedziane z powątpiewaniem przyniosły odwrotny skutek, przez co odwróciłem łeb w stronę wstającego Słońca, by posłać mu uśmiech, po czym siląc się na obojętność, dałem lwicy jedynie potwierdzenie:
— A więc prowadź, proszę.
Rin Kagamine przez dłuższą chwilę prowadziła mnie przez ziemistą równinę, z niewielkimi źródłami obok drzew czy przerzedzonych niskich krzewów, które mimo swoich ostrych kolców, wyglądały na bezbronne i smutne. Większe skupiska kujących roślin były rozsiane na północ od nas, więc przedstawiciele tego gatunku na tych polach musiały czuć się odrzucone przez swoich. Kora drzew była sucha i twarda, lecz liście w dotyku były miękkie i nawodnione. Przyśpieszyłem kroku, by dogonić kompankę, której mój brak nie sprawił większej różnicy, pomijając wydzielaną przez nią niespokojną aurę.
— Rin Kagamine? – Głosem próbowałem zwrócić na siebie uwagę, lecz mimo to lwica szła nadal przed siebie. – Rin Kagamine? – spróbowałem ponownie, tym razem otrzymując rozbiegane spojrzenie na moją sylwetkę. – Co to za równina?
Na jej pysk powróciło zadumanie, zmieszane z krótkim zastanowieniem utworzyło niezwykle zdawkową odpowiedź.
— Sawanna – zielonooka odpowiada, po chwili znów pogrążając się w rozmyślaniu, co niemiłosiernie kusi mnie do wniknięcia do jej myśli, lecz nim mogę wykonać jakikolwiek ruch, czuję pulsowanie nad uchem, a następnie niesamowicie cichy głos, powoli zamieniający się w warczenie.
~Nawet się nie waż~
~Myślę, że nie będzie takiej konieczności, jeśli po prostu powiesz mi, żebym nie zabierał Ci czasu~ odpowiadam, ignorując powiększający się ból w czaszce, nie krzywię się, nie daję pokazać, że jest to bolesny zabieg i wyczuwalny. Jednak pulsowanie znika krótki czas po tym, a szara lwica pojawia się obok mnie.
— Idź stąd po prostu, nie wiem czy...
— Dobrze, Rin Kagamine, idę – odpowiadam od razu, nie dając jej dokończyć.

<Rin Kagamine?>

Od Vlada IV Kwiat północy

Brałem udział w kolejnej arcynudnej lekcji w wykonaniu pani profesor Americi Shindler. Niby powinienem się cieszyć bo nie musiałem grzebać z ojcem i dziadkiem w stertach papierów i dokumentów. Obaj uważali, że jest to zajęcie nudne i bardzo nużące więc zazwyczaj zwalniali mnie z obowiązku pomagania im. Mimo wszystko jednak o wiele bardziej wolałbym siedzieć w gabinecie dziadka przy układaniu papierów, słuchaniu wrednych dyplomatów, pisaniu tysięcy listów i uczeniu się milionów nazw państw, imion władców i stosunków panujących między naszymi państwami niż po raz już dziesiąty słuchać o rozmnażaniu bezpłciowym jednokomórkowców. Nie mam nic przeciwko biologii ani nauce w szkole jednak jako że ojciec zatrudnił dla nas najlepszą guwernantkę w królestwie gdy byliśmy dziećmi, to obecnie po przejściu przez ręce panny Leontiny Vaduvy, niewiele było rzeczy, których nie wiedzieliśmy. Moja dawna guwernantka, z którą notabene wciąż mam lekcje, bardzo przykładała wagę do odpowiedniej edukacji, była bardzo wymagająca i nie znała całego wachlarza słów takich jak: nie wiem, nie potrafię, nie chcę, nie dam rady, nie muszę oraz wielu innych, których również i ja już nie pamiętam. W tej chwili również dla mnie wszystko jest możliwe. Wracając jednak do tej jakże nudnej lekcji. Panna Shindler właśnie opowiadała nam o tym, jak rozpoznawać poszczególne rodzaje grzybów, co czyniła już trzeci raz, a trzeba przyznać że mówiła tak monotonnym i jednostajnym głosem, że większość uczniów była już właściwie bliska zaśnięcia, gdy do sali wszedł jeden z królewskich gwardzistów. Ukłonił się on nieco naszej nauczycielce po czym skierował swój wzrok na mnie.
- Książę Vlad jest proszony o natychmiastowe udanie się ze mną do gabinetu jego dziadka.- powiedział po czym spojrzał wyczekująco na naszą nauczycielkę, która niemal nie zauważyła jego wejścia i wciąż kontynuowała swój wykład.
- Niech idzie.- powiedziała pani Shindler po czym wróciła do opowiadania. Ja tymczasem wstałem z krzesła i niemal biegiem wyszedłem z klasy po czym razem z gwardzistą ruszyłem do gabinetu dziadka. Kiedy tam dotarłem jeszcze przed wejściem usłyszałem dobiegający z niego głośny śmiech kilku osób, wśród których były co najmniej dwie przedstawicielki płci pięknej. Kiedy wszedłem do środka moim oczom ukazali się mój dziadek, który siedział na swoim fotelu opierając nogi o biurko, czego nigdy nie robił, ojciec siedział na stoliku i dyndał sobie nogami przytulając do siebie moją matkę i Ajabu. Był to dla mnie dziwny widok, zwłaszcza, że nigdy nie widziałem ich w tak sielskiej i luźnej atmosferze.
- O Vlad. W końcu jesteś.- powiedział ojciec i uśmiechnął się lekko po czym zeskoczył ze stołu i podszedł do dziadka.
- Synu postanowiliśmy wysłać Cię na północ, do Neda i Rin Starków. Powinieneś spędzić tam nieco czasu by poznać swoje królewsko a poza tym spędziłbyś nieco czasu z Rose.- powiedział ojciec dość mocno akcentując ostatnie kilka słów.
- Dobrze, tylko, że bez Lucka nie jadę.- powiedziałem na co dziadek skinął głową i uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie, że nie jedziesz. Lucek jedzie z tobą.- odpowiedział po czym spojrzał na mnie. Ja tymczasem ukłoniłem się i pobiegłem do komnaty brata.
- Lucek pakuj się. Rodzice wysyłają nas na północ żebyśmy się czegoś tam nauczyli.- powiedziałem i usiadłem na jego łóżku.
<Lucek?>
Jak możesz to opisz pakowanie się itd, ja wezmę podróż a później opko dostanie Rose

niedziela, 5 maja 2019

Od Vados CD Vlada III

- Przykro mi.. - to były słowa, które zapadły mi w pamięci.
Ale czemu mu było przykro? Rozejrzałam się po pomieszczeniu, przed oczyma tańczyły mi czarne plany. Moje ciało było niczym z ołowiu, nie mogłam się ruszyć.. Ból był rozprzestrzeniony na większą ilość mięśni.
- Co się.. - szepnęłam, aby po chwili momentalnie unieść się przy wpływie adrenaliny- Moje..
- Leż..- Vlad docisnął mnie lekko do posłania- Musisz się uspokoić Vados.. Oddychaj.
- Bardzo mi przykro.. - Usłyszałam głos jednej z lwic- Tylko jedno lwiątko przeżyło, reszcie się nie udało. Były za słabe..
- J-Jak to.. - Mój głos się podłamał.
Miałam wrażenie, że słyszałam dźwięk gdyby coś pękało.. Dlaczego to się stało? Przecież postępowałam należycie, żeby ochronić swoje potomstwo. O Bogini, dlaczego odebrałaś mi moje dzieci, czym zawiniłam. Obraziłam Cię.? Zamknęłam pysk, chcąc jakkolwiek unormować oddech. Wszystko wokół mnie straciło sens.
- Vados.. - usłyszałam znowu, po chwili ktoś przesłonił mi pole widzenia. To była ta lwica w ramionach trzymała małą istotę..- Twój syn, podała mi go.

<Vlad?>

Whis

Godność: Whis
Data urodzenia: 5 Maja 1506 roku
Wiek: 2 lata
Płeć: Lew
Przyszłe stanowisko: Łowca/Myśliwy

Od Vlada III Cd Vados

Dosłownie po kilku minutach po przyniesieniu Vados do infirmerii zostałem z niej wyproszony. No cóż życie już tak ma, że nie zawsze możemy być tam gdzie być może jesteśmy potrzebni.
- Zawiadomcie mnie, kiedy będzie wiadomo już co się dzieje.- powiedziałem po czym ruszyłem do swojego gabinetu. Tam jednak nie mogłem się na niczym skupić więc wróciłem pod infirmerię oczekiwać na dalszy rozwój wydarzeń. Przez dłuższy czas zza drzwi dobiegały krzyki a mnie momentalnie przypomniał się poród najpierw mojej żony a później synowej. Zdawało mi się to dziwne, tym bardziej, że lekarz mówił, że poród Vados powinien nastąpić dopiero za jakiś czas. Po kilku godzinach wreszcie wpuszczono mnie do infirmerii i zaprowadzono do lwicy po czym wyjaśniono sytuację.
- Przykro mi Vados...- powiedziałem chwytając ją lekko za dłoń.
<Vados?>

Od Vados CD Vlada III

- Od dzisiaj to twoja komnata. Jeśli będziesz chciała coś zmienić w wystroju daj znać.
- Dziękuję za twoją szczodrość..- skłoniłam się na tyle ile mogłam- Od razu dam Ci znać, postaram się też nie sprawiać dużych kłopotów.
- Nie wyglądasz na taką- machnął ogonem na dwie strony- Nie krępuj się.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, otworzyłam pyszczek żeby coś odpowiedzieć, jednak jedyny dźwięk który usłyszałam to mój jęk. Skurcze.. Bardzo mocne. Skuliłam się, łapiąc chaotyczne wdechy, w duchu błagałam swoją boginie aby moim lwiątkom nic nie było..
- Vados?- Usłyszałam głos władcy, kiedy uniosłam łeb nasze spojrzenia się spotkały, można powiedzieć, że poczułam coś w rodzaju ulgi.- Co się dzieje?
- S-Skurcze.. Boli mnie brzuch.. - wydukałam. Moje łapy drżały, nie mogłam zrobić kroku w przód..
- Lecimy- Vlad III wziął mnie nagle na ręce i wybiegł ze mną z komnaty.
Zdezorientowana owinęłam dłonie wokół jego karku, jego bliskość dodawała mi otuchy, mimo że znam go jakieś kilkanaście minut. Zanim się obejrzałam samiec zaprowadził mnie do punktu medycznego, tam przejęły mnie lwice. O ironio.. ledwo wyszłam a już tutaj trafiłam.. Szybko przeniesiono mnie na miękkie posłanie. W moich oczach czaił się strach, tak bardzo bałam się tego wszystkiego...
- My się wszystkim zajmiemy wasza wysokość- odpowiedziała jednak i wypchnęła władcę za drzwi.


Vlad?

Lunaver Afrodyta Dracula

Godność: Zwą ją Lunaver Afrodyta Dracula, którą częściej nazywają jednak Ver
Data urodzenia: 1 listopada 1466 roku
Wiek: 42 lat
Płeć: Lwica
Orientacja: Heteroseksualna
Stanowisko: Swatka oraz arcyksiężna
Miejsce zamieszkania: Królewski zamek

Od Asagiri CD Exana

Nie kłamałam kiedy mówiłam o moich odczuciach związanych z muzyką graną przez Exana. Była wspaniała i doskonale dopełniała krajobraz wokół, nadając mu tej tajemniczej aury, która sprawiała, że zaczęłam się zastanawiać, jakie stworzenia się kryją w nieskończonych lasach i czy kiedykolwiek będzie dane mi się tego dowiedzieć. Od kilku minut moje myśli były zajęte przez wymyślanie teorii i odtwarzanie wizerunków stworów, o jakich czytałam, dopóki muzyka, która nadal rozbrzmiewała, nie przebiła się przez warstwę myśli. Kilka kolejnych nut starczyło, aby moje oczy, zgodnie z moją wcześniejszą wypowiedzią, zaszkliły się. Lecz były to łzy szczęścia, radości i przyjemności czerpanej z tego, że niezwykła pieśń w tym momencie była zarezerwowana dla mnie, i tylko dla mnie.
Poprawiłam płaszcz, który zsunął się z moich ramion przez nieustający, chłodny wiatr i popatrzyłam na mojego towarzysza, który wydawał się całkowicie pochłonięty przez graną melodię. Nie chciałam przerywać, ale też nie chciałam znikać bez zapowiedzi. Musiałam już iść, straciłam rachubę czasu, a słońce powoli zbliżało się do horyzontu. Niebo przybrało kolor złota, a słońce lśniło bardziej niż kilkanaście minut wcześniej. Nie mogłam zostać, bo dałabym jedynie powody mojej rodzinie do zamartwiania się. Nie było mnie pół dnia w domu, podczas, gdy nikt tak naprawdę nie wiedział co się ze mną dzieje. I mimo tego, że w swoich oczach jestem osobą, która da radę poradzić sobie z czymkolwiek to dla mojej rodziny wciąż jestem dzieckiem. Nie mogę ich obwiniać za to, że uważają mnie za bezbronną w czasie zagrożenia.
- Lordzie? - zapytałam niepewnie, ale dostatecznie głośno, aby Exan mógł to usłyszeć i na chwilę przerwać grę - Niestety muszę już wracać. Pomimo tego, że jestem w domu to i tak nie jest to typowe miejsce na spędzanie czasu, prawda? Wiem, że przynajmniej jedna osoba z mojej rodziny mnie szuka, bo nie mieli żadnych wiadomości na mój temat od południa w sumie. Tak więc, naprawdę dziękuję za swego rodzaju koncert, jak chcesz to możesz tu zostać, ale nie mam nic przeciwko temu, abyś wrócił do wnętrza zamku ze mną - nie czekając na odpowiedź, co może było nieco nieuprzejme z mojej strony, odwróciłam się i po chwili ponownie znalazłam się w owej wieży, więc jedynie sekundy dzieliły mnie od tego, aby znaleźć się na jednym z wielu korytarzy w tym budynku.
Kiedy usłyszałam kroki za sobą, instynktownie się zatrzymałam i zobaczyłam kim jest ta osoba. Widok Exana wywołał u mnie uczucie ulgi i pewnego rodzaju zadowolenia. Widać, że nie uśmiechała mu się opcja zostania na dachu, sam na sam z lirą, którą wziął z sali. Myślę, że nie było to żadne wykroczenie, najwyżej postanowię się odezwać w tej sprawie, jeśli ktoś będzie miał z tym problem.
- Widzę, że znudziła ci się gra na lirze - powiedziałam wspaniałomyślnie, uśmiechając się, a mój wzrok przypadkowo zawędrował ku osobie, która przechodziła za plecami Exana. Rozpoznałam w niej mojego ojca, do którego się uśmiechnęłam radośnie i pomachałam lekko, kiedy tylko mnie zauważył. Odwzajemnił gest, a potem powrócił do swoich obowiązków, a raczej do rozmowy z kimś, kogo nie znałam.
- Do kogo machałaś? - zapytał mój towarzysz odwracając się w stronę, w którą przez chwilą patrzyłam. Niestety, spóźnił się o kilka sekund, aby w pełni zobaczyć tę osobę, bo Mihnea zniknął za rogiem, całkowicie pochłonięty przez rozmowę z nieznajomym.
- Do ojca. Normalnie bym do niego podeszła, ale nie chciałam zawracać mu głowy podczas, gdy rozmawiał z kimś, najprawdopodobniej ważnym - odpowiedziałam przenosząc ponownie wzrok na Exana.

<Exan? Dla mnie to moje opowiadanie też nie jest wystarczające, także, nie jesteś sam xd>

Od Exana cd Asagiri

 Chwyciłem za lirę (miałem nadzieję, że nikt nie urazi się, że wyniosłem ją poza jej należyte miejsce) po czym poszedłem za Asagiri. Prowadziła mnie przez prostą drogę do góry w stronę jakiegoś wysoko położonego celu. Schody prowadziły nas to coraz wyżej, odkrywałem przy tym tajemnice wyższych kondygnacji zamku. Celem okazał się wejście na dach zamku, z którego można oglądać bezkres tego świata. Usiadłem na tej samej wysokości, co Asagiri po czym wodziłem wzrokiem po krajobrazie- piękne tętniące życiem doliny, drzewa skrywające za baldachimem swych koron sekrety lasu, otaczającego zamek.
Wiatr wzbił się mocno, zatrzepotał moim płaszczem, mierzwił przyjemnie włosy. Ciało Asagiri wstrząsnęły ciarki, wywołane gwałtownym porywem wiatru, ale udawała że wszystko jest w porządku. Odpiąłem klamrę płaszcza i zdjąłem go, po czym założyłem na barki Asagiri.
- Nie, nie trzeba- powiedziała Asagiri, ale ja bez słowa zapiąłem klamrę płaszcza na jej szyi. Mimo tego Asagiri objęła się czule płaszczem.
Młoda oglądała widoki, ja złapałem za lirę i zacząłem pogrywać spokojną, pełną szczęścia i odwagi melodię, która wydawała się rozbrzmiewać po całym zamku, niesiona przez wiatr.
- Ten widok i twoja pieść, złączone w jedno aż łzy same kręcą się w oczach- skomentowała Asagiri. Nic nie mówiłem, grałem dalej.
Nauczyłem się tej pieśni trochę ze strachu, trochę z zamiłowaniem do muzyki. Czemu ze strachu?
Mawiają, że to "Pieśń smoków"
Gdy grałem dalej wyobrażałem sobie, jak ogromne gadzie oczy wpatrują się we mnie, z pyska buchał czarny siarczysty dym- lśniące łuski, odbijające światło ognia pochodni stroszyły się niebezpiecznie. Gdybym prędko nie złapał za lutnię i nie zagrał melodii, smok pochłonąłby moje ciało jednym tchnieniem ognia.
Smok zamiast zionąć ogniem, jego oczy stały się rozumne, wyrzekły się wszelkiej agresji...
Zawitały natomiast spokój i harmonię.
Smok zbliżył się, podłożył swój ogromny rogaty łeb obok moich nóg, słuchał.
Tak samo robiłem teraz, lecz bez wszelkiego niebezpieczeństwa, swobodnie przesuwałem palcami po strunach.

<Asagiria> No dzisiaj się postarałem, ale to i tak dla mnie za mało xD

sobota, 4 maja 2019

Ciąża

Narzeczona księcia Mirczy Draculi zachodzi w ciążę!

Ojciec lwiąt: Mircza Dracula
Ilość lwiąt: 6

Sterujący:
Moyses - samiec - paulinagrzelak01
Ezechiel - samiec - KPV (Mircza)
Izaya - samiec - Akuma
Rahela - samica - paulinagrzelak01
Sephora - samica - KPV (Mircza)
jedno lwiątko wolne do rezerwacji za zgodą administracji i rodziców

Termin porodu: 11 maja

Od Lucjusza Cd Vlada IV

Jakoś nie byłem pewien tego co on mówił. Z jednym miał rację, trzeba się pozbyć tych myśli. A sam nie znałem lepszego sposobu niż moja kochana sztuka. Spojrzałem na początki obrazu, który leżał na sztaludze. Moja głowa za bardzo była pochłonięta tamtym atakiem, abym teraz go skończył. Czułem jednak, że potrzebuję wylać swoje odczucia z tamtego zdarzenia na płótno. Powoli zdjołem niedokończony obraz i ostrożnie oparłem go o ścianę, a na sztaludze położyłem średniej wielkości kwadratowe płótno.
- Nie kończysz tamtego? - spytał mnie brat z lekkim zdziwieniem patrząc na moje poczynania.
- Jakoś go teraz nie widzę, ale na spokojnie go jeszcze dokończę. - powiedziałem szykując sobie potrzebne przybory. Przysunąłem jeszcze jeden taboret do sztalugi, aby Vlad mógł usiąść obok mnie. O dziwo jego spojrzenia nigdy mnie nie stresowały, za to przy innych często nie potrafiłem nic malować. Wpierw zacząłem całą powierzchnię płótna pokrywać czarną farbą. Zacząłem od środka, aby tam najszybciej farba wyschła. Kiedy wszystko było czarne zabrałem się za białą farbę, aby na samym środku namalować skuloną postać. Nie była ona jakaś konkretna, po prostu była postacią. Nie ważny był jej wiek, płeć czy rola w społeczeństwie. Chodziło o to co ona czuje, a czuła przeszywający całe ciało strach.
- Co ci tam siedzi w głowie Lucek? - usłyszałem trochę zmartwiony ale i zaciekawiony głos brata. Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.
- Chyba po prostu potrzebuję przelać to jak się wtedy czułem. Wiesz nie umiem lepiej tego wyrazić niż poprzez namalowanie tego. - powiedziałem. Powoli zacząłem rysować wyłaniające się z krawędzi ręce, palce były ułożone niczym szpony. W tłumie tych dłoni tylko jedna była ułożona przyjaźnie i łatwo było ją przeoczyć. Teraz jednak musiało to wyschnąć, a potem do tej jednej dłoni dodam delikatną błękitną poświatę.

>Vladzio?<

Od Asagiri CD Exana

Poprowadziłam Exana do sali z instrumentami, starając się ignorować spojrzenia przypadkowych osób, które mijaliśmy. To trochę irytujące, być rozpoznawalną na każdym kroku, chętnie bym się obeszła bez tego. Moje rodzeństwo pewnie też ma takie problemy, ale oni jakoś o wiele lepiej to znoszą, nie wiem dlaczego.
Kiedy podeszliśmy do miejsca, w którym znajdywały się różne instrumenty, usiadłam na krześle stojącym nieopodal gablotki z instrumentami strunowymi, z której to Exan wziął pięknie zdobioną lirę, która potrafiła zagrać prawie każdą melodię na świecie, jeśli tylko trafiła na kogoś odpowiedniego. W milczeniu obserwowałam jak mój towarzysz lekko szarpał struny liry, wydając z niej delikatne, ale stanowcze dźwięki. Na początku pojedyncze nuty, później coraz odważniej i odważniej, układając z nich jedną, dźwięczną melodię, która jednocześnie mogła usypiać i pobudzać. Czy to źle, że nie potrafię dokładniej określić nastroju muzyki? Lubiłam kiedy ktoś w mojej obecności grał, uważałam to za schlebiające, że jakaś osoba odsłoniła przede mną swoje talenty. Tak jak Lord Ravenwood. Swoją drogą, ciekawe jest to, jak reagował na tę nazwę. Jasno mi powiedział, że nie jest żadnym Lordem, a ja i tak uparcie go tak nazywałam. Nie wiem, może dlatego, że jego reakcja była nadzwyczaj intrygująca. To jak usilnie próbował nie protestować za każdym razem, kiedy słyszał słowo "Lord" skierowane w jego kierunku, ale również to, jak na jego twarzy malowała się irytacja, którą próbował maskować, ale udało mi się jakoś ją dojrzeć. Rozmowa z takimi osobami jak on pozwalała mi trenować odgadywanie niechcianych, lub po prostu niepotrzebnych, emocji, a to z pewnością przyda się w mojej przyszłej pracy. Jak mam pomagać, skoro nie będę miała zielonego pojęcia o tym, jakie uczucia kryją się w ich sercach, prawda?
Exan po jakimś czasie skończył, a ja jeszcze przez chwilę milczałam, chcąc jak najbardziej zapamiętać dźwięk i brzmienie owej melodii. Dopiero, gdy miałam pewność, że zrobiłam wszystko co w swojej mocy, aby móc ją potem przywołać, postanowiłam się odezwać.
- Lordzie Ravenwood - znów ta sama reakcja, nie wiem czemu, ale takie droczenie się wywołuje u mnie lekki uśmiech - Naprawdę doceniam to, że zgodziłeś się zagrać, bo musisz wiedzieć, że robisz to wspaniale. Zresztą, jak sam mówiłeś, twoje dłonie są niezwykle przystosowane do strun i grania na właśnie takich instrumentach jak ta lira. Dziękuję, może kiedyś zagrasz nie tylko dla jednej osoby, ale dla większości osób na dworze? Chętnie usłyszałabym cię jeszcze raz, wiesz? - wstałam z krzesła, po czym odłożyłam je na właściwe miejsce. Nie chciałam zaburzać harmonii i ładu, które panowały w tym miejscu - Zmieniając trochę temat, skoro ty pokazałeś mi coś, co lubisz robić, to chyba teraz czas na mnie co? Chodź za mną, pokażę ci miejsce, w którym lubię przebywać - dodałam i od razu wyszłam z sali, słysząc kroki Exana za sobą. Kierowałam się w stronę wieży, z której była prosta droga prowadząca na dach, z którego można oglądać prawie wszystko z góry. Nie jest trudno się tam dostać, ale raczej nikt oprócz mnie z tego nie korzysta, a przynajmniej ja nikogo nie widziałam.
- Trochę różni się od grania, ale lubię przebywać tu nawet bardziej niż w swojej komnacie, co jest dosyć zabawne, biorąc pod uwagę to, że to właśnie komnata powinna miejscem, w którym czuję się najbezpieczniej - odezwałam się kiedy dotarliśmy do celu. Nie było to nic specjalnego, lecz i tak od razu usiadłam na dachu i oczekiwałam, że Exan zrobi to samo. I zrobił, a kiedy kątem oka zobaczyłam, że siada na tej samej wysokości, co ja, odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się lekko - O wiele lepiej to wygląda w nocy, teraz się niczym nie wyróżnia i pewnie nie jest to dla ciebie nic fascynującego. Lecz mimo niesprzyjającej pory, chciałam również pokazać czym wypełniam swój wolny czas.

<Exan? Spoko, moje też nie jest jakieś wybitne ^^ (ah, dopisek "wspomnienia" należy dodawać do tytułu opowiadania tylko w pierwszym poście, potem jest nieobowiązkowy, ale jak wolisz :3)>

Od Exana cd Asagiri "Wspomnienia"

 Spoglądam na młodą, po czym unoszę kącik nóg.
- Z chęcią się wybiorę do zamku, czemu nie... idę z tobą.
Asagiri lekko uśmiechnęła się, po czym powiedziała.
- Jesteś nieco smutny, jak na Lorda.
Spoglądam na nią.
- Nie jestem Lordem, co prawda jestem ze szlacheckiej rodziny, ale... nie mam takiego tytułu. Mogę go mieć, dopiero po śmierci Ojca. Chociaż to też nie wystarcza, bo ten tytuł dziedziczy mój starszy brat... chyba że zrzeknie się tytułu.
- Rozumiem.
- To dobrze.
 Nagle naszym oczom ukazał się widok zamku na tle błękitnego nieba.
- Robi wrażenie, prawda?
Nie odpowiedziałem. Włożyłem kaptur na głowę i zmierzaliśmy w stronę zamczyska.
Niesamowita budowla wznosiła się na wzgórzu, otoczonym przez ramę drzew liściastych oraz iglastych.
W trakcie tej wędrówki gdy spoglądałem na Asagiri, ciągle wspominałem moją przyjaciółkę z dzieciństwa. Była strasznie do niej podobna, niemal że jej klon... ale czas zabrał mi z pamięci jej wygląd... pamiętam jedynie jej piękny wzrok. Ojciec Pan zakazywał mi się z nią spotykać, do dzisiejszego dnia nie mogłem tego zrozumieć.
Jako że to była moją najlepszą przyjaciółką i jedyną osoba, która poza moją Panią Matką potrafiła mnie zrozumieć. Mogłoby się powiedzieć, że rósł między nami pewien romans...
Dzień przed tym, jak mój Ojciec Pan zdecydował wysłać mnie do wojska, pamiętam jej słodki pocałunek... Aż chciałoby się pisać o tym pieśń.
- Jesteśmy na miejscu- powiedziała moja towarzyszka.
 Wyrwany z odmętów wspomnień, spojrzałem przed siebie. Staliśmy przed bramą główną, prowadzącą na dziedziniec.
- A tak poza tym, co lubisz robić, Lordzie Ravenwood?
 Już miałem ją skarcić za to "Lordowanie" ale już sobie odpuściłem.
- Hmm... zazwyczaj... przepadam za muzyką, kocham książki... nie zanudzam cię?
- Nie, nie- zapewniła Asagiri.- A potrafiłbyś coś zagrać bądź zaśpiewać?
 Przekrzywiłem kącik ust w dół.
- Prędzej zagrałbym coś... wstydzę się mojego głosu, jest on... nieprzystosowany do śpiewu, ale palce mam przystosowane do strun. Zazwyczaj gram na lutni, lirze, gitarze i skrzypcach.
- Zagrasz coś?
- Nie mam instrumentów- rzekłem.
- Znam miejsce, gdzie mogą być instrumenty, chodź za mną, Lordzie.
 Weszliśmy do sali balowej, gdzie mieściła się komórka z instrumentami. Wziąłem lirę.
Pewnymi i łagodnymi ruchami palców trąciłem struny, które wydały z siebie odważną i lekką melodię.

<Asagiri?> Wybacz, że to opowiadanie ma mało opisów, napisane byle jak, jak przez przedszkolaka, ale po prostu nie mam pomysłu :3