piątek, 28 czerwca 2019

Od Asagiri CD Exana

Na plecach nadal czułam nieprzyjemnie palący ból pozostały po prawdopodobnie wysokoprocentowym alkoholu, którym to Exan przemywał szramy po szkarłatnym lwie. Mimo, że minęło dużo czasu, i tak nie czułam się najlepiej i najchętniej zakopałabym się gdzieś głęboko i zapomniała o teraźniejszym świecie i teraźniejszych czasach, które są nieprzyjemne i na każdym kroku można się o tym przekonać. Czekałam cierpliwie aż Lord Ravenwood skończy bandażować pozostałości po tej sytuacji, dopiero po tym odważyłam się delikatnie poruszyć łopatkami. Momentalnie moje ciało przeszły rażący ból, więc natychmiast przestałam się ruszać i syknęłam cicho przez zęby. Za dużo, nie będę mogła się wysilać przez resztę dnia. Miałam na dzisiaj dosyć dużo planów, muszę posprzątać w komnacie. Powoli, bo powoli, ale jednak odwróciłam się starając zachować takie samo ułożenie pleców. Za mną powstała niezbyt mała plama ciemnoczerwonej krwi zmieszanej z przezroczystym alkoholem, na której widok westchnęłam ciężko.
- Naprawdę ci dziękuję, bez ciebie pewnie by mnie już tu nie było. Będę miała u ciebie dług do końca życia. A teraz muszę chyba poinformować odpowiednie osoby o tym incydencie... Raczej powinni wiedzieć, że w mojej komnacie czaił się lew, który miał mnie... zabić - mimo tego, że starałam się utrzymać spokojny ton głosu, to jednak przy ostatnim słowie on się po prostu załamał i wymówiłam je z wielkim trudem. Jakoś nie potrafiłam w to uwierzyć, raczej nikomu nie zawiniłam w takim stopniu. Exan pokiwał głową, po czym wzięłam w rękę jakiś kawałek materiału i rzuciłam na krawędź plamy. Krew i alkohol natychmiastowo wsiąknęła w miękki materiał, zabarwiając go na głęboką czerwień. Raczej teraz tego nie posprzątam, muszę jedynie powiedzieć o tym ojcu - Pójdziesz ze mną? W sensie, chodzi o to, że nie będę się czuła zbyt pewnie, opowiadając o tym co się tam stało, bo sama nie wiem do końca, co mogłabym tam powiedzieć. Wszystko działo się tak szybko, nie jestem w stanie nawet dokładnie opisać tego nieznajomego. Z niego raczej mało zostało - dodałam po chwili, patrząc kątem oka na mojego towarzysza. Zdawał się to rozumieć i szanować, ale nie odpowiedział, bo moim zdaniem nie było takiej potrzeby. Uśmiechnęłam się lekko, po czym ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych, nie bez przeszkód w postaci bólu i różnym nasileniu, ale dałam radę, musiałam. Czuję, że nigdy nie miałam na sobie takiej odpowiedzialności, w końcu, ten ktoś, a raczej jego wspólnicy, mogli go pomścić i przyjść ponownie. A kto wie co by się wtedy stało, wolę o tym nie myśleć.
Nasz spacer do gabinetu ojca nie zajął długo, chciałam tylko jak najszybciej dotrzeć do niego. Dlatego więc nie odzywałam się prawie w ogóle, a Exan to szanował i akceptował. Byłam niezmiernie wdzięczna, że nie zmuszał mnie do rozmowy.
Wkrótce dotarliśmy do celu, a ja zapukałam w drewniane drzwi. Najpierw nieśmiało, a później trochę mocniej. Usłyszałam krótkie "proszę", więc otworzyłam powoli drzwi i weszłam zdecydowanym krokiem do środka. Jakaś część mnie czuła się winna, że przeszkadzam mu w obowiązkach i wypełnianiu wszelkich papierów, ale to chyba nie jest coś, co mogłabym ukrywać przez dłuższy czas. Ktoś musiałby się dowiedzieć o tym prędzej czy później. Stanęłam naprzeciwko biurka ojca, Exan poszedł i zatrzymał się za mną, nieco z boku.
- Wybacz, że ci przeszkadzam, ojcze - zaczęłam, a Mihnea popatrzył na mnie wyczekująco. Wzięłam dużo powietrza w płuca i zaczęłam opowiadać. To, co ominęłam, Exan dopowiadał. Trwało to dosyć długo, wiele razy głos mi się załamywał pod wpływem emocji.

<Exaaan? :3>

czwartek, 27 czerwca 2019

Od Exana cd Asagiri

                                          Chory brat, enigmatyczny niepokój, który próbuje za wszelką cenę ukryć, co jeszcze mam zrobić, aby bronić Asę, a jednocześnie nie zdradzić swoich obaw?
- Tak, jestem już spokojny, gdyż zimno lodu przypomina mi moje rodzinne strony.
Asagiri spojrzała na mnie pytająco.
- Mieszkałeś wcześniej w Północnym Namiestnictwie?
 Przekrzywiłem lekko głowę, oczy wywróciłem w bok.
- Nie, ale klimat jest podobny do tamtych terenów, ale zimy bywają srogie, a lata ubogie, da się wytrzymać - Odpowiedziałem. Asa uśmiechnęła się miło.
- Lordzie, pozwolisz, że wybiorę się do mojego pokoju?
Zaśmiałem się cicho.
- Śmiało, to twój pokój, ja co najwyżej mogę Ci życzyć szczęśliwej drogi.
Po tych słowach chwyciłem jej drobną rękę i złożyłem na niej ciepły pocałunek. Asa cofnęła się lekko zawstydzona i lekko zarumieniona.
- Exan -wyrzuciła z siebie Asa, rozglądając się, aby upewnić się, że nikt na nas nie patrzy.
- No, w końcu zwróciłaś się do mnie, po imieniu, brawo - Zaśmiałem się głośno. - Wybacz, to zwykła Lordowska kultura, wpajana od małego.
- Nic się nie stało, to miłe z twojej strony.
- No to do zobaczenia! - krzyknąłem za nią, a ona już zniknęła za ścianą.
 Stałem tak przez chwilę, strach i obawy wróciły, tak samo, jak obecność duszy, i jej grobowy chłód, który poczułem na szyi.
- Już czas... - w głowie rozbrzmiał zimny, jak sopel szept. Bez chwili zastanowienia, ruszyłem w stronę pokoju Asagiri.

Nie wiedziałem już, ile zajął mi bieg pod drzwi mojej towarzyszki, lecz strach podpowiadał mi jedno; Nieważne, co się wydarzy, muszę przygotować się na najgorsze.
Nagle krzyki przedarły się przez grube drewniane drzwi komnaty Asagiri.
 Nie wiele zastanawiając, wpadłem do środka, niczym nie uważny złodziejaszek. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to podłoga, rozesłana książkami oraz pościelą. Później światło słoneczne, wlewające się przez okno na zewnątrz, a poza oknem, na linii parapetu wystawała głową Asy, a nad nią prawdopodobnie jej napastnik. Był to szklarłatnogrzywy lew, z czerwonymi, jak krew ślepiami, przepełnionymi nienawiścią i pustą rządzą mordu.
- Asa! - krzyknąłem w ich stronę, a oni zwrócili na mnie wzrok. Asa i nieznajomy lew. Tu nie było nad czym się zastanawiać. W mojej głowie instynkt i rozum rozkazywał mi ratować Asę, zanim ten zabije ją.
- Silverrun!! - zawołałem, po czym cały pokój wypełnił płomienny błysk, i odór palonego ciała. Obcy lew puścił się ciała Asagiri, w którą wbijał wszystkie swoje szpony, aby się utrzymać i niczym płonąca pochodnia spadł na dół, wrzeszcząc z bólu. Podbiegłem szybko i chwyciwszy Asagiri za ubranie, wciągnąłem ją z powrotem do środka.
 Moja mała towarzyszka dyszała głośno, jej plecy były brutalnie rozorane przez ostre szpony, z ran nieprzyjemnie ciekła krew.
- Nic ci nie jest? Asa, słyszysz mnie?
Asagiri drgnęła i spojrzała na mnie przerażona. Po paru minutach zgromadziłem wszystkie potrzebne przedmioty, aby odkazić i zabandażować okropne rany. Niestety, odkażanie było nieprzyjemne, gdy zetknąłem gazik, umoczony w mocnym alkoholu, z jej ranami, Asa piszczała cicho z bólu. Krew, zmieszana z alkoholem, ściekała obficie z jej pleców, pokój wypełnił się jej słodko żelaznym zapachem, mieszał w głowie, był nie do wytwarzania.
- Już kończę! - oznajmiłem, po czym owijałem elastycznym bandażem obwód jej ciała, na wysokości klatki piersiowej.
Asa nie odzywała się ani słowem. Jej źrenice były rozszerzone, serce waliło jak oszalałe, oddech jej był głęboki, szybki, niespokojny, głośny. Gdy skończyłem ją opatrywać, pozostało mi tylko czekać, aż moja przyjaciółka dojdzie do siebie. Siedziała nieruchomo, jakby sparaliżowana, wpatrzona w jeden punkt.
Szok trwał.
- Asa, słyszysz mnie?
- Tak! Exan, kto to był!?
Podszedłem do okna, spoglądając w dół. Ciało napastnika leżało nieruchomo, wciąż zajęte ogniem, zapach spalonego ciała wciąż drażnił nozdrza.
- Nie wiem - odparłem - Ale wiem jedno, już cię więcej nie skrzywdzi.
Odwróciłem się w stronę Asagiri.
- Jesteś w stanie mi powiedzieć przebieg napadu? - Przybrałem oficjalny ton mojego Pana Ojca, który często tak zwracał się do wielmoży. Asa kiwnęła lekko głową.
- Gdy weszłam do pokoju... - Jej głos był spokojny, ale widać było, że starała się, aby taki pozostał. - Chciałam troszkę posprzątać w pokoju, ale niepokoił mnie dziwny odgłos sapania, dobiegający za okna. Więc podeszła do okna, aby sprawdzić, co się dzieje...
Asagiri westchnęła cicho i kontynuowała.
- Lew chwycił mnie za szyję w szczęki i chciał wyrzucić mnie przez okno, ale broniłam się. Stąd ten bałagan, który tutaj widzisz - powiedziała i wskazała na podłogę, usłaną książkami. W końcu dopnął by swego, gdybym nie złapała się brzegu parapetu, ale drań wczepił się we mnie swoimi pazurami i.. Nagle przybyłeś ty.
 Milczałem, słuchałem uważnie, kiwając od czasu do czasu głową. Gdy Asa skończyła składać relacje, wtem nerwowo przeczesała sobie włosy palcami. Zapadła cisza. Zacząłem w głowie liczyć od jeden do trzystu i gdy dotarłem do stu dwudziestu pięciu, Asa przerwała ciszę ochrypłym głosem, odchrząknęła, aby poprawić jakość swej wypowiedzi.
- Napastnik nie zaatakował mnie bez powodu, jestem tego pewna, ale na czyje zlecenie morderca działał, jaki miał motyw?
- Tego nie wiem - odparłem i jeszcze raz wyjrzałem przez okno, aby spojrzeć na nadpalone zwłoki zamachowca. Ktoś krzyknął. Musiał ktoś zauważyć ciało. Po chwili zgromadziło się wokół zwłok kilka osób. Inni rozglądali się nerwowo, a jeszcze jeden pobiegł wszcząć alarm.
- Lordzie, przed tym, jak rzuciłeś ogniem w zamachowca, krzyknąłeś Silverrun, co to znaczy?
 Spojrzałem ponownie na Asagiri.
- Silverrun, to nazwa mojego rodzinnego zamku, Lordowie krzyczą nazwę swego zamku podczas bitwy, aby w ten sposób okazać chwałę rodu, rodzinie... To taki dziwny zwyczaj.
Asagiri kiwnęła na znak, że zrozumiała.

Asagiri?

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Od Estery CD Macbeth

- Nic ciekawego - dziwnie się czułam w jego towarzystwie. Jak najszybciej chciałam skończyć tą rozmowę.
- Słyszałem, że lubisz spacery. Może wybierzemy się na jakiś? - zaproponował na co ja jeszcze bardziej się zestresowałam. Szybko odmówiłam i pożegnałam po czym ruszyłam do komnaty Annabell. Gdy byłam już na miejscu zapukałam do drzwi. Pukałam jakieś trzy razy, lecz nikt nie otwierał, więc odeszłam. Po drodze do jadalni znowu napotkałam Macbetha.
- Witaj Estero, co ciekawego robisz tym razem? - spytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam cię, ale muszę już iść. Do widzenia - szybko rzuciłam i chciałam się ulotnić z tego miejsca, jednak Macbeth mnie zatrzymał.
- Uciekasz przede mną? - spytał, a na jego twarzy uśmiechu już nie było.

<Macbeth?>

niedziela, 23 czerwca 2019

Od Asagiri CD Exana

Mimo, iż Lodowa Ścieżka nie była moim ulubionym miejscem w kraju, to i tak chętnie przystałam na propozycję. Mając przed sobą wybór między zimnem, a ciepłem, zdecydowanie wybrałabym ciepło, które daje przyjemne poczucie bezpieczeństwa, czego nigdy nie doszukałam się w odczuwaniu zimna. Kojarzy mi się ono z oziębłością i ignorancją, a co za tym idzie, niebezpieczeństwem, od którego przechodzą mnie czasami dreszcze, kiedy próbuję sobie wyobrazić co mogłoby się kiedyś stać.
Popatrzyłam kątem oka na mojego towarzysza, który z lekkim uśmiechem wzdychał i nabierał głębokimi wdechami chłodne powietrze. W głębi duszy czułam, że nie chodzi o brata, a jeśli już to nie tylko o niego. Lecz wolę zbytnio nie naciskać, kto wie jakby zareagował, jednak i tak nie ufam mu w tej kwestii w stu procentach. Mimo wszystko, mimo mojego wieku i braku doświadczenia w życiu, dosyć trafnie oceniam emocje na podstawie obserwacji, więc często wiem kiedy ktoś mnie okłamuje. Lecz i tak czasem warto po prostu się nie odezwać, więc postanowiłam nie dawać niczego po sobie poznać. W końcu, praca psychologa właśnie na tym polega, aby wiedzieć kiedy przestać pytać.
- Przykro mi z powodu twojego brata. Mam nadzieję, że jego życie nie będzie zbyt męcząc, w końcu to jedynie jedna z możliwości, prawda? - zapytałam, uśmiechając się lekko i dosyć radośnie. Mimo ogarniającego mnie zewsząd zimna, nie czułam dreszczy, które występują u większości osób podczas mroźnych dni. Może to wina tego, że jest dosyć ciepła pora roku, a ja przyzwyczaiłam się do chłodnych uroków zimy? Jest to jedna z hipotetycznych możliwości, równie prawdopodobna co inne.
Mój spacer z Lordem Ravenwoodem po Lodowej Ścieżce trwał dosyć długo, a przynajmniej na tyle, aby mógł się w spokoju zastanowić nad wszystkim w moim towarzystwie. Rozmawialiśmy o naprawdę przeróżnych rzeczach, nie było jednego tematu przewodniego w naszej konwersacji. Ja go wypytywałam o jego rodzinne strony i o to, jaki jest tam klimat, a on słuchał moich opowieści o tutejszym zamku i moim rodzeństwie. Co chyba było dosyć męczące, bo o rodzinie mogłabym opowiadać przez bardzo długi czas, jest wiele rzeczy, które są warte upublicznienia. Zatoczyliśmy koło i nasza wędrówka skończyła się w momencie, w którym weszliśmy do Lodowej Ścieżki.
- Skoro już tu jesteśmy to chyba jest to najlepszy znak, abyśmy wracali - powiedziałam, robiąc kilka kroków w przód i odwracając się przodem do Exana. Na moich ustach ponownie pojawił się ciepły uśmiech, który najprawdopodobniej, a przynajmniej tak mi się wydawało, miał go lekko namówić, aby przystał na propozycję i wrócił do zamku. Miałam już trochę dosyć zimna, ale nie chciałam narzekać, w końcu chciał się uspokoić, więc powinnam zrobić wszystko, aby mu to umożliwić. Wracaliśmy do zamku, nadal dyskutując o tym samym i na tym w sumie minęła cała nasza wędrówka. Byliśmy na miejscu jakieś kilkanaście minut później, a mnie ogarnęło przyjemne ciepło, pochodzące z wnętrza budynku. Uśmiechnęłam się, ciesząc się, że to tutaj akurat mieszkam. Nie wiem jak bym zniosła, gdyby mieszkała w Północnym Namiestnictwie. Pewnie po jakimś czasie bym się przyzwyczaiła, ale zawsze nieprzyjemna jest ta pierwsza gwałtowna zmiana temperatur.
- Mam nadzieję, że zgodnie z twoimi przewidywaniami, uspokoiłeś się trochę - powiedziałam patrząc na mojego towarzysza.

<Exan? Po wielu męczarniach (jakimi było poszukiwanie najodpowiedniejszych rzeczy na wyjazd) zdołałam to napisać, jednakże i tak nie jest to opowiadanie wysokich lotów cx>

sobota, 22 czerwca 2019

Od Exana cd Asagiri

  Moja mała towarzyszka spojrzała na mnie, takim poważnym wzrokiem, jakbym czymś zawinił. Szybko uspokoiłem oddech, westchnąłem tylko.
- Nic się nie dzieje, Asagiri. Wiesz co? Ja, jako Lord mego rodu, chciałbym cię zaprosić na wspólne spędzenie tego dnia, co ty na to?
Wiem, że miałem ostrzec Asę, czułem, że duch tego ode mnie wymagał...
Jednak nie chciałem pogarszać sytuacji. Asa jest jeszcze młoda, chcę aby kwiat jej dzieciństwa nie tracił korony płatków, z powodu niebezpieczeństwa, jakie jej groziło... o ile dobrze zinterpretowałem informację ducha.
- Okej, no dobrze, Lordzie... jednak, widzę, że czymś się przejmujesz, w drodze do... a propos, gdzie zamierzasz spędzić ze mną czas?
 W mojej głowie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pokazał się plan całego terenu Bucurie. Pod uwagę wziąłem jednak Lodową Ścieżkę, gdyż jest to jedno z bezpieczniejszych miejsc, oraz nikt z zewnątrz nie ma o nim pojęcia.
Jeśli Asagiri była w niebezpieczeństwie, a jej prześladowca ma być kimś z obcych lwów, to ów nieproszony gość nie będzie miał pojęcia o jej miejscu pobytu.
- Hmm co powiesz na to, abyśmy się przeszli Lodową Ścieżką?
 Asagiri zastanowiła się przez chwilę. Wyglądała, jakby zastanawiała się nad rozwiązaniem jakiegoś skomplikowanego działania matematycznego, jej oczy powędrowały w bok, pełne skupienia.
- Dobrze, niech będzie- powiedziała z uśmiechem.
Odwzajemniłem gest, a moje wnętrze krzyczało z ulgi, że Asa niczego nie podejrzewa...
Albo i ona ma coś do ukrycia? Pod tym swoim "Uśmiechem Mony Lisy"
- Chciałaś o czymś porozmawiać?- zapytałem tak po półgodzinie naszej wędrówki, w omówionym celu.
- Lordzie, czymś się przejmujesz, widzę to.
 Zmarszczyłem usta, próbując wymyślić jakieś wiarygodne wytłumaczenie.
Oszukiwanie i udawanie nie było moją mocną stroną... krzyczałem w środku, że natura nie obdarzyła mnie tą zdolnością...
 Im dłużej się zastanawiałem nad odpowiedzią, tym Asa wyglądała, jakby była bliska swoich podejrzeń.
- Dostałem list od rodziny... zapieczętowany pieczęcią Ravenwoodów... dostałem złe wieści, chciałem się po prostu uspokoić naszym spacerem.
 - Oh- mruknęła Asa, wbiła wzrok w ziemię.
 - Mój brat... zachorował na rzadką chorobę, na którą nie wynaleziono jeszcze leku, podejrzewa się, że przez pewien okres czasu będzie musiał z nią żyć, ale przez to, jego żywot będzie przepełniony cierpieniem.

Oczywiście byłem dumny z siebie, że zdołałem wymyślić to w jednej sekundzie. W duchu podziękowałem sobie za ten wyczyn.
 Byliśmy już u celu. Wielka lodowa jama, rozciągała się, jak przełyk ogromnego potwora, ciągnąc się nie wiadomo, na ile metrów. Wchodząc, chłód ugłaskał nasze policzki, a Asa lekko zadrżała.
- Zimno tu- mruknęła moja mała przyjaciółka.
- Wiem, to mi przypomina moje rodzinne klimaty!- westchnąłem tylko i wcale nie kłamałem!


Asagiri?

piątek, 21 czerwca 2019

Od Asagiri CD Exana

Mimo, że wujek Oliver rzadko bywa na zamku, zajęty trasami koncertowymi, zawsze znajduje czas, aby ze mną porozmawiać, co zresztą chętnie czynię. Dzisiaj był jeden z takich dni, kiedy brat mojego ojca zostawał tu dłużej niż zwykle, więc nie mogłam przepuścić okazji, by się z nim przywitać. Popędziłam szybkim krokiem w stronę Olivera, mocno go przytulając kiedy znalazłam się przy nim. Był ode mnie zdecydowanie wyższy, więc na pierwszy rzut oka widać było, że jest on członkiem mojej rodziny, w dodatku z tego "starszego" pokolenia.
- Naprawdę cieszę się, że cię widzę. Nie męczy cię to, że za każdym razem cię atakuję pytaniami, w momencie, w którym znajdziesz trochę czasu, aby nas odwiedzić? - zapytałam wesoło, stając obok wuja i dotrzymując mu kroku w niewielkim spacerze po zamku.
- Przyzwyczaiłem się - odpowiedział Oliver, śmiejąc się krótko, rzucając mi wesołe spojrzenie. Odwzajemniłam gest uśmiechając się i kierując wzrok przed siebie, zastanawiając się w którą stronę mam pójść. Koniec końców postanowiłam go zaprowadzić w stronę gabinetu ojca, pomyślałam, że chętnie ze sobą porozmawiają.
- Gdzie jedziecie na następny koncert? - zadałam pytanie, które zadaję zawsze, kiedy mam okazję. Mój rozmówca zawsze chętnie odpowiadał, jakby chcąc mi opowiedzieć o każdym najmniejszym miejscu, w którym będą grać.
- Teraz wyruszamy w trasę po Wschodnim Namiestnictwie, jest tam wiele miejsc, których poprzednio nie odwiedziliśmy - mówił, a ja go słuchałam z fascynacją. Nigdy nie byłam w żadnym Namiestnictwie, znam je jedynie z opowieści wuja i ojca. No i okazjonalnie od ich Lordów, którzy czasami tutaj przyjeżdżają, lecz nie jest to zbyt częste. A jeśli już tu są to mi trochę wstyd podejść i zapytać o ich ziemie. Wydaje się to takie nienaturalne. Jednym z moich głównych źródeł informacji był właśnie wujek Oliver, z którym zawsze miło mi się rozmawiało. Kiedy dotarliśmy do miejsca, w którym mój ojciec przebywał, mój towarzysz mnie przeprosił i wszedł do jego komnaty, uprzednio pukając i czekając na odpowiedź. Pożegnałam się z nim i odwróciłam gwałtownie, chcąc dojść do mojego pokoju i w spokoju zrobić coś, w czym nie potrzeba żadnych kontaktów międzyludzkich. Kiedy szłam jednym z korytarzy prowadzącym do komnat, zza rogu wyszedł Exan. Wyglądał na dosyć zdenerwowanego, chociaż i tak to chyba zbyt łagodne określenie. Był chodzącym kłębkiem nerwów, jakby nagle miało stać się coś, czego się obawiał. Zastanawiałam się o co chodzi, więc kontynuowałam spacer w tamtą stronę. Może się czegoś dowiem, chociaż jest możliwość, że chodzi o jakieś prywatne sprawy, do których nie mam prawa się mieszać. Lecz mimo wszystko, chyba zawsze warto spróbować.
Podeszłam do niego i zatrzymałam się w pewnej odległości, krzyżując ręce na klatce piersiowej, aby wyglądać chociaż trochę poważniej.
- Coś się stało? Wyglądasz na dosyć poruszonego... - zapytałam, a Lord Ravenwood odwrócił się w moją stronę gwałtownie.

<Exan?>

czwartek, 20 czerwca 2019

Od Vlada III Cd Velasta

W którymś momencie naszej podróży poleciłem ustawić się wojownikom w dwóch rzędach po dziesięciu. Ja sam zająłem miejsce na środku, za mną stanął Mihnea. Mój wnuk, Velasta, Morgana i Malagant szli za nami. Kiedy dotarliśmy do chaty lwicy natychmiast dotarł do nas odgłos wydawany przez istoty.
- Malagant, Morgana rozciągnijcie barierę ochronną.- wydałem polecenie po czym sięgnąłem do pasa, gdzie przytwierdzona była pochwa z moim mieczem. Dobyłem Smoczego Szponu i zwróciłem się przodem do chaty.
- Wszyscy trzymać szyk, walczymy ramię przy ramieniu. Jeśli stwory nas rozdzielą każdy walczy sam, nie ogląda się na innych. Uważajcie na ogony, nie walcie mieczami po kończynach, najlepiej uderzać w głowę, nie w pierś bo jeśli od razu nie przebijecie serca jesteście już martwi.- powiedziałem po czym spojrzałem w miejsce, z którego coraz głośniej dobiegały odgłosy istot. W końcu stwory wyłoniły się z zarośli. Nie pomyliłem się, były to te same kreatury, które widziałem ostatni raz ponad trzydzieści lat temu.
- Wierz w swoją siłę!- krzyknąłem a wojownicy mi odpowiedzieli po czym ostrza ich mieczy stanęły w płomieniach. Po chwili stwory rzuciły się na nas a my przystąpiliśmy do walki. Część z obecnych teraz przy mnie wojowników uczestniczyła również w Wielkiej Wojnie więc wiedzieli jak się z nimi obchodzić. Po około godzinie ciężkiej walki wszystkie stwory leżały martwe. Płomienie zgasły a wszyscy odetchnęli z ulgą. Podszedłem do Morgany, Malaganta i Velasty po czym rozejrzałem się za Juniorem. Wypatrzyłem go po krótkiej chwili, jak dobijał jedną z bestii. Najwyraźniej również mój wnuk miał szansę żeby się z nimi zmierzyć.
- Przeklęte Mouldhagi... Byłem pewien, że wszystkie wybiliśmy trzydzieści lat temu...- mruknąłem po czym splunąłem na ziemię.
- Bo tak było. Razem z Malagantem wielokrotnie przeszukiwaliśmy z pomocą magii nie tylko dolinę i tereny królestwa ale i całą resztę świata. Nigdy nie natrafiliśmy nawet na najmniejszy ich ślad. Dopiero około tygodnia temu zaczęliśmy wyczuwać ich obecność, co Ci zgłosiliśmy ojcze.- powiedziała Morgana na co ja skinąłem głową.
- Co to są Mouldhagi?- zapytała w tym momencie Velasta spoglądając na nas ze zdziwieniem.
- Może najpierw wejdźmy do twojej chaty. Niektórzy wojownicy muszą opatrzyć rany a lepiej zrobić to  jakimś pomieszczeniu.- powiedziałem po czym wszyscy ruszyli do domu lwicy. Po jakimś czasie ja, Velasta, Morgana, Malagant, Mihnea i Junior usiedliśmy przy stole w kuchni.
- Ponad trzydzieści lat temu wybuchła Wielka Wojna... Wtedy walczyliśmy przeciwko Imperium Osmańskiemu. Sułtan Mehmed II zwany Zdobywcą zawarł pakt z bogiem chaosu Tarkiem a ten, dał mu władzę nad swoimi najwierniejszymi sługami - Mouldhagami. Żadna magia na nie nie działała a normalna broń nie była w stanie wyrządzić im żadnej krzywdy, ich pazury były w stanie przeciąć każdy metal... Przez długi czas nie mogliśmy ich pokonać... Aż dopóki mój miecz, Smoczy Szpon nie stanął w płomieniach. Jedynie miecze wykonane z żelaza wydobywanego w świątyni Kishana i pobłogosławione przez boga ognia były w stanie zniszczyć te kreatury. Wybiliśmy je wtedy, żaden nie przeżył a mimo to, dzisiaj musieliśmy znowu zabić szesnaście bestii. To nie jest dobry znak...- zakończyłem i spojrzałem na wszystkich siedzących ze mną przy stole. Żadne z nich nie pamiętało tamtych wydarzeń, Mihnea miał wtedy pięć lat, Morgany i Malaganta nawet nie było na świecie, tak samo jak mojego wnuka i zapewne też Velasty.
<Velasta?>

Od Vlada III Cd Claire

Odłożyłem pióro na stojak i splotłem palce przed sobą.
- Usiłuję nie zgubić się w tych stosach dokumentów.- powiedziałem uśmiechając się lekko. Mój gabinet był w całości zawalony stertami rozmaitych papierów i nie było mowy, żebym mógł spokojnie przez niego przejść nie przewracając którejś. Lwica rozejrzała się i uśmiechnęła lekko.
- Może mogłabym Cię wyrwać na chwilę od tych papierów panie?- zapytała lwica na co ja lekko uniosłem kąciki ust.
- Oczywiście, że możesz.- powiedziałem po czym razem wyszliśmy z mojego gabinetu i ruszyliśmy w stronę ogrodów.
- Wolałbym, żebyś nie nazywała mnie "panem" ani "królem". Po prostu Vlad wystarczy.- powiedziałem spoglądając na nią. W tym właśnie momencie dotarliśmy do królewskich ogrodów.
<Claire?>
Wybacz czas oczekiwania i jakość...

Od Velasty CD. Vlad III

- Kreatury pojawiły się jakoś w zeszłym tygodniu. Najpierw przyszedł jeden, w następnych dniach pojawiało się ich coraz więcej. Zeszłej nocy pod moim domem była ich z trzydziestka- odparłam, podziwiając rośliny kwitnące w zamkowych ogrodach.- Jeden mnie zaatakował, ale poradziłam sobie z nim.
- Rozumiem- samiec kiwnął głową.
Wyglądał na bardzo zamyślonego, jego beznamiętny wzrok utkwiony był w pustej przestrzeni przed nami. Nie chciałam wyrywać go z tego stanu, więc podążałam za nim, wciąż rozglądając się po ogrodzie. Dałabym wszystko, by móc mieć tak piękne rośliny za swoim domem, jednak w Puszczy wszystko rozrastało się tak chaotycznie, że nie dało się tego opanować w żaden sposób.
- Panie, jesteśmy gotowi do drogi- z tyłu rozległ się głos jednego ze strażników.
Samiec w ułamku sekundy otrząsnął się ze swojego transu i odwrócił się szybko. Ucisk na mojej dłoni delikatnie się wzmógł i władca pociągnął mnie w stronę pałacu. Przeszliśmy szybko przez kilka komnat, każda była tak piękna i pełna przepychu, jak można było się spodziewać.
Kiedy wyszliśmy z budynku, czekał już na nas cały oddział wojowników oraz pomocników króla w swoich futrzastych, człekokształtnych postaciach. Naliczyłam dwudziestu uzbrojonych samców, między nimi dostrzegłam syna króla- Mihneę, oraz jego wnuka, Vlada IV. Oprócz tego wyczułam dwie postacie, od których bił zapach mocnej many. Była to dwójka całkowicie czarnych lwów, lwica była dosyć mocno wystrojona, zaś lew miał na swoim pysku czaszkę bliżej nieokreślonego stworzenia.
Kiedy władca puścił moją rękę, natychmiast przyjęłam swoją lwią formę. Nie istniała dla mnie postać pośrednia. Przebiegłam szybko na początek grupy i przyjrzałam się wszystkim uważnie. W zupełności wystarczyłaby mała garstka tych wszystkich lwów, ale nie śmiałam zarzucić tego królowi.
- Dal ultrinnan ulu el'inssrigg*- rzuciłam na tyle głośno, by wszyscy to usłyszeli i uśmiechnęłam się, kiedy dostrzegłam, że nikt nie zrozumiał moich słów.

Truchtałam kilka metrów przed całą grupą, co jakiś czas oglądając się na nich, czy nikt się nie zgubił. Wybrałam drogę przez lasy, okrężna podróż zajęłaby nam trzy razy dłużej, a między drzewami zawsze łatwo zgubić szlak. Dobrze, że trafiłam do zamku wczesnym rankiem, inaczej nie zdążylibyśmy dotrzeć na miejsce przed świtem, a tak trafimy w moment idealnie po zmroku, kiedy te podłe stwory pojawiały się pod moim domem. Chciałam mieć już ten problem z głowy, żeby wrócić do swojego normalnego życia i nocnych polowań.
- Ssussun- szepnęłam tuż przed przekroczeniem granicy mrocznego lasu.
Zaklęcie to odganiało tutejsze duchy, zapewniając je o braku problemów. Było bardzo potrzebne dla tych, którzy nie byli pod opieką Yasmin i miewali problemy z tutejszymi stworami. Magiczna aura objęła wszystkich, którzy podążali za mną.
Po jakiś dziesięciu minutach dotarliśmy do mojej chatki, zbudowanej z ciemnego hebanowego drewna. W środku jak zawsze tliły się świece, które dzięki magii nie wypalały się mimo upływu czasu.
Zgodnie z moimi przewidzeniami, niemal od razu usłyszeliśmy dźwięki wydawane przez te przeklęte bagiennie kreatury- coś pomiędzy rykiem, a bulgotem.

Vlad?


*Dal ultrinnan ulu el'inssrigg- Od zwycięstwa do tawerny

Od Exana cd Asagiri

                Gdy moja towarzyszka odeszła w kierunku nieznanej mi osoby, skierowałem się do swego pokoju, aby zaprowadzić w nim pewne porządki i...
Zjeść coś dobrego. W trakcie układania książek na swoje miejsce, moją głowę zadręczała myśl o duszy, którą spotkałem w innym świecie.
 Czy jest cokolwiek, co zmusiło tę duszę, aby mnie nawiedzić?
Im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym ciekawość mocniej zaciskała się na mnie, jak sznur wisielca, z którego nie mogłem się uwolnić. W efekcie prędzej umrę z tej ciekawości, niż doczekam się kolejnego spotkania z nieznajomą duszą.
"Duchy wywołują u mnie stan "Między życiem a śmiercią" tylko wtedy, gdy chcą się ze mną porozumieć"- rozbrzmiewał głos w głowie moich własnych słów, gdy próbowałem wytłumaczyć Asagiri pewne sprawy.
 Gdy wziąłem ostatnią książkę, nagle inna spadła z głuchym trzaśnięciem na podłogę. Spojrzałem w stronę książki, po czym podniosłem ją, aby zerknąć na jej tytuł. 

" Życie pozagrobowe

Międzynarodowy bestseller" 

 Zainteresowany otworzyłem na pierwszej stronie, aby przeczytać wstęp, napisany przez autora. 
Jednak nie zdążyłem przeczytać nawet połowy, gdy do mojej komnaty weszła Ariannae- przyjaciółka z dzieciństwa. Wychyliła się z szerokim uśmiechem.
- Hej, Aria, co cię do mnie sprowadza?- zapytałem uprzejmie.
- Cześć Exan! Pomyślałam, że wpadnę  i zobaczę, co u ciebie.
 Podszedłem do niej pewnymi, pełnymi gracji krokami i przytuliłem ją mocno.
- Fajnie że...
 Chciałem dokończyć, ale nagle pewna siła odebrała mi mowę... chłód zza grobu powodował u mnie gęsią skórkę, zadrżałem. Aria zauważyła to.
- Exan, zimno ci?- spytała widocznie mocno zaskoczona. Nie dziwiłem jej się, skoro na dworze panował skwar. Być może to jest kolejny sygnał obecności błąkającej się duszy?
- Aria, proszę, nie obraź się, ale może wpadniesz wieczorem, mam jeszcze coś do załatwienia..
 Lecz Ariannae tak łatwo się nie dała.
- Pomogę ci!- zaproponowała z uśmiechem.
- Proszę, chcę aby tu był porządek, gdy się znowu zjawisz, wstyd mi jest, że muszę cię wpuszczać do takiego bałaganu- mruknąłem miło, ale wydaje mi się, że Ariannae łyknęła haczyk. 
- No to do wieczora!- powiedziała i zamknęła za sobą drzwi. 
 Wychyliłem się na zewnątrz, aby pomachać jej na pożegnanie, po czym zniknąłem w środku. Wyczuwałem egzystencję duszy, nawet dość wyraźnie, niż wcześniej. Mgła połknęła w całości mój pokój, a ja znalazłem się w bezkresnej dolinie. 
 W trans wpadłem szybciej, niż mogłem sobie wyobrazić, to się stało tak, jakby ktoś ślepcowi założył szkła, aby mógł dostrzec więcej kontrastu swoim słabym wzrokiem.
 Dar zadziałał. Dar mojego rodu znów był aktywny!
Zza kurtyny mgły wyłonił się kształt lwicy, która nie zamierzała mi niczego wyznawać wprost. Brodą dawała mi do zrozumienia, abym podążał za nią.
Wędrówka nie trwała długo. 
- Kim jesteś?- zapytałem. 
 Lwica spojrzała na mnie. 
Jej oczy były całe niebieskie, jakby w ich wnętrzu był zaklęty cały morski świat. To było smutne, a zarazem przerażające. 
 Dusza uniosła lwią łapę, po czym poklepała się w miejscu, gdzie powinno być serce, a później smutno pokręciła głową. Nie potrafiłem rozszyfrować zachowania, a podejrzewałem, iż kryje się za tym jakaś tajemnica. 
- Nie rozumiem cię- powiedziałem bezradnie. 
 Mrugnąłem powieką i nagle pojawiła się postać Asagiri. Moja młoda towarzyszka, najwyraźniej nieświadoma niczego, ani nikogo, kto mógłby ją obserwować, wędrowała spokojnie z jakąś osobą. 
Czy dusza, przedstawiając projekcję mojej towarzyszki, chciała mi coś przekazać? Coś, co dotyczyło nie tylko mnie? To wszystko stawało się dla mnie takie pogmatwane. 
 W mojej głowie rozbrzmiały ciche szepty, tak ostre, jak potłuczone szkło. 
- Czego chcesz od Asagiri?- zadałem kolejne pytanie, lecz nie spodziewałem się natychmiastowej odpowiedzi. I miałem rację...
 Dusza lwicy sprawiła, że postać Asagiri otoczona została przez płomienie...
Ogień w ogólnym znaczeniu może symbolizować oczyszczenie, bądź też cierpienie... albo... niebezpieczeństwo. Dusza nie zamierzała mi powiedzieć tego wprost, miała nadzieję, że trafiła na domyślnego osobnika, który posłuży się racjonalnym myśleniem, aby rozszyfrować to, co chce mu przekazać. Jednak niczego nie mogłem być pewien...
Ogień i niebezpieczeństwo? Ogień i Oczyszczenie? Ale z czego Asagiri miałaby być oczyszczona?
Zrozpaczony usiadłem, czując, że ogarnia mnie bezsilność.
 Bądź, co bądź ogień nie kojarzył się nikomu z czymś pozytywnym... już jako młodym lwiątkom wpajano, że ów żywioł może oznaczać tylko jedno! Niebezpieczeństwo, cierpienie...
- Będę jej pilnował!- oznajmiłem w końcu. Miałem nadzieję, że moja ostateczna interpretacja tego była trafna.
Wizja zniknęła. Pokój pojawił się przed moimi oczami, tak jak go zostawiłem.
 Wyrzuciłem z siebie wielki wydech zimnego powietrza, który zmroził moje płuca.
- Asagiri...- mruknąłem, po czym wybiegłem z pokoju.

<Asagiri?>

Od Macbetha do Estery

Plany są tą częścią mojego życia, która niezwykle się przydaje w codziennym funkcjonowaniu. Lubię je udoskonalać, bo myśl, że wpadłem na jakiś nowy pomysł, lekko podbudowuje moje ego. Lecz kiedy dzisiaj leżałem na łóżku, rozpaczliwie próbując wszystko od nowa ułożyć w mojej głowie, nie potrafiłem. Po prostu nie potrafiłem. Chciałem się spotkać Elheminą, lecz musiała być na każde zawołanie jako główny zielarz i córka tego króla Vlada III. Kłamałbym, gdybym powiedział, że dobrze mi się żyje w kraju przez niego władanym. Władza powinna należeć do mnie, każdy to wie, a tymczasem żyję w zamku Palownika jak sługa, z tego łaski i dobroci. Na samą myśl o tym aż dreszcze mnie przechodzą, że cały kraj jest w rękach takiego nieudolnego króla... Jeśli go można w ogóle nazwać królem. Chodzi pijany, jakby nawet na minutę nie odstawiał alkoholu, jak go tu traktować poważnie, skoro cały czas chodzi i nie wie nawet w jakim wymiarze jest, tyle wypił. Chciałem się spotkać z Elheminą, ponieważ niesamowicie tęskniłem za naszymi konwersacjami, lecz ona oczywiście jak zawsze jest zajęta wszystkim innym, więc chcąc nie chcąc, musiałem wypełnić swój czas rozmową z inną osobą. Spotkałem inną lwicę kilka razy i wydawała się wręcz idealna do wypełnienia mojego czasu. Estera Goldwater, zielarz, jakby pracownik Elheminy. W sumie chyba to najlepszy, aby ją wtajemniczyć w moje rozważania, czuję, że to będzie dobry pomysł.
Szedłem korytarzami, nie mając żadnego zajęcia, plątałem się między wieżami, czy innymi komnatami, szukając Estery. Chciałem z nią porozmawiać, jak najszybciej. Po pewnym czasie, zobaczyłem ją wchodzącą po schodach. Wszędzie bym rozpoznał jej umaszczenie.
- Witaj Estero - zacząłem od razu, kiedy tylko ją dogoniłem.
- Witaj Macbethcie - odpowiedziała z uśmiechem, przystając na moment.
- Co robisz ciekawego? - zapytałem również się uśmiechając. Co się kryło za tym uśmiechem, tego nie wie nikt.

<Estera?>

środa, 19 czerwca 2019

Od Asagiri CD Exana

Popatrzyłam na mojego towarzysza kątem oka, zauważając jego uśmiech, kiedy odpowiadał na moje pytanie, a potem z powrotem odwróciłam wzrok, patrząc na drogę przede mną. Nie było przecież nic złego w tym, żebym głośno mówiła o tej osobie, w końcu nie jest to tajemnicą. Całkowicie zrozumiałe jest to, że jest ciekaw jej tożsamości.
- Rin Kagamine kto by się tego spodziewał! - odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie, patrząc w stronę Exana, którego wzrok zresztą napotkałam na parę sekund - Nie wiem czy ją kojarzysz, wyjechała do Północnego Namiestnictwa dosyć niedługo po twoim przyjeździe do Stolicy. A wcześniej jeszcze chyba tam wyjechała z Namiestnikiem czy coś, nie wiem, nie zagłębiam się w jej życie. Po prostu jej moc wydała mi się dosyć interesująca, tak samo jak twoja - dodałam po chwili, chcąc opuścić łąkę De Lup. Nie to, że mi się nie podobała czy czułam się tu niezręcznie, po prostu chciałam wrócić do domu, tam czułam się po prostu lepiej. A to chyba najważniejsze, jeśli chodzi o odczucia względem domu.
Reszta spaceru do zamku minęła na rozmowach wokół duchów i zagubionych dusz, przyznam, że dosyć szybko zafascynowałam się tym tematem i zadawałam tyle pytań, że mogłabym napisać książkę ułożoną z odpowiedzi Exana. Doceniałam to, że stara się na każde pytanie odpowiadać wyczerpującą odpowiedzią, pewnie większość osób dawno by ucięła rozmowę, kiedy tylko musiała by wyjawić więcej niż by chciała. Sztuka umiejętnego omijania i unikania odpowiedzi  jest niezwykle ciężka do nauczenia, nie można dać po sobie poznać tego, że nie mamy ochoty mówić na ten temat, a jednocześnie jasno dać do zrozumienia, że zmieniamy całkowicie zjawisko, o którym się rozmawia. Większość ludzi tego nie potrafi, co jest całkowicie zrozumiałe. Każdej rzeczy trzeba się nauczyć, prędzej czy później będzie nam ona potrzebna, zwłaszcza jeśli chodzi o wszelkie sposoby prowadzenia dyskusji czy coś takiego. Myślę, że to dosyć ważne w tym świecie, kiedy dyskusją i umiejętną konwersacją oraz negocjacją można uratować świat od straszliwej wojny. Jest to kolejny aspekt dzisiejszych czasów, który wprost mnie przeraża. Jedno słowo może wywołać spór między rodami, krajami, narodowościami. Każda strona ma swoje racje, każda ma wrażenie, że to właśnie jej uczucia zostały urażone i każda z nich kurczowo trzyma się swojej wersji wydarzeń. Jeśli ktoś ich atakuje słownie, wtedy jeszcze bardziej chcą bronić swoich racji i coraz bardziej wierzą w prawdziwość swojego rozumowania. Często chcąc przemówić komuś do rozsądku, można uzyskać odwrotny efekt. Ktoś sądzi, że jednak to on ma rację i nie pozwoli nikomu powiedzieć inaczej. I wszystko się zapętla, im bardziej będziemy chcieć go odwieść od jego poglądów, tym bardziej będzie w nie wierzył i uważał je za słuszne. Dlatego trzeba się nauczyć prowadzić konwersację w sposób neutralny, nie opowiadając się za żadną ze stron, co w przyszłości być może uratuje nas od nieszczęścia.
Po jakimś czasie dotarliśmy do zamku razem z Exanem, a ja gdzieś w oddali, na korytarzu zobaczyłam znajomą osobę, która machnęła do mnie raz i gestem poprosiła, abym poszła za nią.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Dziękuję za rozmowę, Lordzie, i mam nadzieję spotkać cię znów, chociażby w tym dniu. I następnym razem już mnie tak nie strasz z tym transem, dobrze? - odwróciłam się do mojego towarzysza i uśmiechnęłam się ciepło. Lord Ravenwood pokiwał głową, a ja szybkim krokiem poszłam w stronę wcześniej upatrzonej osoby.

<Exan? Sorki za te rozważania w środku, byłam jakaś nafurana, jakby to moja przyjaciółka powiedziała>

Od Exana cd Asagiri

          Asagiri czekała na odpowiedź. Westchnąłem tylko, starając się, jak najdokładniej dobrać słowa, aby moja mała towarzyszka mnie zrozumiała.
- Cóż, to duchy wywołują u mnie stan "Między życiem a śmiercią" tylko wtedy, gdy chcą się ze mną porozumieć, a jeśli chodzi o to, czy trudno się z nimi rozmawia to... wiesz, duchom zależy na dyskrecji i domysłach posiadacza daru... duchy to istoty mistyczne.
- Rozumiem... tak... chyba rozumiem- odpowiedziała, na początku, jakby Asagiri próbowała sobie  spójnie ułożyć w głowie, to co przed chwilą do niej powiedziałem, ale później kiwnęła głową, na znak, że zrozumiała.
 W czasie, gdy Asagiri wyrwała mnie z transu, nawet nie zorientowałem się, gdzie jesteśmy. Znajdujemy się na łące De Lup. Zrozumiałem już, skąd tyle przeróżnych zapachów kwiatów, trafiających do moich nozdrzy, promienie słońca rzucają się na rozległe łąki, tworząc jeden wielki ocean złota. Majestatycznie rozciągająca się ścieżka kolorowych kwiatów, zdawała się sięgać horyzontu.
- A teraz duch czegoś chce od ciebie?- zapytała Asagiri. Przekrzywiłem lekko kącik ust, po czym próbowałem ze wszystkich sił skupienia wychwycić obecność zabłąkanej duszy.
Niczego jednak nie potrafiłem wychwycić, ani zwietrzyć, prócz zapachu łąki, oraz spokojnie baraszkującego wiatru, głaszczącego wysoką trawę, jak grzywę konia.
- Hmmm... myślę, że duch odszedł.
 Młoda towarzyszka nie drgnęła nawet ustami, ale jej wzrok nadał jej lekkiej nuty smutku.
Nie uszło to mojej uwadze i powiedziałem.
- Spotkanie z duchem to nie jest przyjemna sytuacja, wręcz przeciwnie... odczuwanie obecności duchów, można poczuć na skórze chłód zza grobu oraz instynktowny niepokój, ale da się przyzwyczaić. To nie jest moje pierwsze spotkanie z duchem.
- Wierzę ci.
 Opuszczając łąkę De Lup, poświęciliśmy cały ten czas na rozmowie o duchach.
- A tak a propos, jak się nazywa ta osoba, która według ciebie umie rozmawiać z duchami?- zapytałem tak z czystej ciekawości.
- Pytasz tak z ciekawości, czy ta wiedza ci jest do czegoś potrzebna?
 Spojrzałem na nią z uprzejmym uśmiechem.
- Tak, z ciekawości.

<Asagiri?>

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Od Claire CD Vlada III

Kiedy król Vlad odprowadził mnie do komnaty, jeszcze przez chwilę patrzyłam jak odchodzi, a potem szybko otworzyłam drzwi i weszłam do swojej komnaty. Chcąc nie chcąc, byłam zmęczona i myślę, że mogłabym przespać o kilka godzin dłużej niż zazwyczaj, jak nie więcej. Ułożyłam się na wygodnym łóżku i owinęłam pościelą, zamykając oczy i odlatując gdzieś daleko w krainę snów, tak daleko jak jeszcze nigdy dotąd.
~*~
Obudziłam się w niesamowicie dobrym nastroju i samo poranne wstawanie nie przyniosło mi większego wysiłku. Szybko wykonałam wszystkie rutynowe czynności i z uśmiechem na ustach wyszłam z komnaty. Nie jestem pewna, ale chyba nikt nigdy nie widział mnie tak roześmianej o poranku. W sumie to chyba zasługa tego, że w końcu się wyspałam, co jest zasługą Vlada III. Nie wiem jak mogłam sama nie wpaść na to, że zwykłe mleko z miodem tak mi pomoże. Chyba muszę podziękować królowi za dobrą radę i nocne rozmowy. Nie mam lekcji dzisiaj, nie uczę nikogo, więc pierwszą myślą, było to, żeby odwiedzić go w jego gabinecie. Ta rozsądniejsza część mnie nawoływała, że to zły pomysł i nie powinnam, bo mogłabym mu w czymś przeszkodzić, ale wygrała silna potrzeba podziękowania. Skierowałam się w stronę gabinetu, przed którym na chwilę przystanęłam i jeszcze raz zastanowiłam się czy to dobry pomysł. Nie wymyśliłam żadnego nowego powodu "przeciw", więc szybko zapukałam kilka razy w drewniane drzwi.
- Wejść - rozbrzmiał znajomy mi głos Vlada, więc pchnęłam drzwi i weszłam do środka.
- Witam panie, mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłam - powiedziałam, zamykając drewniane skrzydło i odwracając się w stronę króla. On jedynie uśmiechnął się zachęcająco, więc kontynuowałam - Chciałam podziękować za wczorajsze mleko, rzeczywiście mi pomogło. Dość jednak o mnie, co robisz panie, jeśli można zapytać? - dodałam podchodząc trochę bliżej niego.

<Vlad III?>

Od Vlada III CD Velasta

Spojrzałem na lwicę z zainteresowaniem.
- Podaj proszę opis tych stworów...- powiedziałem po czym oparłem się o tron. Draństwo nie było zbyt wygodne, właściwie był to kawał litego drewna w którym wyrzeźbiono tron, nie było na nim żadnego materiału, który mógłby czynić go wygodniejszym. Specjalnie kazałem go takim zrobić, by przypominał mi i kolejnym władcom o tym, że władza nie zawsze jest przyjemna. Lwica zaczęła opisywać bestie, które nachodziły jej chatę a ja coraz bardziej się niepokoiłem. Kiedy skończyła kiwnąłem głową po czym zwróciłem swój wzrok na mojego syna.
- Mircza sprowadź Morganę i Malaganta. Niech Mihnea zbierze oddział dwudziestu najlepszych wojowników. Jutro zajmiemy się tymi stworami.- powiedziałem po czym wstałem z tronu i podszedłem do lwicy.
- Co mam powiedzieć Mihnei odnośnie dowódcy?- zapytał Mircza, na co ja odwróciłem się do niego.
- Jak to co? Jak chce może też jechać i wziąć Juniora, przyda im się nieco praktyki, ale to ja poprowadzę wojowników.- odparłem po czym odwróciłem się z powrotem do lwicy.
- Pozwól Pani, że przejdziemy się po ogrodach. Trochę potrwa, zanim przygotują się do wyjazdu.- powiedziałem i podałem jej ramię, które ona złapała i razem poszliśmy w kierunku ogrodów.
- Chciałbym wiedzieć, kiedy mniej więcej pojawiły się te stwory. Oczywiście nie wymagam dokładnego dnia ale tak w przybliżeniu.- powiedziałem po czym podprowadziłem lwicę do ławki stojącej nieopodal kilku krzewów róż.
<Velasta?>

Od Velasty CD. Vlad III

Poprzedniej nocy
Zmrużyłam oczy, spoglądając przez okno chatki. Od bitych trzech godzin pod moimi drzwiami stały stwory, które nie przypominały niczego, co spotkałam w ciągu wszystkich lat swojego życia. A myślałam, że widziałam już wszystko. Nie przeszkadzała im sól, działająca na złe duchy, srebra, ogniem też nie bardzo się przejmowały. Nie przypominały niczego, nie mogły być do niczego porównane. Ogromne, człekokształtne, porośnięte zieloną łuską. Z obu stron szyi wyrastały im czerwonawe wyrostki, przypominające wachlarze. Ich pyski przypominały zdeformowane ludzkie twarze. Miały czerwone oczy, które lśniły mrocznym blaskiem, z paszczy wystawały im ostre jak igły zęby, z których sączył się jad. Były tak obrzydliwe, że nie mogłam na nie patrzeć, jednak z drugiej strony, nie mogłam oderwać od nich wzroku. Żadne zaklęcia wypędzające, wiążące ani inne nie działały, jakby spływały po ich obślizgłych łuskach.
Po tym jak jeden z nich podrapał mój bok swoimi ogromnymi pazurami, miałam pewność że nie są pokojowo nastawione. I nie miałam najmniejszej ochoty opuszczać bezpiecznej chatki.
Przybrałam ludzką postać i zaczęłam kręcić się po pokojach, szukając kolejnych broni do naostrzenia. Nie zamierzałam spać, a warto było zająć się czymś użytecznym. Stwory dalej uparcie waliły w moje drzwi i drapały ściany, jednak wiedziałam, że nigdy nie przebiją się przez magiczną barierę, którą pokryta była cała chatka. Westchnęłam ciężko, ustawiając drewniane krzesło przed oknem i usadzając się na nim z poręczem sztyletów oraz osełką.

-Życzysz sobie czegoś, Pani?- zapytał samiec, stojący po prawej stronie ogromnych drzwi.
- Mój dom został zaatakowany przez nieświęte istoty- poinformowałam, rozglądając się po sali audiencyjnej.
Jeden ze strażników parsknął cicho, jednak zamarł, gdy spojrzałam na niego z naganą. Vlad III spojrzał na mnie krzywo, bębniąc pazurami w nałokietnik swojego ogromnego tronu.
- Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego- dodałam zgodnie z prawdą.
Widziałam jak na twarzy władcy pojawia się cień wątpliwości zmieszany z czymś jeszcze, z wyraźną ciekawością.

Vlad?

Od Rin CD Manero

Podeszłam do okna, stając obok srebrzystowłosej dziewczyny. Patrzyłam na widok, który i tak już doskonale znałam, wpatruję się w niego codziennie od szesnastu lat, lecz mimo to i tak uśmiechnęłam się, gdy tylko zobaczyłam go z bliższej odległości.
- Rzeczywiście jest tu dosyć spokojnie, ale to nie znaczy, że monotonnie. Możesz tutaj zostać ile tylko chcesz, Północ jest otwarta dla każdego. Możesz się nawet zatrzymać na dworze, nikomu to nie będzie przeszkadzać. Pracą się nie przejmuj, prędzej czy później coś znajdziesz, na razie powinnaś się oszczędzać, jak powiedział lekarz - powiedziałam, po czym odeszłam od okna i podeszłam do jednego z krzeseł przy stoliku - Przyniosłam ci posiłek, jakbyś była głodna to nie krępuj się i śmiało proś nawet o dokładkę. Na krześle masz parę dodatkowych ubrań, bo zdaje sobie sprawę, że te, które mam w szafie pewnie są dosyć niedopasowane do twojej budowy. Jakbyś czegoś potrzebowała to śmiało pukaj do komnaty obok, po lewej. Z pewnością tam będę, a jeśli nie, to zapewne Rose czy ktoś powie ci gdzie poszłam - dodałam kładąc przyniesione przez siebie rzeczy na krześle bądź stoliku, po czym odwróciłam się w stronę Manero. Ona uśmiechnęła się do mnie, nadal stojąc i wpatrując się w widok za oknem. Nie chcąc jej dalej przeszkadzać, postanowiłam po cichu wyjść z komnaty i tak też uczyniłam. Zgodnie z moją uprzednią wypowiedzią, skierowałam się w stronę sąsiedniego pomieszczenia, gdzie miałam nadzieję spędzić trochę czasu z moją rodziną.

<Manero? Sorrki, że krótkie :c>

Od Asagiri CD Exana

Słuchałam opowieści o darze, starając się chociaż w najmniejszym stopniu wyobrazić sobie co mój towarzysz może w takich momentach czuć. Bezskutecznie. Nie doświadczyłam tego nigdy, więc nie jestem w stanie pojąć co się w tym czasie dzieje z duszą osoby żywej, jak to wygląda od przysłowiowego środka. Kiedy Exan skończył mówić, ja jeszcze przez następne kilka sekund wpatrywałam się w jakiś niezidentyfikowany punkt za nim. Dopiero głos Lorda, pytający czy wszystko w porządku, sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Zamrugałam kilka razy, przenosząc wzrok na mojego rozmówcę.
- Po twojej minie wnioskuję, że nie jesteś w niebo wzięty, jeśli chodzi o świadomość obcowania z duchami - nie potrzebowałam odpowiedzi, bo to było niezwykle łatwe do wyczytania z jego emocji w oczach, czy rysów twarzy, które zmieniły się pod wpływem uczuć. To przypomniało mi o jego niedawnym transie, stanie, w którym nie okazywał żadnych emocji, jakby kompletnie wyprano go z życia. Widok pustych, zimnych oczu, bez jakiekolwiek głębi i uczuć, sprawił, że na myśl przychodziły mi najgorsze koszmary. Jestem pewna, że nikt dobrowolnie nie chciałby tego oglądać. Poprawiłam włosy wpadające mi do oczu. Uwielbiałam je, ale potrafiły być niezwykle nieznośne, zarówno w pół-lwiej, jak i w ludzkiej postaci.
- Znam jeszcze jedną osobę, która może porozmawiać z duszami... Ale raczej tymi zmarłymi, które zaznały spokoju, a przynajmniej na pewno z tymi. Wiem o tym, bo kojarzę ją, czasami przyjeżdża tutaj w odwiedziny do dowódcy Szpiegów, albo ze swoim mężem. Kiedyś ją zaczepiłam i i zapytałam o jej moc, bo wydała mi się całkiem intrygująca. Ona pokazała mi to na żywo... Chciała się porozumieć chyba ze swoimi rodzicami, bo mamrotała do siebie słowa i zwracała się do nich per "matko" i "ojcze". Muszę przyznać, że było to dosyć podobne do twojego transu. Wyglądała jakby jej martwe, puste ciało zostało wśród, ale widziałam, że jej dusza nadal tu jest, tylko zawieszona między światem żywych i umarłych. Jest to chyba niezwykle potężna moc, jest wiele zmarłych, od których potrzebujemy informacji na jakiś temat. I jest wiele dusz, które poszukują spokoju i odpoczynku. To normalne, że czegoś szukają, każdy czegoś szuka. Jeśli nie zdążyły tego zrobić za życia, muszą to zrobić po śmierci, co jest niezwykle trudne - mówiłam, przywołując do siebie obrazy, które widziałam całkiem niedawno, lecz które zostały trochę zatarte w mojej pamięci - Chyba trochę za dużo mówię, powiedz, w jaki sposób dusze się z tobą porozumiewają? Domyślam się, że nie mogą od razu powiedzieć czego chcą, chyba do tego potrzeba trochę czasu, prawda?

<Exan?>

Manero cd Rin

Głowa mnie nadal bolała, ale proszki, które podał mi tamten lekarz zaczynały pomagać. Chwilę mi zajęło połączenie faktów, którymi kobieta mnie obdarowała. Lady Północy, czyli że jest w pewnym sensie tutaj władczynią, nagle coś mnie tchnęło.
-Jeśli to jest twoja sypialnia, to nie powinnam się przenieść?-sama nie wiedziałam czy właśnie zadałam pytanie, czy po prostu stwierdziłam fakt. Rin jednak pokiwała przecząco głową.
-Nie przejmuj się, teraz musisz odpoczywać, nie musisz się martwić nikt tutaj nie wejdzie.
-No dobrze. -odparłam spokojnie, czując łamiącą mnie senność, czyżby, był to skutek uboczny leków? Nie wykluczona, ale skoro mają mi pomóc. Kobieta o krótkich włosach, podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę wyjścia.
-Odpoczywaj, przyjdę  później. -Gdy tylko drzwi do pomieszczenia znowu się zamknęły, położyłam głowię na miękkiej poduszczę i prawie, że natychmiast usnęłam. Obudziłam się parę godzin później, podniosłam się do pozycji siedzącej i przesuwając wzrok po pomieszczeniu zatrzymałam go na widoku z okna..
-Więc to jednak nie był sen. -powiedziałam, po czym podniosłam się i podeszłam w stronę okna opierając się o parapet, wcześniej je otwarłszy. wciągnęłam w swoje płuca świeży wieczorny zapach i tlen. -Jak tu pięknie. powiedziałam popuszczając głowę na zaplecione ręce, znajdujące się na parapecie. Chciałam podziękować, z pomoc Lady Północy i tamtemu lekarzowi, który co prawda za jej rozkazem się mną  zajął. Moje oczy wyłapały straż chodzącą po murach zamkowych, miałam wrażenie, że tu życie toczy się inaczej niż w moim poprzednim domu.
-Widzę, że już lepiej się czujesz. -usłyszałam głos za sobą, który spowodował w moim ciele dreszcz, spowodowany nagłym zaskoczeniem.  odwróciłam się w stronę już  znanego mi źródła tej tonacji.
-Tak, dziękuje za pomoc i przepraszam za problem.
-To nic takiego.
-Mimo to chciałabym spłacić dług. -powiedziałam odgarniając włosy do tyłu, które w tym momencie zastały poruszone, przez wiatr, wpadający do pomieszczenia. -Widzisz pani, chyba chciałabym pracować dla ciebie, skoro i tak niema,  gdzie iść. - powiedziałam z lekko opuszczonym wzrokiem. Lecz tuż po chwili, odwróciłam się w stronę okna. -Wasze tereny są takie piękne i wydają się takie spokojne. Chciałabym tutaj zostać jeśli to nie problem.

(Rin)

Od Lucyfera Burza Piaskowa

Na dworze panował ogromny upał, pogoda mnie nie rozpieszczała. Nienawidziłem, gorąca a dzisiaj czułem jakbym smażył się w prawdziwym piekle. Jednak pragnienie było silniejsze niż moja niechęć co spowodowało, że wynurzyłem się ze swojej jaskini. Przeciągnąłem się i udałem do najbliższego zbiornika wodnego który znajdował się jakieś dziesięć minut od mojej kryjówki. Jak widać nie byłem jedynym spragnionym w koło znajdowało się kilka zebr które na mój widok nieco się odsunęły. Poszedłem to lustra wody i zacząłem pić obserwując bacznie wszytko co się w koło mnie dzieje. W oddali dostrzegłem rozmazującą się postać która również kierowała się w stronę wody. Podniosłem głowę i wydałem z siebie gardłowy ryk tak aby poinformować o swojej obecności. Zacząłem powoli wchodzić do wody aby się schłodzić i przyglądałem się zbliżającej z naprzeciwka w moją stronę postaci. od której dzielił nas spory kawałek wodnego zbiornika. Pociągnąłem kilka razy nosem aby wyczuć zapach. Od razu zbystrzałem gdy była to woń samicy i zacząłem płynąć na drugi brzeg zbiornika. Wyszedłem i otrzepałem się z nadmiaru wody kawałek dalej niż samica gasząca swoje pragnienie. Specjalnie zrobiłem to tak aby kilkanaście kropel wody padło prosto na nią. Niezbyt zadowolona oderwała się od wykonywanej czynności i spojrzała groźnie w moją stronę na co ja się tylko łobuzersko uśmiechem
- Nie mów, że kicia boi się kilku kropel wody. 
Czułem, że lekko a nawet bardzo ją to zirytowało i gdy już chciała mi coś powiedzieć ubiegłem ją.
- Wyluzuj jest gorąco nie mów, że ci się nie podobało.
Nagle dostrzegłem ruch w tafli wody podpływający do nas z wody wyskoczył wielki siedmiu metrowy gad z otwartą paszczą mający chęć na skosztowanie mięska z samicy. Zanim jednak się rzucił skoczyłem na jego pysk zamykając go i przy okazji łamiąc mu szczęki. Gad od razu się wycofał i wrócił do zbiornika. 
- Dzięki.
- Nie ma za co Lucyfer zawsze do usług - ponownie uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Jestem Velasta 
Zapadła cisza ziemia zaczęła lekko drżeć było to odczuwalne gdyż kamienie lekko odbijały się od ziemi. Ruszyłem biegiem i pociągnąłem samice za sobą.
- Co jest ! - krzyknęła 
- Nie wiem, właśnie pomożesz mi to sprawdzić.
Dobiegliśmy do słonej pustyni wskoczyłem na skały aby lepiej widzieć.
- To burza piaskowa zwierzęta uciekają, To idzie w naszą stronę ! - uniosłem głos po czym zacząłem myśleć co mam zrobić. 
najwyraźniej wędrujące gnu szły w stronę terenów gdy zaczęła się burza zaczęły uciekać. 
- Velasta biegnij ostrzec lwy ja pomogę zwierzynie - niemal rozkazałem 

Velasta ?

niedziela, 16 czerwca 2019

Od Vlada III Nie wszystko złoto, co się świeci

Przyjmowanie na audiencji poddanych to zajęcie żmudne i zazwyczaj dość przykre. Raczej nikt nigdy nie przychodzi na audiencję tylko żeby przywitać się z królem bądź porozmawiać o dobrych rzeczach dziejących się w królestwie. Właściwie zawsze poddani przychodzili z jakimiś problemami, które trzeba było rozwiązać. Mimo wszystko wolałem rozmawiać z prostymi mieszkańcami niż z arystokracją. Przynajmniej w przypadku rolników lub mieszczan miałem pewność, że mówią to co czują a nie kłamią byle by się przypodobać. W tej kwestii byli bardzo podobni do dzieci, które również nie przejmują się opiniami innych i mówiły to, co naprawdę czuły. Tego dnia audiencja nie była zbyt trudna, nikt nie przyszedł z jakąś kłopotliwą sprawą, za wyjątkiem jednej lwicy, której syn został aresztowany za kradzież i został skazany na dziesięć uderzeń w ręce. Nie żyło im się najłatwiej a wtedy dziecko jego siostry było umierające więc zabrał z apteki bardzo drogie lekarstwo dla niego. Oczywiście od razu wysłałem posła, który miał wstrzymać egzekucję a także przekazać rodzinie lwicy nieco pieniędzy by ich stan życia się poprawił. Od ponad pięćdziesięciu lat walczyłem z wyzyskiem w państwie i biedą ale wciąż zdarzały się sytuacje jak ta. W końcu po kilku godzinach mogłem zejść z tronu i udać się do swojego gabinetu. Wtedy jednak do sali weszła jakaś lwica.
- Życzysz sobie czegoś pani?- zapytał jeden z gwardzistów a ja z powrotem zająłem miejsce na tronie.
<Velasta?>

Velasta Rilynt’tar

Godność: Velasta Rilynt’tar
Data urodzenia: 1 sierpnia 1479
Wiek: 29 lat
Płeć: Lwica
Orientacja: Heteroseksualna
Stanowisko: Wiedźma, nauczycielka walki
Miejsce zamieszkania: Mieszka w małej chatce na skraju Puszczy Negru.
Wybrała to miejsce ze względu na brak innych lwów, a że doskonale
radzi sobie z nieczystymi duszami, duchy nie sprawiają jej większego
problemu.

Od Exana "Sekret "

                                               

                                  Mary i duchy były jedynie wymysłem poetów, oraz niewyżytych fantastyków, ale teraz jestem pewien, że się myliłem. Stan, w którym znajduję się między życiem a śmiercią, dał mi do zrozumienia, że umarli są wśród nas.
  Powinienem nigdy tego talentu nie odkrywać, gdyż świadomość, iż całe życie w kłamstwie, odcisnęły na mnie pewne ślady zażenowania.
Gdy zabłąkana dusza odwiedziła mnie, byłem pewien, że miała ku temu jakiś cel.
 Na początku była to tylko niewyraźna poświata, a potem kształt przypominający lwicę. Nic nie mówiąc, ruchem podbródka dała mi do zrozumienia, abym za nią podążył.
 Już miałem otworzyć pysk, ale słowa zaparły mi w gardle.
Będąc w stanie między życiem a śmiercią, nie mogłem stwierdzić dokąd idę...
Byłem zainteresowany tylko jednym punktem... Zabłąkaną duszą...
Nie czułem nic. Ani powiewającego wiatru, o poranku, ani nie byłem w stanie usłyszeć śpiewu ptaków.
Jedynie, co czułem, to nienaturalny chłód...
Nienaturalną ciszę...
Z pomiędzy gór niespodziewanie wyłonił się srebrzysty księżyc, który rzucił snopy swego światła na teren. Spod ziemi poczęły wyrastać martwe korzenie, które zataczały się w spirale, tworząc coś na kształt sprężyn. Na ich końcach zaczęły kwitnąć kwiaty o czarnych płatkach korony...
- Lordzie Ravenwood!- rozbrzmiał tajemniczy głos w mojej głowie. Na początku głos był tak słaby, jakbym słyszał go pod wodą, jednak później rozbrzmiał nieco głośniej. - Lordzie Ravenwood.
Rzeczywistość. Światło słońca trafiło do moich jeszcze otępiałych oczu. Wiatr ożywił moje ciało, czułem, że moja świadomość trafiła do świata żywych. Najpierw zdezorientowany rozejrzałem się dookoła, lecz później spojrzałem w dół...
Ujrzałem młode oczy, wlepione we mnie, wyrażające zaniepokojenie...
Należały do mojej młodej towarzyszki, którą niedawno poznałem. Asagiri.
- Lordzie Ravenwood, co ci się stało?
- Nic, moja Damo... po prostu...
 Wtedy szybko przypomniałem sobie o zabłąkanej duszy.
- Oczy miałeś takie, jakby były pozbawione źrenic oraz koloru, sama biel! Mrugnąłeś, i oczy stały się normalne, co się stało?- zapytała Asagiri.
- Ehmm to trudna sprawa, ale postaram ci się ją, w jak najprostszy sposób wytłumaczyć- rzekłem nieco zmieszany, próbując poukładać sobie wszystko w głowie, starałem się dobierać słowa tak, aby moja wypowiedź nie brzmiała, jakby wypowiadał ją szaleniec.
- W mojej rodzinie, członkowie rodzą się z takim darem, który daje im możliwość porozumiewania się z duszami umarłych. Nie koniecznie dusza musi należeć do zmarłego członka rodziny. Dusze odwiedzają nas, gdy czegoś potrzebują od żywych, gdy egzystencja na ziemi im niezwykle szkodzi... bądź, gdy czują cierpienie nawet po śmierci.
- Ty taki dar posiadasz?- zapytała Asagiri.
- Tak- odpowiedziałem krótko.
- Czy jakaś dusza czegoś od ciebie potrzebowała?- zadawała mi kolejne pytania, ale starałem się jej na każde odpowiedzieć, w miarę możliwości tak, aby Asagiri była w stanie mnie zrozumieć.
Rzadko kiedy mogę nawiązać kontakt z duszą... tak rzadko, że nastawał i taki czas, kiedy zacząłem wątpić w istnienie mojego daru... przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Ten dzień to tylko potwierdzenie, że naprawdę go mam! Jednak nie specjalnie byłem szczęśliwy z tego faktu. Egzystencja wraz z duchami nie była zbyt przyjemna.

<Asagiri?>

Od Vlada III Cd Claire

Uśmiechnąłem się lekko do lwicy.
- Doskonale to rozumiem.- powiedziałem po czym wstałem z mojego krzesła po czym podałem lwicy ramię.
- Pani pozwoli, że odprowadzę ją do jej komnaty.- powiedziałem na co oboje parsknęliśmy śmiechem. Ruszyliśmy przez tonące w mroku korytarze cały czas rozmawiając. Te nasze nocne spotkania bardzo poprawiały mi humor, zazwyczaj mocno popsuty w ciągu dnia. Męczyło mnie już to wszystko, zwłaszcza to jak musiałem udawać wiecznie pijanego... Wszyscy myślą, że bycie królem to tylko same przyjemności ale nie raz trzeba się poświęcić dla dobra państwa. Od dawna już chciałem zżuci ten ciężar ze swoich ramion ale Mihnea twierdził, że wciąż się nie nadaje. Ja się z jego opinią nie zgadzałem, od dawna już pomagał mi przecież w sprawowaniu władzy. Po jakimś czasie dotarliśmy do komnaty Claire. Lwica pożegnała się ze mną po czym zamknęła drzwi a ja poszedłem do siebie z nadzieją, że spotkamy się następnego dnia.
<Claire?>

Od Lucyfera Do Aries ''Nowy Początek"


Udałem się na sawannę jako nowy przybysz postanowiłem sobie trochę pozwiedzać ale nie marnować cennego czasu. Polowanie było dobrym zajęciem zwłaszcza, że odczuwałem od dłuższego czasu potężny głód. powoli bezszelestnie poruszałem się pośród wysokiej trawy lekko pociągając nosem aby wyczuć zapach zwierzyny jednak bardziej dominował zapach pewnej samicy. Zatrzymałem się i zacząłem myśleć czy odstawić głód i poznać kogoś czy zapolować ale przepuścić okazje poznania jakiejś młodej atrakcyjnej damy. Dobra nie oszukujmy się nie musiałem myśleć po prostu porzuciłem polowanie i ruszyłem pewny siebie w stronę samicy potrząsając grzywą aby zwrócić jej uwagę. na moim pysku pojawił się lekki uśmiech gdy miałem ją w zasięgu wzroku. Biała pręgowana o fioletowych oczach młoda to zwróciło moją uwagę, patrzyła na mnie zaharowując dystans. Podszedłem bliżej i ryknąłem głośno tak aby usłyszeli mnie pozostali mieszkańcy tego miejsca wypiąłem klatę do przodu i dumnie zbliżałem się w jej stronę. Gdy dzieliło nas zaledwie pięć metrów postanowiłem się odezwać.
- Cześć ... początkowo myślałem, że jesteś tygrysicą.
Spojrzała na mnie niezadowolona, lecz przynajmniej byłem szczery. widziałem, że jest jeszcze młoda ale nie przeszkadzało mi to aby nawiązać z nią kontakt.
- Zabawne - powiedziała sarkastycznie.
- Jestem Lucyfer ... miałem upolować jakąś zdobycz ale rzuciłaś mi się w oczy więc postanowiłem przełożyć to na potem znasz może jakieś fajne miejsca tutaj ?

Aries ?

Lucyfer Diabeł

Godność: Lucyfer Diabeł, Szatan, Abaddon Belial Morningstar
Data urodzenia: 10 lipiec 1480
Wiek: 28 lat
Płeć: Lew
Orientacja: Heteroseksualny
Stanowisko: Kat
Miejsce zamieszkania: Link

Od Annabell Cd Vlad IV

- Zgubiłam mój naszyjnik od mamy... Pomożesz mi go szukać? On ma taki srebrny księżyc do którego jest przyczepiona taki niebieski kamień z wzorkami - podniosłam głowę znad ziemi i uśmiechnęłam się do Vlada.
- No dobrze, jak go znajdę to ci go przyniosę - odpowiedział Błąd po czym odszedł w swoją stronę.
*kilka godzin później*
Zamyślona siedziałam w mojej komnacie, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - wstałam i powoli podeszłam do drzwi. W progu stał Vlad z moim naszyjnikiem.
- Dziękuję bardzo - wzięłam od niego naszyjnik i wpuściłam do komnaty.
* rok później *
Był ranek. Leżałam na łóżku i rozmyślałam, bo jak to zwykle nie miałam co robić. Wtem do moich uszu dobiegł dźwięk pukania do drzwi. Szybko wstałam i otworzyłam komuś temu drzwi. Ujrzałam Vlada lekko uśmiechającego się w moją stronę.

Vlad?

piątek, 14 czerwca 2019

Od Rin CD Manero

Wyszłam z komnaty i natychmiastowo skierowałam się do lekarza, aby mógł opatrzyć jej rany i sprawić, że po pewnym czasie wróci do siebie. Na szczęście, nie znajdował się on zbyt daleko, w dodatku był dosyć charakterystyczną osobą, która przemieszcza się po korytarzach, czasem bez celu, jak każdy z nas. Nie jest on jedynym medykiem, lecz jednym z najskuteczniejszych, dlatego to on przyjmuje większość pacjentów, co zresztą z entuzjazmem robi.
Podeszłam do niego i bez zbędnego owijania w bawełnę, od razu przeszłam do sedna sprawy, mówiąc jedynie, żeby poszedł za mną, bo potrzebna jest mi jego pomoc. Nie chciałam podawać zbyt wielu informacji, miałam dziwne wrażenie, że owa lwica nie chce, aby mówiono o niej otwarcie na zamku, kiedy to nie jest potrzebne. Medyk posłusznie podążył do mojej komnaty, do której wszedł pierwszy, ponieważ ja musiałam się zatrzymać z powodu małej Aryi, która biegła w moją stronę, wyrywając się z uścisku szesnastoletniej Rose. Rozłożyłam ramiona, w które dziewięcioletnia dziewczynka z ochotą wpadła, z wielkim uśmiechem na ustach. Byłam jednak potrzebna w komnacie, więc wzrokiem przywołałam Rosalie, która chwyciła swoją siostrę za rękę. Obiecałam im gorąco, że dzisiejszy wieczór i noc spędzę razem z nimi. Chyba będę musiała spać gdzie indziej, skoro ta kobieta na razie jest na tyle osłabiona, że nie powinna w ogóle się wysilać. Rose wróciła do zabawy z Aryą, a ja w końcu weszłam do pomieszczenia. Podeszłam do przeciwległego końca łóżka, w którym na nowo dziewczyna się znalazła, i przysiadłam na krześle, które zawsze tam stało. Medyk w międzyczasie zajął się opatrywaniem jej ran i próbami doprowadzenia jej ciała do normalnego stanu.
- Sądzę, że wróci do zdrowia, lecz nie powinna się przemęczać... Trochę tak, jakby przeżyła jakiś atak. Ból powinien zniknąć po paru minutach, jakby coś się działo, proszę mnie zawołać, pani - kiwnęłam głową, a lekarz wyszedł z komnaty, a ja znów zostałam sam na sam z kobietą.
- Skoro spędzisz tutaj jeszcze pewien czas to chyba warto się zapoznać. Rin Kagamine, Lady Północy, jeszcze raz witam w skromnych progach Winterfell. Chociaż wolałabym spotkać się w innych okolicznościach - uśmiechnęłam się, opierając się o ścianę z tyłu.
- Manero Ao... - odpowiedziała słabym głosem, od czasu do czasu pocierając czoło, jakby to miało zniwelować ból kłębiący się pod jej czaszką.

<Manero?>

wtorek, 11 czerwca 2019

Od Manero cd Rin

 Odzyskałam świadomość, chciałam otworzyć swoje oczy, ale powieki były niemiłosiernie ciężkie. Słyszałam rozmowę, a raczej głos, który należy do kobiety, tak na pewno do kobiety. Wreszcie udało mi się otworzyć oczy, powoli podniosłam się do góry. Ta kobieta cały czas do mnie mówiła, pytała czy pamiętam drogę. Jak można było, by zapomnieć! Skóra na moim pyszczku się zmarszczyła, a ogon niespokojnie się poruszył.
-Tak, pamiętam. Ogniki mnie tu pokierowały, ale ważniejsze czego ty chcesz od przeklętego dziecka. -Twarz kobiety zdradziła zaskoczenie,  skupiłam na sobie jej wzrok. Podejrzane, było to że  ktoś zewnątrz chciał mi pomóc. Jednak w tej osobie, było coś co mnie uspokajało, mimo wyglądu i ubioru jakby miała żałobę.
-Jest tak jak mówiłam, nie mogłam zostawić osoby, która potrzebuje pomocy.
-Nikt nie pomaga nikomu obojętne, w szczególności mnie! -War kłam podenerwowana, nie wiedząc jak się zachować. Do tej pory nie ufałam nikomu oprócz kapłanom, którzy mnie znali. Lecz jej postawa nie uległa zmianie nadal, była spokojna. Jej postawa bardzo mnie zaskoczyła, więc szybko się uspokoiłam. Kobieta coś mówiła do mnie, ale nie byłam w stanie zrozumieć słów grzmiący w moich uszach. Zeskoczyłam z łóżka, nie za bardzo zwracając uwagę na szaro włosa.
-Przepraszam. -powiedziałam, po czym przemieniłam się w człowieka i oparłam się o przyjemnie chłodną ścianę. Całe ciało mnie bolało, dopiero teraz zwróciłam uwagę na ilość siniaków i ran ciętych na moim ciele. Czułam jakby, ktoś rozsadzał mi głowę od środka, czyżby trucizna? Spojrzałam na towarzyszkę, był przerażona. -To nic takiego. -wypowiedziałam słaba, a ona w mgnieniu oka znalazła się przymnie, a następnie pobiegła w stronę drzwi.

(RIN)

Od Rin CD Manero

Północne królestwo jest niezwykle pięknym miejscem, nawet jeżeli przez większość czasu panuje tutaj zima, jakby czas kompletnie się dla nas, mieszkańców tego miejsca, czas się kompletnie zatrzymał. Lecz i tak kocham podróżować i zwiedzać coraz to nowe zakątki Północy. Mimo, że żyłam tu długo to i tak nie zdołałam poznać tej okolicy na tyle, aby na wylot znać każdy zakręt i wiedzieć gdzie on prowadzi. Dlatego kiedy tylko mogłam, wymykałam się z zamku Winterfell i pieszo przechadzałam się po okolicy. Głównie celem moich spacerów były lodowe jaskinie i tunele, niezwykle piękne i zapierające dech w piersiach swoim widokiem. Tak było również i dzisiaj. Postawiłam sobie cel, aby zobaczyć większą część wszystkich jaskiń i tuneli, jeżeli nie całe.
Nic nie zmieniło się w wyglądzie lodowych miejsc, oprócz pewnego małego mankamentu. Pod jednym z drzew, niedaleko miejsca, gdzie jaskinie się zaczynały, ujrzałam lekko żółtawą lwicę z brązowymi aspektami na sierści. Zaciekawiona podeszłam bliżej, myśląc, że ta osoba po prostu usnęła w długiej wędrówce ku tunelom. Będąc szczera, lekko się wystraszyłam, kiedy dowiedziałam się, że byłam w błędzie. Jej klatka piersiowa podnosiła się równomiernie, jakby w zwolnionym tempie, a ona sama nie reagowała na dotyk i słowa. Zemdlała, to jest najbardziej prawdopodobne, więc postanowiłam jakoś przetransportować ją do zamku, aby mogła w spokoju dojść do siebie. Nie było to znów aż tak bardzo daleko.
~*~
Nie byłam przyzwyczajona do dźwigania ciężarów, ale po kilkunastu minutach jakoś udało mi się przenieść ją do głównej bramy zamku. Poprosiłam zatem jakiegoś niezidentyfikowanego strażnika, aby pomógł mi dotrzeć z lwicą do komnaty. Okazało się oczywiście, że tak jest o wiele łatwiej i w ciągu następnych kilku minut nieprzytomna osoba znalazła się w mojej komnacie, gdzie starałam się ją ułożyć na łóżku najwygodniej jak potrafiłam. Usiadłam przy stoliku i kiwnęłam głową na strażnika, uśmiechając się do niego ciepło. Najwyraźniej przyjęli mnie jako nową Lady Północy, z czego niezwykle się cieszyłam. Kiedy już miał wychodzić, wstałam i zatrzymałam go.
- Dopilnuj proszę, aby nikt tu nie wchodził. Nikt, nawet mój mąż i nasze dzieci, dobrze? - nie mogłam się zdecydować, czy to było stwierdzenia czy pytanie, lecz strażnik najwyraźniej zrozumiał to jako rozkaz. Pokiwał głową i wyszedł, a ja wróciłam na swoje miejsce i obserwowałam lwicę, chcąc zobaczyć moment jej wybudzenia, co zresztą nastąpiło chwilę później. W mgnieniu oka przybliżyłam się do łóżka, a ona powoli podniosła się do pozycji siedzącej.
- Witaj na zamku Winterfell. Znalazłam cię pod drzewem, więc rozumiesz, że nie mogłam przejść obojętnie. Pamiętasz może jak się tu znalazłaś? Nie chodzi mi o komnatę, ale o Północ i jej tereny - zaczęłam widząc zdezorientowanie w oczach lwicy.

<Manero? Wybacz, że późno>

poniedziałek, 10 czerwca 2019

Od Manero do Rin "Początek wolności"

Otworzyłam oczy, czując na twarzy przyjemne muskanie porannych promieni słońca. Spojrzałam w stronę okna, które przepuszczało światło do pomieszczenia. Spokojnie wypuściłam dwutlenek węgla zebrany w moich płucach w przestrzeń, powoli podniosłam się z łóżka, by je zaścielić. Zeszło mi to dosyć szybko, przebrałam się w codzienne ubrania i po cichu wyszłam z pokoju, by nie budzić lokatorów śpiących w sąsiednich pokojach, skierowałam się do wyjścia cichym krokiem.
-Ale dziś jest wyjątkowo pięknie. -Powiedziałam sama do siebie, patrząc w niebo i jednocześnie wkładając buty. Podniosłam się i postukałam czubkiem prawego buta w ziemię, by go poprawić, a następnie ruszyłam jak co rana na poranny trening. Ruszyłam więc przed siebie, by wyrobić się przed śniadaniem. Wszyscy mieszkańcy jeszcze spali, przynajmniej tak mi się wydawało, aż do momenty, w którym zawracałam, wtedy zmieniłam się w wilka i wbijając pazury w ziemię, zwiększyłam swoją prędkość i po chwili znajdowałam się z powrotem w świątyni.
-Manero! Mane! -do moich uszu dotarło wołanie mojego mienia, ruszyłam w jego stronę, wtedy ujrzałam kapłana.
-Jestem. -powiedziałam, zatrzymując się parę kroków od jego osoby.
-Gdzie ty się włóczysz? Zaraz jest śniadanie.
-Byłam na porannym treningu i jestem gotowa. -Odparłam, zmieniając się w człowieka.
-Dobrze, po śniadaniu pójdziesz ze mną. -kiwnęłam głową na znak, że rozumie i skierowałam się wraz z opiekunem do jadalni. Gdy przeszliśmy przez drzwi, okazało się, że wszyscy na nas czekali, aż zrobiło mi się głupio, powolnym krokiem szłam na swoje miejsce, które znajdowało się na drogim końcu niedaleko kapłana. Usiadłam na miejscu, a Nor wstał.
-Zebraliśmy się już wszyscy, więc podziękujmy Bogom za ten posiłek. -wszyscy podnieśliśmy się z siedzisk i zaczęliśmy odmawiać mantrę dziękczynną. Gdy skończyliśmy, zabraliśmy się za posiłek, jak zawsze, był przepyszny. Sięgnęłam ręką po kubek, ale ten pękł tuż przed moim dotykiem, powodując, że połowa jego zawartości się wylała na stół, cała tą sytuacją zwróciła uwagę wszystkich na moją osobę. Wszyscy wiedzą, że taki znak to omen, lub ostrzeżenie. Wypuściłam powietrze z płuc, sięgnęłam po serwetki i wytarłam napój i powróciliśmy do posiłku. Po paru minionych minutach skończyło się śniadanie, wyszliśmy na zewnątrz i usłyszeliśmy ogromne poruszenie pod murem, jeden z mieszkańców. Obserwowałam, co się dzieje. Odwróciłam wzrok tylko na chwile, a gdy wróciłam wzrokiem do bramy, to członkowie stada wbiegli do środka i ruszyli w moją, widząc, że wyjmują ostrza, ruszałam w przeciwnym kierunku. Wbiegłam do świątyni, przemieniłam się lwa tuż po przekroczeniu drzwi świątyni.
-Tutaj jest! -wbiegli chwile po mnie.
-To wszystko twoja wina! Karo bożą.
-Ty mordujesz po nocach niewinnych i zostałaś skazana na śmierć! -wszyscy krzyczeli, a mieszkańcy świątyni nie mogli nic zrobić. Wyciągnęli mnie siłą za mury świątyni i zaczęli okładać, korzystając z ich chwilowego rozproszenia, ruszyłam w las. Słyszałam jak, ktoś wołał „łapać ją”. Biegłam przed siebie, mając nadzieje, że im ucieknę. Nagle na mojej drodze pojawiły się błękitne ogniki, ruszyłam za nimi, a one zaprowadziły mnie do lodowego tunelu. Gdy z niego wybiegłam, nieznany mi dotąd krajobraz. Zmęczona położyłam się pod pobliskim drzewem i zasnęłam, bo nie wiedzieć czułam się tu bezpiecznie.

(Rin?)

Odejście

 
Odejścia zawsze są trudne, zwłaszcza te pierwsze w historii bloga. Żegnamy dzisiaj Tera Signum Venom, łucznika i widzącego. Właścicielka jako powód podała brak pomysłu na postać i brak weny twórczej. Tak więc, żegnamy cię i życzmy pomyślności w dalszym blogowaniu. 

Administracja 

Postarzanie

Ta na pewno wyczekiwana chwila postarzania nadeszła właśnie dziś. Każda postać zostanie postarzona dokładnie o rok, chyba, że dołączyła niedawno - jak na przykład Manero Ao. W takim wypadku wiek wspomnianej postaci pozostaje bez zmian.
Dodatkowo przypominamy o szykowaniu się na osiągnięcie pełnoletności przez królewskie wnuki - dzieci Mihnei i Kalindy oraz Mirczy i Iseult, co równoznaczne jest z powolnym pisaniem formularza dorosłych lwów.

Administracja ^^

niedziela, 9 czerwca 2019

Manero Ao

Godność: Manero Ao
Data urodzenia: 2 września 1465 roku
Wiek: 42 lata
Płeć: Lwica
Orientacja: Hetero
Stanowisko: Skrytobójca, łucznik
Miejsce zamieszkania: Niewielką chatkę ukryta w przyrodzie, w pobliżu Jeziora Nemasurata. Jest na tyle wygodna, że Manero się nie skarży.