sobota, 24 sierpnia 2019
Od Exana cd Asagiri
Bez sprzeciwu udałem się do drzwi.
Wesele nadal wyglądało, jakby zostało pozbawione szczęścia i uroczystego uroku, muzyka pogrywała cicho, goście weselni rozmawiali cicho, a niektórzy już opuścili salę.
Był to na prawdę przygnębiający widok, niezwykle smutny...
Pan Młody siedział obok swojej partnerki, popijał co jakiś czas z kielicha, Król w milczeniu coś zajadał, ale wyglądał, jakby nie mógł nic przełknąć.
Usiadłem przy stole i spojrzałem na nietknięte jedzenie...
Do diabła z tym wszystkim... Asa omal nie zginęła, wesele zniszczone, a wszystko to przez pieprzonych zakompleksionych fanatyków.
Nagle na salę weszła Asagiri, w nowej sukni, a po jej ranach nie było ani śladu. Medyk doskonale zadbał o to, żeby Asa wyglądała, jakby przeżyła to wszystko bez żadnego uszczerbku. A lekki czar kosmetyków jedynie polepszył jej stan zewnętrzny.
Ta jednak widząc, jak wesele opanowane jest przez depresyjną ciszę, pobiegła więc do swego ojca.
On uradował się na jej widok i przytulił ją do siebie mocno.
Potem podszedł do Króla, który na widok całej i zdrowej Asagiri wrócił mu cały nastrój i apetyt do jedzenia. Moja mała przyjaciółka coś powiedziała do niego, a Król potem zwrócił się do innych.
- Moja wnuczka powiedziała, że nic jej nie jest... prosiła też wszystkich, abyście nie z jej powodu nie psuli sobie, tak pięknego wieczoru!
Goście weselni spojrzeli po sobie, zaczęli coś szeptać, a później zrobił się ruch na sali. Muzyka znów zaczęła wesoło dogrywać, Para młoda znów ożywiona weselnym klimatem śmiali się wesoło.
Ci co odeszli, usłyszawszy wesołe dźwięki muzyki, powrócili i wraz z innymi zaczęli pełną energii zabawę.
Oparłem się na krześle i powoli sączyłem wino.
- No... taką zabawę ja rozumiem- mruknąłem pod nosem, ale zanim zdążyłem po raz kolejny upić łyk wina, w moją szyję uderzył mroźny oddech, po czym cała sala rozpłynęła się w mlecznej mgle, a z pod niej wyłoniła się świetlista postać lwicy. Ta, która ostrzegła mnie, że Asa jest w niebezpieczeństwie. Uśmiechała się do mnie, jej wzrok był pełen wdzięczności... kiwnęła tylko głową na znak, iż jest mi dozgonnie wdzięczna. Zrozumiałem przekaz.
- To moja przyjaciółka, to nic... zrobiłbym to ponownie- odpowiedziałem.
Z wizji jednak wyrwało mnie natarczywe szarpanie i głośne nawoływanie mojego imienia.
- Exan... Exan słyszysz mnie? Do kogo mówiłeś?
Mgła rozpłynęła się. Ukazała mi się sala ogarnięta weselnym klimatem. Obok mnie siedziała Asagiri.
- Hej, moja damo- powiedziałem z uśmiechem- do ducha... to on cię ostrzegł... tylko, przede mną stoi jeden Sekret- odparłem i pomimo muzyki, która rozpędziła się na dobre, starałem się przypomnieć wygląd tej lwicy.- Kim jest duch tej lwicy?
<Asagiri? Wiem, opowiadanie, jak wyjęte z dupy. Przepraszam, ale to przez brak natchnienia xD, nie musisz odpisywać, ja za niedługo zacznę następny wątek"
wtorek, 20 sierpnia 2019
Od Asagiri CD Exana
- Myślę, że wierzę w to co mówisz, jednak wciąż myślę, nie tyle o niej, ale o jej motywie. Zaatakowała i porwała mnie, aby ukarać mojego dziadka co stało się z tym mężczyzną, w porządku, ale nie wiem dlaczego. Kiedy to się stało to mnie jeszcze nie było na świecie, mój ojciec był o wiele młodszy ode mnie teraz, więc wtedy nawet nie myślał o założeniu rodziny. Wojnę znam tylko z książek i opowieści innych, więc nie miałam możliwości uczestnictwa w niej. Mimo, że potrafię dosyć trafnie odczytywać emocje i rzeczy, które robią inni, a przynajmniej tak mi się wydaje, to jednak nie potrafię pojąć dlaczego ja i dlaczego akurat teraz, kiedy dla wszystkich odbywa się taka ważna uroczystość. Nie chodzi mi o sam fakt ceremonii, ale o wesele, które powinno być radosnym czasem, podczas którego panuje radość, a nie jakieś zamieszanie. Jeżeli już musiałabym zostać porwana, o wiele bardziej wolałabym, żeby odbyło się to podczas zwykłego dnia, kiedy wszyscy wykonują swoje codzienne, monotonne obowiązki. Jedyne co mi przychodzi aktualnie do głowy, to fakt, że może chciała zadać jeszcze większy ból dziadkowi, poprzez zrujnowanie przyjęcia weselnego mojego brata. I jeszcze większy ze względu na to, że to nie on, a członek jego rodziny zostanie porwany. Lecz to, że akurat padło na mnie jest niezrozumiały. Zemsta byłby lepsza, gdyby zabiła Vlada IV albo Mihneę, bo wtedy królestwo zostałoby bez następcy tronu, przynajmniej chwilowo. To by ugodziło nie tylko w króla, a w całe miasto, w którym żyjemy - słowa wypływały ze mnie potokiem, wyjmując na światło dzienne to wszystko, o czym ostatnio myślałam próbując zrozumieć sens całej tej operacji, podczas której nagle zniknęłam z sali, w której odbywało się wesele - Przepraszam, zdecydowanie za dużo mówię - dodałam po chwili uśmiechając się lekko do Exana - Powiedz mi, co się działo na uroczystości. Mam złudną nadzieję, że przyjęli do wiadomości, że wszystko jest dobrze i powrócili do świętowania - powiedziałam ponownie podnosząc wzrok na mojego aktualnego towarzysza.
- Mylisz się, wszyscy rozmawiali o tobie, jakby myśleli, że świętowanie w takiej sytuacji nie wypada - odrzekł, a ja westchnęłam ciężko.
- W sumie to było oczywiste, w końcu nie codziennie takie rzeczy się dzieją, trzeba dokładnie przeanalizować każdy szczegół - wstałam i podeszłam do okna, gdzie oparłam się plecami o ścianę i popatrzyłam przez szybę - Dzisiaj jest piękny dzień, nieprawdaż? Idealny, żeby celebrować zaślubiny następcy tronu.
<Exan? Nie pytaj czemu 3/4 tego opowiadania to wypowiedź Asagiri, bo nie wiem>
poniedziałek, 19 sierpnia 2019
Od Gabriela Pierdółka
- Uważaj!... - zdąrzyłem tylko krzyknąć a mała już na nią wpadła.
Zbroja zaczęła się chwiać. Bez zbędnego namysłu popędziłem w stronę lwiątka i zakryłem je ciałem. Zbroja wręcz posypała się na mnie. Otrzepałem się z kawałków blachy i spojrzałem na małą brązową kuleczke tuż pod moimi stopami. Schyliłem się do niej, na co ona wycofała się nieco do tułu.
- Czemu wybiegłaś z tej komnaty?... - zacząłem powoli.
Lwiczka nadęła lekko policzki.
- Gdybyś nie uchylił drzwi to bym z niej nie wybiegła.
Zaśmiałem się cicho.
Rowene?
Od Asagiri CD Gabriela
- Mówisz tak, jakbyś popełnił jakieś przestępstwo - odpowiedziałam odrywając wzrok od bawiących się lwiąt i popatrzyłam na mojego towarzysza. On również zerknął w moją stronę, wyglądając na nieco zaniepokojonego, a może nawet trochę przestraszonego - Każdy może tu przyjść, jeżeli nie ma złych zamiarów. To jest pokój jak każdy inny, nic się tu nadzwyczajnego nie dzieje - dodałam kompletnie tracąc zainteresowanie bawiącymi się w pomieszczeniu dziećmi. Odepchnęłam się od ściany i stanęłam trochę dalej - Miałeś zamiar gdzieś iść? Jestem ciekawa, nie bierz tego jako przejaw kontroli - powiedziałam uśmiechając się lekko do Eliasza.
- Chciałem udać się do miasta, aby kupić najpotrzebniejsze rzeczy na następną podróż - odrzekł również odwracając się i nie patrząc już w stronę dzieciaków.
- Już masz zamiar wyjechać? W takim razie jeśli nie masz nic przeciwko mogłabym cię odprowadzić do miasta i przy okazji opowiedzieć nieco o miejscach, w jakich ewentualnie mógłbyś się zatrzymać - odpowiedziałam idąc parę kroków w stronę wyjścia i ponownie uśmiechając się do towarzysza - Oczywiście, jeśli byś chciał - dodałam i poczekałam cierpliwie na odpowiedź.
<Gabriel? Mówiłam, że odpiszę dzisiaj xd>
niedziela, 18 sierpnia 2019
Od Exana cd Asagiri
Nikt już nie miał ochoty na jedzenie, ani na picie... po prostu wszyscy dręczyła ich myśl, że w takim momencie nie wypada.
Asagiri siedziała w komnacie medyka, a po obu stronach drzwi wejściowych stali strażnicy.
Gdy chciałem się zobaczyć z moją towarzyszką, jeden ze strażników warknął na mnie.
- Medyk jest zajęty, zjeżdżaj stąd!
Nawet nie drgnąłem. Stałem przed nimi z obojętnym wzrokiem, dając im jasno do zrozumienia, że nie odejdę tak po prostu, a ich rozkazy są dla mnie niczym.
- Chcę się spotkać z Asagiri.
- Zakaz wstępu do niej!- krzyknął drugi z lewej.
Westchnąłem ciężko.
- Nie mam zamiaru jej niczego robić, tylko porozmawiać.
Jednak strażnicy nie dali za wygraną.
- Z rozkazu króla, nie możemy nikogo wpuszczać!
Obróciłem oczami zrezygnowany, po czym skierowałem się w inną stronę... usłyszałem jednak ich szepty.
- Ty, czy to przypadkiem nie on uratował Asagiri?- zapytał jeden.
- Być może... tak, teraz jestem pewien, że to on... EJ! Chodź no tu!
Odwróciłem się z zadziornym uśmiechem na ustach.
- Wchodź, ale nikomu nie mów, a tym bardziej królowi, że cię wpuściliśmy, bo nam nogi z dupy powyrywa, okej?
Kiwnąłem tylko głową.
Asa siedziała spokojnie na stole operacyjnym z opatrunkiem na policzku, w miejscu, gdzie oberwała drągiem. Była cała pobrudzona błotem i krwią swojej prześladowczyni, która miałem nadzieję, że smaży się w piekle.
- Cześć- przywitałem ją z uśmiechem.
Asagiri jednak przywitała mnie wzrokiem pełnym bólu, wątpliwości i wyrzutów sumienia.
- Hej, co jest?- zapytałem zmartwiony- nie bój się, już nikt cię nie skrzywdzi.
Asa dalej milczała. Podszedłem do niej, uklęknąłem, aby mój wzrok był na wysokości jej oczu.
- Co jest?- zapytałem troskliwie.
- Chodzi o to, że... zabiłam ją.
Uniosłem brew.
- Yyyy... nie zabiłaś ją, ty się tylko broniłaś... gdybyś jej nie zaatakowała, ona zabiłaby najpierw mnie, Ariannae, a potem ciebie, czy chcesz, aby ta akcja się tak skończyła?
Asa wpatrywała się we mnie nadal pełna wątpliwości.
- Musisz być silna, w końcu będziesz psychologiem... nabyłaś doświadczenia, a to wykorzystasz do pomocy innym... zacznij wyciągać z tego dobre strony...
A poza tym, gdyby z tobą skończyła, Królestwo straciłoby dobrego psychologa- powiedziałem i puściłem do niej oczko. Asa uśmiechnęła się lekko.
- I to chciałem u ciebie zobaczyć, Asa... ważne, że żyjesz, a resztą się nie przejmuj. Wiem, że mając kogoś na sumieniu, jest straszne... ale piętno morderstwa na mnie przypada, ale szlachetnego morderstwa i zrobiłbym to jeszcze raz, byleby uratować niewinnego. W tym przypadku ciebie.
<Asagiri?>
poniedziałek, 12 sierpnia 2019
Od Shenemi Cd Rowene
- Rowe! Ne! - próbowałam się jakoś odezwać co mi się nawet udało. Jedno z ciał odwróciło się w moją stronę i dziwnie na mnie spojrzało.
Rowene?
Od Gabriela CD Asagiri
- Noc, górę dwie... Uzupełnię zapasy i ruszę dalej.
Lwica uśmiechnęła się szerzej na moje słowa.
- Więc proszę za mną, zaprowadzę cię do wolnej komnaty - ruszyła pewnym krokiem w stronę bramy, która prowadziła do wnętrza zamku.
W środku panował ciągły ruch. Widziałem jak koło nas przechodzą lwy i lwice w różnym wieku, o dziwo żadne jakby nie zwracało na nas uwagi, jakby było dla nich normą przyjmowanie obcych w gościnę. Po chwili stanęliśmy przed jednymi z wielu drzwi w korytarzu.
- Oto twoja komnata. Znajduje się w niej wszystko czego może potrzebować wędrowiec. Tak sądzę... Ale jeśli jednak coś ci nie będzie odpowiadało, możesz mnie o tym powiadomić.
- Dziękuje... - odrzekłem cicho otwierając drzwi, samica natomiast odwróciła się, szykując się do odejścia. - Poczekaj.
Zatrzymałem ją. Odwróciła głowę w moją stronę.
- A jak tobie właściwie na imię? - dobrze, że chociaż teraz zdałem sobie sprawę z tego, że jej o nie wcześniej nie zapytałem.
- Asagiri - ponownie się uśmiechnęła.
Odwzajemniłem to wchodząc do środka komnaty i zamykając za sobą drzwi. Odetchnąłem z ulgą rzucają swój tobół z moim "dobytkiem" na łóżko. Spojrzałem na nie nieco zniesmaczony. Wydawało się takie miękkie, że można by się w nim utopić. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było w nim zbyt dużo rzeczy, jakaś szafka nocna, półka, wielka szafa oraz drugie drzwi. Sprawdziłem natychmiast co za nimi jest. Była to mała łazienka. Uśmiechnąłem się do siebie. Od dziecka nie miałem tyle przestrzeni dla siebie. Jednak i tak to nie będzie trwać długo. Jakieś licho mnie tu przytargało, ale to miejsce pewnie się niczym od innych, z wyjątkiem tego zamku. Jak najszybciej kupie potrzebne rzeczy i ruszę dalej. Szybko więc wziąłem kąpiel i wyszedłem z komnaty idąc w stronę miasta, jak się okazało nie było ono daleko. Widać było je już z okien zamku. Tym razem gdy szedłem sam przez korytarze uważnie przyglądałem się temu co się w nich znajduje. Jedak nie było to nic godnego przykucia uwagi. Obrazy, gobeliny, świeczniki... Nic ciekawego. Nagle zauważyłem, że pewne drzwi są otwarte. Pomimo tego iż wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł zajrzałem przez nie do środka. W komnacie bawiła się grupka lwiątek. Od razu wywołało to uśmiech na mojej twarzy.
- Co ty robisz?... - usłyszałem znajomy głos koło mnie.
- Ja tylko... - spojrzałem na Asagiri, która stała tuż koło mnie. - Tak zerknąłem...
Asagiri? Przysięgam, że w następnej odpowiedzi bardziej rozwinę akcje
niedziela, 11 sierpnia 2019
Od Asagiri CD Gabriela
Wpatrywałam się lekko zdziwionym wzrokiem w samca. Mimo, że żyje dosyć długo i wielu rzeczy w życiu doświadczyłam to raczej nigdy nie widziałam osoby, która wędruje po świecie, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej. Było to dosyć ciekawe doświadczenie, które pewnie w najbliższym czasie nie powtórzy się znowu.
- Sądzę, że jesteś po długiej wędrówce i już, natychmiast, chcesz wyruszyć w kolejną. To chyba nie jest sprzyjające twojemu zdrowiu, więc nalegam abyś chwilę został na zamku. Kilka dni, może tygodni, tak długo jak będziesz chciał. Może nawet zostaniesz tutaj na stałe - powiedziałam po chwili, doganiając tajemniczego Eliasza. Mimo, że nigdy nie wędrowałam pieszo między miastami, to potrafię stwierdzić, że jest to dosyć męczące. A przecież trzeba kiedyś odpocząć, chociażby na krótszy okres czasu.
- Mam jakiś wybór? - zapytał lew odwracając się w moją stronę. Pokręciłam głową w odpowiedzi.
- Jeżeli chcesz iść do najbliższego miasta, to i tak musisz iść w stronę zamku, więc nieważne co zrobisz dalej i tak pójdziesz w tę stronę - odpowiedziałam uśmiechając się lekko. Eliasz nie odpowiedział, jedynie kontynuowaliśmy wędrówkę. Podczas spaceru mało co się odzywaliśmy, ja nie pytałam o nic, ponieważ istniało prawdopodobieństwo, że samiec ruszy dalej, a w takim wypadku nie ma sensu dopytywać się o szczegóły z jego życia. On zdawał się postępować według tego samego toku postępowania.
W końcu, po parunastu minutach dotarliśmy do zamku, gdzie przystanęłam i odwróciłam się do Eliasza.
- Może jednak zostaniesz trochę na zamku? - powiedziałem i uśmiechnęłam się lekko.
<Gabriel? >
piątek, 9 sierpnia 2019
Od Gabriela Ziemia Obiecana
- Kim jesteś? - usłyszałem jej delikatny aczkolwiek stanowczy głos.
- Zwykłym wędrowcem, który chciał zaspokoić pragnienie... Jeśli wszedłem na pani teren najmocniej przepraszam. Już mnie tu nie ma.
Zrobiłem kilka kroków przed siebie. Jednak lwica ponownie zadała to samo pytanie.
- Kim jesteś?
Jednak tym razem jej głos był jeszcze bardziej stanowczy. Zatrzymałem się. Westchnąłem cicho odwracając głowę w jej stronę.
- Mawiam na siebie Eliasz - widziałem jak jej usta ponownie się otwierają chcąc zadać jeszcze jakieś pytanie. - Jeśli idę dalej i nie zostaje tu dłużej to nie ma sensu podawać większej ilości informacji o sobie.
Asagiri?
Gabriel Eliasz Fiodorow
Wiek: 17 lat
Płeć: Lew
Mentor: Hakimu wa Haki Upweke
czwartek, 8 sierpnia 2019
Od Asagiri CD Exana
Moje oczy zdawały się w zastraszającym tempie przyzwyczaić do wokoło panującej ciemności. Powoli zapomniałam o tym, gdzie się aktualnie znajduję. Kiedy podniosłam rękę na wysokość twarzy, zobaczyłam, że jest o wiele ciemniejsza niż normalnie. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że jest ona cała we krwi, która powoli ściekała po moim nadgarstku. Pierwszy szok minął w momencie, kiedy wybiłam ostrze sztyletu w brzuch tej kobiety, teraz nadszedł czas na drugi, o wiele gorszy i brutalniejszy. Cofnęłam się parę kroków do tyłu i wpadłam na ścianę, zimną i kamienną ścianę, typową dla tych podziemi. Wtedy pochodnie ponownie się zapaliły, a ja zobaczyłam niedaleko siebie Exana i Ariannae, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem.
- Zabiłam ją? - zapytałam, nadal opierając się o lodowatą i nieprzyjemną ścianę. Patrzyłam to na Lorda, to na jego towarzyszkę.
- Nie. Nie zadałaś jej śmiertelnego ciosu. Umarła z powodu upadku - odpowiedział mi Exan, podchodząc trochę bliżej. Westchnęłam z ulgą, wpatrując się w powoli zastygające ślady krwi na mojej ręce.
- Wracajmy już, nie chce robić zbędnego zamieszania - dodałam po chwili i odepchnęłam się od zimnej ściany. Dosłownie wszystko mnie bolało, ale starałam się nie dawać tego po tobie poznać. Typowe zagranie z mojej strony, zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, przyzwyczaiłam do tego również wszystkich ludzi w moim otoczeniu. Więc nikt nie jest zdziwiony tym, że musi się domyślać, jeśli ma podejrzenia, że coś może być ze mną nie tak, bo ja sama za żadne skarby tego nikomu nie powiem.
Mimo tego, że kiedy byłam tu prowadzona to szarpałam się jak w amoku, czego efektem są cztery blizny na nadgarstku, ponieważ okazało się, że ta kobieta ma całkiem ostre paznokcie, to jednak pamiętałam drogę, jaką przebyłam, aby się tutaj dostać. Szłam powoli, na tyle na ile pozwał mi nieustający ból w dosłownie każdej części ciała. Bolała mnie nawet skóra na policzku, gdzie na pewno pojawiło się pokaźne zaczerwienienie po ciosie wykonanym metalowym drągiem.
Do tego miejsca prowadziło tysiące korytarzy i mniejszych korytarzyków, zawiłych i krętych, przypominających labirynt, a nie podziemia zamku królewskiego. Oczywiście, jak wszędzie w tym budynku, prowadzi tu krótsza, ale niezbyt przyjemna droga. Założę się, że właśnie tak znaleźli się tutaj Exan i Ariannae.
Kiedy dotarłam w końcu do miejsca, w którym podziemia łączyły się z normalnym korytarzem, nagle stanęłam. Usłyszałam za sobą kroki moich towarzyszy, więc odwróciłam się do nich, wciąż skrupulatnie uważając, aby żaden z pałętających się po korytarzu strażników mnie nie dostrzegł. Kręciło się ich w ten okolicy mnóstwo, zapewne jak w innych częściach zamku również.
- Nie chce tam iść, nie teraz i nie w tym stanie - powiedziałam cicho, zdając sobie sprawę z głupoty moich słów.
- Musisz, inaczej wszyscy tam oszaleją. Wszyscy cię szukają - odrzekła Ariannae, popychając mnie lekko w stronę korytarza. Uznałam, że mają rację i mój egoizm jest tutaj akurat na ostatnim miejscu. Wyszłam. Wyszłam i najszybciej jak mogłam, podeszłam do pierwszej osoby która wydawała mi się bliska, prosząc o zaprowadzenie do ojca bądź dziadka. Spotkałam jednego z wujków, który widząc ranę na policzku i dosyć świeże mokre ślady po łzach, wręcz zaniósł mnie do sali, w której był mój ojciec. On zdawał się na początku niedowierzać, a potem dopiero przytulił mnie z całej siły do siebie. Jednakże, słysząc mój cichy jęk, puścił i uśmiechnął się z ulgą. Niedawny smutek i panika ustąpiły miejsca radości, która powinna być tutaj przez cały czas. W końcu to wesele następcy tronu.
Kiedy Mihnea już skończył oceniać rozmiar uszczerbków na moim zdrowiu, kazał przyprowadzić medyka, po czym zwrócił się do Exana i Ariannae. Pewnie będę musiała przejść przez szereg terapii, czego naprawdę z całego serca nie chciałam. Sama zajmuje stanowisko psychologa, i potrafię ocenić swój stan...
<Exan? Naprawdę przepraszam za jakość tego opowiadania, pisane dopóki miałam chwilę czasu, bo nie lubię zostawiać opowiadań na długo :c>
poniedziałek, 5 sierpnia 2019
Od Exana cd Asagiri
Skrzyżowała swoje ręce na piersi, nadal nie zmieniając swojego wyrazu twarzy. Nagle uderzyły we mnie słowa zamachowca, które zagnieździły się w mojej pamięci, niczym świerzb.
- Słuchaj, Asa- teraz to ja skrzyżowałem ręce na piersi, mój głos zabrzmiał poważnie, zdecydowanie, więc zdenerwowana mina Asagiri została zastąpiona na nieco łagodniejszą. - Dusza powiedziała mi, że... no..- Jednak, gdy zastanawiałem się, jak dokładnie dobrać słowa, mój głos znów wrócił do normalnego tonu.- Czy twój dziadek przed paroma latami skazał kogoś na pal, że ten ktoś z jego rodziny teraz chce się na nim mścić? Nie wiem, tak on to ujął... jego krewny został skazany na pal, przez Króla Vlada.
Asagiri na dobre zapomniała o swym gniewie, rozluźniła swoje mięśnie, po czym wywróciła oczy na bok, jakby szukała w pamięci jakiegoś wspomnienia.
- Dziadek coś mi opowiadał, że jak mnie jeszcze nie było na świecie, po wojnie skazał jakiegoś zbrodniarza... nie pamiętam jego imienia, za swe czyny został skazany na śmierć, nabity na pal. Tylko tyle pamiętam. Na prawdę- powiedziała, kręcąc przecząco głową.
Oparłem się o drzwi do prosektorium, a w mojej głowie zacząłem układać wszystko, każdy fragment dzisiejszego wydarzenia w logiczną całość.
Król Vlad III Palownik jest dziadkiem Asagiri, który skazał na śmierć, na pewno jakąś znaczącą postać w wojnie, z którą prowadził. Teraz krewni tej osoby pragną się zemścić na nim, zabijając jego wnuczkę- teraz motyw jest oczywisty!! Zamachowiec próbował zabić wnuczkę Króla, aby zadać mu większą karę niż śmierć. Ból po utracie bliskiej osoby. Ból jego i Królewskiej rodziny. Jeszcze jedno... Kim jest dusza lwicy?
- No dobrze.
Teraz powiedziałem Asagiri, to co ułożyłem sobie w głowie. Moja towarzyszka mocno zaniepokojona, zacisnęła usta.
- To straszne- powiedziała.
- Wiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~Wesele Vlada~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten dzień... Królewskie wesele w sali balowej trwało w najlepsze, nikt nie świadomy niebezpieczeństwa (oczywiście Asagiri wciąż była pod ochroną żołnierzy). Goście weselni bawili się hucznie, pałaszując wszystko, co znajdowało się na stole. Najznakomitsze potrawy znikały w mgnieniu oka, muzyka zmuszała do tańca, a dekoracje sali cieszyły oczy.
Goście honorowi (Inni władcy, Namiestnicy) siedzieli w pobliżu Królewskiej pary.
- Doskonale- szepnąłem, mijając tańczące pary. Wielkim cudem przecisnąłem się do stołu, gdzie można było spróbować wina, które podobno były przepyszne. Nalałem sobie pół pucharu wiśniowoczerwonego napoju. Wzrokiem wychwytywałem Asagiri, jednocześnie piłem z pucharu. Wino miało niebiańską słodycz, a cierpkość rozpływała się w smaku wina.
Po paru pucharach kręciło mi się w głowie, a alkohol zmuszał do włączenia się do zabawy.
- Exan!- usłyszałem kobiecy głos za sobą. Odwróciłem się i spojrzałem na piękną szatę koloru błękitu. Ariannae uśmiechała się miło, widocznie też była po paru łykach wina.
- Cześć, śliczna- przywitałem się. Odstawiliśmy puchary na bok, jej piękne oczy mówiły jedynie "Zatańczysz ze mną?" Muzyka i alkohol dodała szaleństwa do naszych poczynań, nasze ciała zwarły się w powolnym tańcu.
- Jak się czujesz?- zapytała.
Poza tym, że mam kręćka po winie, to w sumie...
- Wszystko jest dobrze- odparłem spokojnie.
Sam nie wiedziałem ile nasz taniec pochłonął czasu, lecz mogłem go jeszcze stracić, byleby zatrzymać Ariannae przy sobie. Stracić wszystko... nawet.
- Asagiri zniknęła!- zawołał jeden ze strażników.
Wszyscy goście weselni skierowali swoje zdezorientowane spojrzenia w strażnika, Król wstał, zgromadził w sobie wściekłość, Ojciec Asagiri przerwał rozmowę z jakąś osobą, po czym przeniósł wzrok na wojskowego. Muzyka przestała grać, tańce ustały... zapadła martwa cisza, jakby wszyscy wokół mnie wstrzymali oddechy.
Król ze wściekłości rzucił stalowym pucharem, rozlewając alkohol, który wypełniał naczynie, po czym spłynął strumieniem po schodach.
- Znajdźcie ją!- warknął władca.
Spojrzałem przerażony na Ariannae, a ona zaniepokojona zakryła ręką usta.
***
Prosiłem po raz setny Ariannae, aby została na sali balowej. Goście nie mieli już nastroju do ucztowania z okazji zawarcia związku małżeńskiego Króla, szeptali coś... inni rozmawiali na głos.
- Co się stało?- ktoś zapytał.
- Biedna Asagiri.
- Proszę cię, zostań tu!- powiedziałem do Ariannae, która uparła się, żeby ze mną iść.
- Słuchaj, tutaj będziesz bezpieczna, zostań tutaj...
Ariannae spojrzała na mnie, uparcie trzymając się swojej strony.
- Exanie Alexandrze Ravenwood, czegokolwiek nie zrobisz, nie zatrzymasz mnie!
- Aria, wiem, że łączy nas przyjaźń, większa od jakiegokolwiek uczucia, ale...
- Żadne ale!- syknęła szeptem.
Westchnąłem przegrany, spojrzałem na grupkę zbierającego się oddziału poszukiwawczego.
- Dobrze, ale przysięgnij mi, że będziesz robić wszystko, co ci każę, bez wyjątku!
Ariannae już otworzyła usta, aby coś powiedzieć. Wiedziałem, co chciała powiedzieć, więc przycisnąłem stanowczo.
- Przysięgnij!- warknąłem.
Teraz to ona musiała przystać na mój warunek.
- Dobrze, przysięgam.
Złapałem moją przyjaciółkę za rękę, szybkimi ruchami skierowaliśmy się w stronę drzwi wyjściowych z sali balowej. Wychodząc na dziedziniec, pochłonięty przez noc, od razu objął nas chłód. Wziąłem jedną z pochodni od jakiegoś żołnierza.
- Teraz... gdzie ją szukać?
Pierwsze podejrzenia nakierowały nas na ścieżkę, prowadzącą do pałacowego ogródka.
Wysoki żywopłot, okalał cały teren gęsto zarośnięty kwiatami z przeróżnymi kolorami, jednak wydeptana ścieżka prowadziła do zielonego labiryntu, zbudowany przez żywopłot. Ostrożnie, powoli kierowaliśmy się do niego, a mrok rozpuszczał się z każdym krokiem przez jasne światło pochodni.
- Myślisz, że tędy musiała się udać?- szepnęła Ariannae.
- To są tylko moje podejrzenia, Aria, coś myślę, że ona została porwana, a porywacz musiał chyba zaciągnąć ją...
Urwałem, gdyż w tym momencie jakaś mroczna moc, albo to tylko ciężar naszego ciała spowodował, że ziemia osunęła się nam spod nóg, po czym wpadliśmy w wir czarnej przepaści. Upadłem twarzą w wilgotną ziemię, a w ustach czułem piasek, błoto. Splunąłem obficie, starając się pozbyć wszystkiego z ust. Leżąca pochodnia oświetlała podziemny korytarz.
-...tutaj!- dokończyłem swoje wcześniej przerwane zdanie. Pomogłem wstać mojej przyjaciółce, jej nieskazitelnie biała szata została brutalnie pobrudzona ziemią i błotem. Podniosłem pochodnię, po czym zastanawiałem się, w którą stronę się udać. Uniosłem wyżej pochodnię, aby blask objął podłoże, wzrokiem zlustrowałem jej powierzchnię. Odciski stup prowadziły w lewą stronę.
Spod ziemi wystawały korzenie, które napotkane głaskały nas po głowie, policzkach... a obwód podziemnego korytarza był taki, że przerośnięty żubr mógłby spokojnie nim przejść.
Z każdym krokiem zaczęliśmy słyszeć cudze szepty, a gdy blask cudzej pochodni odbijał się od ściany, przed nami, swoją odrzuciłem za siebie.
Przywarliśmy do ściany, powoli przesuwaliśmy się wzdłuż niej, aż naszym oczom ukazała się okrągła, podziemna sala, a ściany, co milimetr były przyozdobione w pochodnie, dzięki czemu pomieszczenie było jaśniejące od blasku. Na środku pomieszczenia stało pięcioro osób. Trzech uzbrojonych zabójców oraz dwie kobiety. Asagiri i jakaś obca.
Asagiri klęczała na ziemi, cicho płakała. Obca kobieta górowała nad nią, a w ręku trzymała coś na kształt drąga.
- Ja niczemu nie jestem winna...- pisnęła Asagiri.
- Zamknij się, suko!- warknęła przez zęby obca kobieta.
Ciągle krążyła wokół niej, tak jak ziemia krąży wokół słońca. Asa bez ustanku płakała, ale na moje oko przynajmniej starała się nie uronić ani łzy. Kobieta z przepływu złości uderzyła Asę drągiem w policzek, tym samym przewróciła ją na ziemię.
Wewnętrz mnie zaczął bezlitośnie wzbierać się złość, która była ciężko do opanowania - to jak poskramianie zbuntowanego konia.
- Przez twojego piekielnego dziadka, mój kochany nieżyje, a gdyby się on poddał w tym wszystkim, nie byłoby teraz tutaj całej tej zasranej farsy.. I wiesz co? Teraz zginiesz! Nadzieję cię na pal, jak kawał pieprzonego kurczaka, tak jak zrobił to twój dziadek mojemu krewnemu, będziesz rzygać krwią! Dopilnuję tego! - wrzeszczała jej do ucha, jakby Asa była głucha. Kobieta złapała ją brutalnie za włosy, po czym zaczęła ciągnąć Asagiri przez połowę pomieszczenia. Wzrokiem doprowadziłem ich, jak zbliżają się do wielkiej wyrwy, wielkości studni. Jej prześladowczyni zmusiła Asę, aby nachyliła się nad wyrwą, wciąż trzymając ją za włosy.
- Widzisz, tak cierpiał mój krewny! Ty mała zdziro, ty i twoja rodzina niech zadławią się krwią!
Teraz zrozumiałem, że Asagiri nachyla się nad czymś w pewnym rodzaju myślodsiewni. Pewnie teraz z bólem wpatrywała się, jak członek rodziny tejże kobiety cierpi nabity na palu.
A prześladowczyni zachowywała się tak, jakby temu wszystkiemu była winna moja mała towarzyszka. Muszę ratować Asę.
Odwracam się do Ariannae, która w mileczniu obserwowała całą tę makabrycznegą scenę.
- Słuchaj, ja postaram się załatwić sprawę światła, masz coś, czym mogłabyś się uporać z tamtymi? - zapytałem i wskazałem na zamaskowanych zabójców.
Ariannae kiwnęła, po czym wyjęła sztylet. Ulubiona broń skrytobójców.
- Dobrze, gdy światło zgaśnie, ty na mój znak zajmiesz się nimi, ja pójdę po Asę.
Z racji tego, iż planowałem nad cieniem, który nie tylko zapewniał mi sprytną ucieczkę, mogę też zastosować go do innych celów.
Od razu zacząłem sobie przypominać srogie słowa, mego Pana ojca, gdy uczył mnie tej umiejętności. "Skup się, gdyż tylko tak będziesz mógł uwolnić część siebie, jaki jest twój cień" Kierowałem się tymi słowami, uwolniłem z siebie cień, którego ukształtowałem w ogromnego kruka. Ptasi kształt cienia przeleciał wzdłuż pomieszczenia, a brzegami swych skrzydeł zmuchnął płomień pochodni, zalewając tym samym całą jaskinię mrokiem.
- Co się dzieje? - wydała z siebie zdezorientowana kobieta. Ruszyliśmy naprzód, ja w stronę, gdzie ostatnio znajdowała się Asa i jej prześladowczyni, a Ariannae do zabójców.
Gdy wyczułem, że jestem blisko kobiet, dałem znak Ariannae, aby dokonała części mego planu. Płomień pojawił się w powietrzu, za sprawą mojej magii, który ponownie odpędził w połowie mrok. Gdy się odwróciłem, zabójcy lezeli martwi, Asagiri klęczała obok kobiety.
- A ty to kto? - zapytała się gniewnie kobieta.
- Ravenwood, chcę abyś wiedziała to, gdy będziesz umierać.
Za sprawą iluzji obok dłoni Asagiri pojawił się sztylet, wzrokiem dałem jej znać. Ta szybko zareagowała i wbiła ostrza w brzuch swojej oprawczyni.
Podziemię wypełniły szaleńcze krzyki kobiety. Byłem tak wściekły, iż nie było mocy, która powstrzymałaby mnie od czegokolwiek. Podszedłem do kobiety i mocnym pchnięciem nogi zrzuciłem demonicę w otchłań wyrwy. Jej krzyk długo ciągnął się w mroku.
- Ostrza cień dla wrogów - zakończyłem całe to zdarzenie fragmentem rodowego motta mojej rodziny.
<Asagiri?? >
niedziela, 4 sierpnia 2019
Od Asagiri CD Exana
Od Rowene CD. Shenemi
- Rowene, tylko ostrożnie.- powiedziała do mnie mama na co mruknęłam ciche "dobrze" i dalej bawiłam się piłką. Nigdy mi się to nie nudziło. Była ona w czterech kolorach - białym, czerwonym, niebieskim oraz żółtym - i była nie większa, niż moja głowa. Zabawa trwałaby wieczność, gdyby nie okrzyk mamy.
- Dzieci, jedzenie!- usłyszałam. Zobaczyłam miskę, w której znajdowało się coś gęstego i białego
czwartek, 1 sierpnia 2019
Od Exana cd Asagiri
Asagiri zaczęła od razu opowiadać, nie zważając na konieczność powitania swego Ojca coś w stylu "Witaj Ojcze". Mihnea, widząc lęk w oczach córki, wyprostował się w swoim fotelu, odrzucił od siebie wszelkie formalności i bacznie przyglądał się Asagiri.
Gdy moja mała towarzyszka coś pominęła, ja dopowiadałem, ale Mihnea nie spojrzał na mnie, ani raz.
Skończyła opowiadać. Zapadła grobowa i niebezpieczna cisza. Mihnea siedział przez chwilę, a ja widziałem, jak na jego twarzy rysuje się złość i chęć zemsty.
- Proszę się nie martwić, zamachowiec...on... zabiłem go.- Powiedziałem tylko, gdyż nie mogłem znieść tej niespokojnej aury Mihnei.
- Na pewno planują jeszcze jakiś zamach, to nic nie zmienia śmierć jednego, czy dwóch zamachowców, jestem pewien, że jest ich więcej. Czuję to. Asagiri, idź ze swoim towarzyszem do Króla. Gdy nie będzie chciał z tobą rozmawiać, a na pewno tak będzie, ze względu na sprawy Królestwa, wtedy powiesz mu to.
Mihnea przywołał córkę gestem, a ta bez dyskusji podeszła do ojca. On nachylił się, wyszeptał jej coś do ucha.
- Dobrze, tato... tak zrobię.
Mihnea wstał i opuścił swoje stanowisko przed biurkiem, wyszedł wraz z nami ze swojego gabinetu i skierował się w stronę koszar, aby zwołać pełną gotowość bojową.
Nie czekając na nic więcej, pobiegliśmy korytarzem, który prowadził nas do wielkich drzwi. Asagiri w biegu otworzyła je i znaleźliśmy się w ogromnej komnacie.
2
Król siedział na swoim stanowisku, a obok niego kręcili się doradcy, możnowładcy.
Asagiri i ja spojrzeliśmy po sobie.
- Idź do Króla, ja tu poczekam na ciebie.
Od razu można było się domyślić, iż początkowa reakcja Króla będzie nam dobrze znana. Kazał odejść Asie, gdyż miał teraz sporo na głowie, ale gdy powiedziała mu to, co kazał powtórzyć jej ojciec, od razu zmienił nastawienie. Kazał doradcom przerwać to, co robili wcześniej, a moja towarzyszka mogła w spokoju opowiedzieć historię napadu.
Król słuchał ją z takim samym zainteresowaniem, co jej ojciec. Nie dziwiłem się, bo w końcu omal nie zginął królewski członek rodziny.
Asa skończyła opowiadać, Vlad rozkazał swoim poddanym wracać do pracy, a on sam zaczął zmierzać w moją stronę.
Powaga ogarnęła moje ciało, a na znak respektu dla Króla Vlada, pochyliłem lekko głowę.
- Dziękuję ci, że ocaliłeś moją wnuczkę- powiedział Król.
Nie podniosłem głowy, mówiłem do króla ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Zrobiłem to, co do mnie należy, mój panie.
Vlad zrobił krok do przodu.
- Spójrz na mnie, gdy do mnie mówisz- to nie brzmiał, jak rozkaz. Vlad wypowiedział te słowa przepełnione wdzięcznością. Poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.
Po godzinie, Vlad zwołał wojsko, wszelkie środki ochrony zostały wzmocnione dziesięciokrotnie, tak, że nawet mała myszką... ba, nawet rybik cukrowy się nie prześlizgnie.
Ja za ten czas zmierzałem szerokim korytarzem do laboratorium, gdzie przeprowadzano sekcję zwłok (szczerze, nie miałem nawet pojęcia, że takie pomieszczenie w ogóle istnieje w tym zamku) niedoszłego mordercy Asagiri. Spalone cielsko czerwonego lwa ( a raczej truchło nie przypominało teraz lwa), leżało na metalowym stole, a obok niego kręciło się dwóch naukowców.
- Chcę coś zrobić... przychodzę tu z rozkazu Króla!- mówię i od razu dodaję ostro, gdy jeden z naukowców próbował mi przeszkodzić. Wzruszyli tylko ramionami i wyszli z laboratorium.
Pomieszczenie było wypełnione jaskrawym światłem, które rzucały promienie na gabloty z nieznanymi mi substancjami alchemicznymi, stół operacyjny i nieskazitelnie czyste narzędzia.
Podszedłem bliżej do zwłok lwa i przyjrzałem mu się uważnie. Spalony pysk, strawiona grzywa przez ogień sprawiały wrażenie widoku z najgorszych horrorów. Skóra ledwo trzymająca się ciała, a gdzieniegdzie było odsłonięte spalone mięso.
- Okaż mi się, kimkolwiek jesteś- szepnąłem tylko i czekałem, aż zabłąkana dusza zamachowca mi się objawi. Poczułem, jak chłodne powietrze uderza mnie w kark, jakby ktoś na mnie chuchał, zimne dreszcze przepłynęło przez moje ciało, niczym prąd. Mrugnąłem i nagle pojawiła mi się dusza zamachowca. Wyglądał tak, jak przed śmiercią. Jego czerwona grzywa gęsto obramowała jego surowy pysk, lśniła wyrazistym blaskiem.
- Kim ty jesteś, że przeszkodziłeś mi w wykonaniu misji?- zapytała dusza.
- A ty kim jesteś, że posuwasz się do tego stopnia, że próbujesz mordować niewinną osobę?
Dusza warknęła głośno.
- Niewinną osobę? Ty otwórz oczy, przybłędo...
Zupełnie nie miałem pojęcia o czym ta dusza mówi.
- O czym ty mówisz?
Dusza stała tylko i patrzyła na mnie wzrokiem tak przenikliwym, iż największy waligóra narobiłby w gacie.
- Zapytaj się twojej przyjaciółki, a raczej jej dziadziusia...
- Nie mam zamiaru nikogo o nic pytać, broniłem życia mojej przyjaciółki- warknąłem i nie zamierzałem ulegać surowym oczom mordercy.
Dusza jednak podeszła do mnie.
- Pamiętaj Exanie z rodu Ravenwood, jesteś tylko marionetką w rękach Vlada, nie zdziwię się, jeśli teraz tu przyjdzie i bez zdania racji nabije cię na pal, jak to zrobił z moim krewnym! Żegnaj teraz, do zobaczenia w zaświatach mój biedny przyjacielu.
Dusza zniknęła. Laboratorium pojawiło się znowu, spalone ciało leżało w nienaruszonym stanie.
Czy mogę się czegoś obawiać ze strony Vlada? Czy ta dusza pogrywa wyłącznie ze mną. "Nie zdziwię się, jeśli teraz tu przyjdzie i bez zdania racji nabije cię na pal, jak to zrobił z moim krewnym!"- te słowa wisiały teraz w powietrzu, jak przeklęty koszmar.
<Asagiri?>
środa, 31 lipca 2019
Rahela Dracula
Sephora Dracula
Ezechiel Dracula
Data urodzenia: 11 maja 1491
Wiek: 18 lat
Płeć: Lew
Orientacja: Heteroseksualny
Stanowisko: Prawnik, wojownik
Miejsce zamieszkania: Królewski zamek
Moyses Dracula
Postarzanie
Od Vlada IV Ślub
- Za dużo nie szalejcie, jutro ważny dzień.- powiedział grożąc nam palcem po czym usiadł przy jednym ze stołów i sięgnął po szklankę z jakimś napojem. Cały wieczór właściwie przesiedziałem w towarzystwie ojca, wujów i dziadka słuchając jak wyglądały ich wieczory kawalerskie.
- Vlad pamiętasz jak wyglądał twój?- zapytał w którymś momencie Gales uśmiechając się do dziadka.
- A pewnie. Nigdy nie zapomnę tego, jak chcieliście mnie spić a później sami leżeliście pod stołem.- stary lew uśmiechnął się i przyjacielsko trącił szwagra w bark. Około dwudziestej trzeciej postanowiliśmy wrócić do zamku i udać się na spoczynek. Ceremonia zaślubin miała odbyć się o godzinie dwunastej ale przygotowania do niej rozpoczęły się już sześć godzin wcześniej. Wujek Sorci przyszedł do mnie o szóstej i obudził mnie a później pomógł mi ze strojem. W tej chwili współczułem Rose, jej suknia i biżuteria razem wzięte były znacznie cięższe niż moje spodnie i koszula, nawet kiedy założyłem na ramiona podarowany mi przez dziadka płaszcz. Po tym jak już się ubrałem razem z wujkiem jeszcze kolejny raz wszystko omówiliśmy, żebym nie musiał się niczym martwić. Tuż przed tym, jak mieliśmy z wujkiem wyjść z komnaty by udać się do świątyni przed drzwiami pojawił się dziadek.
- Vlad przyniosłem Ci coś.- powiedział po czym podszedł do mnie i włożył mi na głowę koronę. Była znacznie mniej ozdobna niż ta, którą on nosił ale i tak wyglądała majestatycznie.
- Powinieneś wyglądać jak prawdziwy książę. W końcu będziesz kiedyś królem. - powiedział po czym przytulił mnie i wyszedł. W jego oczach przez krótki moment mogłem dostrzec łzy, nie wiedziałem jednak czy były to łzy szczęścia, czy smutku.
- Twój dziadek dużo przeżył w swoim życiu a ty jesteś do niego strasznie podobny. Boi się, że Ciebie i Rose może spotkać to samo co jego i twoją babcię.- wyjaśnił wujek spuszczając nieco wzrok. Pokiwałem ze zrozumieniem głową i ruszyłem za Sorcim w kierunku wyjścia z pałacu. Ja i Rose wedle zwyczaju mieliśmy zobaczyć się dopiero przed ołtarzem. Droga minęła mi bardzo szybko. Wielu poddanych już wyszło ze swoich domów by uczestniczyć w ceremonii od samego jej początku. Byłem niezwykle zdziwiony liczbą osób, które chciały to zobaczyć na własne oczy, nie sądziłem, że zwykli mieszkańcy królestwa aż tak interesują się życiem rodziny królewskiej. Do świątyni wszedłem w towarzystwie moich drużbów i Sorciego, który pełnił rolę świadka. Na przybycie mojej narzeczonej nie musieliśmy długo czekać: zjawiła się zaledwie kilka minut później w towarzystwie druhen i ciotki Lunaver, prowadzona przez swojego ojca. Na widok Rose aż zaparło mi dech, wyglądała zjawiskowo a jej strój przyciągał uwagę wszystkich. Długi welon powoli ciągnął się za nią i co jakiś czas był poprawiany przez którąś z dziewcząt. Procesja powoli zbliżała się do ołtarza a im była bliżej tym bardziej miałem ochotę do niej podbiec, porwać pannę młodą w ramiona i już, w tej chwili wziąć za żonę bez całego tego ceremoniału. Mimo wszystko jednak wszystko musiało się dziać zgodnie z tradycją.
- Vladzie oto oddaję Ci mój największy skarb. Dbaj o moją córkę Rosalie i bądź jej dobrym mężem!-kiedy wreszcie procesja doszła do podwyższenia, na którym stałem Eddard Stark wypowiedział oficjalną, ślubną formułę.
- Obiecuję zapewnić jej dostatek i godne życie!- odpowiedziałem i podałem Rose dłoń by pomóc jej zająć miejsce obok mnie. Stanęliśmy twarzą do ołtarza a już po chwili miejsce przed nami zajął arcykapłan Amos.
- Dzisiejszego dnia zebraliśmy się tutaj by stać się świadkami wyjątkowego wydarzenia, połączenia dwóch starych rodów Draculów oraz Starków. Dziś bowiem pierworodny syn dziedzica tronu Vlad IV Dracula połączy się węzłem małżeńskim z Rosalie Victorią Jane Stark, najstarszą córką Namiestnika Północy Eddarda Starka.- powiedział arcykapłan po czym odwrócił się w stronę młodszego kapłana i wziął z jego rąk długi kawałek materiału.
- Podajcie sobie dłonie i odwróćcie się do siebie tak, by każde z was mogło patrzyć drugiemu w oczy.- powiedział po czym związał nasze ręce materiałem. Wpatrywałem się w oczy Rose z uwielbieniem a moje serce biło coraz szybciej, tak jakby chciało wyrwać mi się z piersi. Amos uśmiechnął się do nas po czym wziął z ołtarza kadzidło i zaczął okadzać nas aromatycznym dymem modląc się jednocześnie o nasze oczyszczenie.
- Teraz powtórzcie za mną słowa przysięgi.- powiedział arcykapłan po tym jak odstawił kadzidło i uniósł nad naszymi głowami gałąź z kwiatami wiśni, symbol pierwszej bogini Yasmin, matki bogów i lwów.
- Ja, Vlad IV Dracula, pierworodny syn Mihnei I Draculi i Kalindy, wnuk Vlada III Draculi i Elisabethy biorę sobie Ciebie Rosalie Victorio Jane Stark za pierwszą i najukochańszą żonę i ślubuję Ci wieczną miłość, wierność i opiekę, pod moim dachem nigdy nie spotka Cię krzywda ani nie doznasz smutku i że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Niech bogowie wesprą mnie swą mocą bym mógł dopełnić mojego przyrzeczenia.- powiedziałem pewnym głosem. Chyba jeszcze nigdy nie byłem niczego tak pewny jak tego, że pragnąłem by Rose została moją żoną.
- Ja Rosalie Victoria Jane Stark, córka Eddarda Starka i Rin Kagamine-Stark biorę sobie Ciebie Vladzie IV Draculo za męża i ślubuję Ci wieczną miłość, wierność oraz oddanie i to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Niech bogowie wesprą mnie swą mocą bym mógła dopełnić mojego przyrzeczenia.- Rose wymówiła swoją część przysięgi z uśmiechem na ustach i ścisnęła nieco moją rękę. Amos odłożył gałąź świętego drzewa i wziął z dłoni pomocnika niewielkie naczynie wypełnione jakąś cieczą. Arcykapłan zanurzył palec w miseczce i jej zawartością namaścił nasze czoła. Kiedy to uczynił do moich nozdrzy dotarł intensywny zapach róż, szybko wywnioskowałem, że do namaszczenia posłużył olejek różany. Po złożeniu przysięgi nadszedł czas na modlitwę do bogów by pobłogosławili nasz związek.
- Eshano, bogini miłości! Pobłogosław związek Vlada i Rose, obdarz ich miłością i wiecznym szczęściem! Niech płomienna miłość jaką połączyłaś tą dwójkę niech nigdy się nie wypala ale bucha wciąż nowym żarem! - po odmówieniu pierwszej modlitwy Amos wrzucił do rytualnego ognia bukiet czerwonych róż, którymi najpierw dotknął naszych twarzy.
- Pariso, bogini rodziny! Wejrzyj na rodzinę Vlada i Rose i obdarz ich swoim błogosławieństwem! Niech w ich domu nigdy nie brakuje radości i śmiechu potomków! Odsuń od nich wszelkie troski i pomóż im stworzyć szczęśliwy związek, obdarz ich potomstwem licznym jak gwiazdy na niebie!- modlitwa do bogini rodziny zakończyła się spaleniem w ofierze małej figurki lwa, którą oboje ucałowaliśmy. Figurka miała symbolizować nasze przyszłe potomstwo i rodzinę, którą razem stworzymy.
- Ameyo bogini drogi! Poprowadź Vlada i Rose ścieżką którą od dziś wspólnie będą kroczyć! Nie dozwól im schodzić na manowce, prowadź ich prostą ścieżką ku wspaniałej, świetlanej przyszłości!- kapłan wziął z ołtarza trzy pióra: jedno białe, drugie brązowe i trzecie czarne, po czym dotknął nimi naszych czół. Pióra pochodziły od świętego orła bogini i były najwyższą formą ofiary.
- Fidem bogini przysięgi! Zechciej wejrzeć na tą dwójkę i obdarz ich swą łaską! Usłysz złożoną przez nich przysięgę i dodaj im sił by mogli ją gorliwie wypełniać!- Amos w ofiarnym ogniu spalił pióro białego łabędzia, ptaka poświęconego Fidem.
- Geo bogini ziemi! Obdarz tą dwójkę swoją siłą i zapewnij im dostatek! Niech nigdy nie zabraknie w ich domu chleba, który jest twoim najdoskonalszym darem dla nas! - kapłan przełamał na pół mały bochenek chleba i częścią nakarmił najpierw Rose a później mnie. Reszta chleba stała się ofiarą dla bogini ziemi.
- Noctemie i Lunam bóstwa nocy! Otulcie swym płaszczem wspólne noce Vlada i Rose by razem zaznawali szczęścia i radości. Dajcie im nocny spokój kochanków by wspólnie w uświęconej ciemności mogli płodzić potomków! - Arcykapłan uniósł w górę błyszczącą tkaninę i kolorze nocnego nieba i przykrył nią najpierw głowę mojej ukochanej a następnie moją. Po wykonaniu tej czynności złożył chustę i cisnął ją w płomienie.
- Solusie i Hodie bóstwa dnia! Obdarzcie Vlada i Rose ciepłem słońca i radością dnia! Niech ich wspólne życie upłynie pod znakiem ciepła i nic nie mąci ich wspólnych chwil.- tym razem chusta, którą przykryto nasze głowy była w ciepłym kolorze złota. Ona również stała się ofiarą dla bogów.
- Vashkartzenie boże wojny! Obdarz Vlada i Rose siłą i wiernością. Niech Vlad zyska siłę, która pozwoli mu chronić Rose od wszelkich niebezpieczeństw. Niech ich małżeństwo uniknie domowych waśni i będzie równie zgodne jak twoje i Eshany! - Amos wziął z ołtarza około dwudziesto centymetrowy miecz i podsunął go pod moje usta. Złożyłem pocałunek na zimnym metalu cały czas patrząc w oczy ukochanej a po chwili to samo uczyniła również Rose. Amos skłonił się przed ołtarzem a następnie miecz powędrował w ślady wcześniejszych przedmiotów.
- Hastinie boże zdrowia! Niech twoja łaska zstąpi na Vlada i Rose! Podaruj im zdrowie i długie życie! Niech nie dotyka ich choroba, niech ich potomstwo będzie silne i wolne od chorób!- Hastin przyjmował ofiary w różnych formach, jednak najczęściej stosowaną ofiarą był fragment poroża daniela mezopotamskiego skropiony krwią osoby proszącej o pomoc. Krwi jednak nigdy nie pozyskiwano w czasie ceremonii, zazwyczaj robiono to dużo wcześniej. Również i teraz ofiara była już przygotowana i jedyną rzeczą jaką należało zrobić było wrzucenie jej do ognia.
- Fareeshach bogini przeznaczenia! Ty złączyłaś losy Vlada i Rose! Wejrzyj na nich i pobłogosław im! Obdarz ich losem szczęśliwym i wolnym od trosk.- jako ofiarę dla bogini przygotowano gałęzie bluszczu, który to symbolizował nasz los.
- Manasie boże mrozu! Obdarz swą opiekę córę Północy i jej małżonka! Niech w ich relację nigdy nie wkrada się chłód!- ofiarą dla mroźnego boga zajął się osobiście ojciec Rose. Ofiarą dla Manasa stała się bryła lodu z znajdującą się w jej wnętrzu różą. Kapłan ostrożnie, żeby nie wypuścić śliskiego przedmiotu z rąk, podszedł do świętego ognia i wrzucił do niego bryłę. Płomienie na moment przygasły i zaskwierczały ale szybko wróciły do wcześniejszego stanu.
- Bastet bogini radości! Tchnij swój dar w związek Vlada i Rose by nigdy nie zabrakło im szczęścia i radości! Niech zawsze na ich twarzach gości uśmiech!- w ofiarne płomienie trafił jakiś instrument ale nie zauważyłem jaki. Coraz bardziej zaczynała mnie już męczyć ta ceremonia, chciałem już oficjalnie wziąć w ramiona Rose i ją do siebie przytulić.
- Taline bogini wiatru! Wejrzyj swym przychylnym wzrokiem na tą dwójkę młodych! Niech twój wiatr będzie im przychylny i nigdy nie wiał im w twarz!- Amos rzucił w płomienie garść nasion a już zacząłem odliczać. Jeszcze tylko dziewięć modlitw i ofiar.
- Aquo bogini wody! Ugaś pragnienie swych dzieci! Niech w ich życiu nigdy nie zabraknie życiodajnego napoju! - syk parującej, ofiarnej wody sprowadził mnie na ziemię. Wpatrując się w oczy Rose zupełnie traciłem grunt pod nogami i tonąłem w nich.
- Devenie boże przepraw! Spraw by przeprawa, jaką jest dzisiejsza ceremonia i późniejsze wspólne życie była dla Vlada i Rose wspaniałą przygodą!- kątem oka dostrzegłem jak Amos wrzucił w płomienie drewnianą łódkę, która była symbolem boga.
- Shaanie boże wina! Spraw by wspólne życie tej młodej pary było równie słodkie i upajające jak wino, którego smakiem obdarzyłeś śmiertelnych.- arcykapłan uśmiechnął się do nas, po czym wziął z ołtarza kielich napełniony winem i przyłożył go do ust najpierw moich potem Rose. Każde z nas wypiło niewielki łyk trunku a później stary lew wylał jego resztę w płomienie.
- Apedemaku boże księżyca! Oświetl ciemności życia Vlada i Rose by nigdy nie musieli oni kroczyć przez bezdenne mroki nocy!- ofiarą dla Apedemaka stał się wyrzeźbiony w drewnie księżyc.
- Tefnut bogini zachodu! Spójrz łaskawie na Vlada i Rose! Niech ich wspólne życie będzie długie i radosne a jego zachód spokojny i odległy!- błagam, niech to się już kończy. Miałem dość tych modlitw. Ja rozumiem, że trzeba złożyć ofiary i pomodlić się do niemal wszystkich bogów ale czy to na prawdę musi tyle trwać?
- Orientis bogini wschodu! Opiekuj się tym dopiero wschodzącym związkiem! Niech przetrwa on pod twoją opieką wiele, szczęśliwych lat!- jeszcze tylko trzy modlitwy i później poleci już z górki.
- Menhit bogini gwiazd! Bądź przewodniczką dla Vlada i Rose i tak jak twoje gwiazdy wskazują drogę podróżnym tak ty wskaż ją tej dwójce.- Rose uśmiechnęła się do mnie i bezgłośnie powiedziała: "już niedługo, wytrzymaj". Widziała to, jak bardzo mam już dość tej ceremonii. Nigdy nie miałem nic przeciwko religii i bogom, do świątyni lubię przychodzić bo dzięki temu się wyciszam i uspokajam ale no czy ślub musi trwać tak długo?
- Yasmin bogini życia, pierwsza matko, królowo bogów! Obdarz Rose swoją łaską! Niech stanie się oddaną żoną, matką i królową na twój wzór! Otocz ją swoją boską opieką i nie szczędź jej swych łask!- już wkrótce koniec! Amos wrzucił do ognia gałąź z kwiatami wiśni i cicho odetchnął. On najwyraźniej też miał już dość tej ceremonii.
- Kishanie boże ognia, królu bogów! Pobłogosław Vlada i podaruj mu swoją łaskę! Daj mu siłę swego ognia, by mógł stać się silnym mężem, ojcem i potężnym królem. Otocz go swą opieką i tchnij w jego żyły swój święty ogień!- ostatnia ofiara, już się cieszyłem. Arcykapłan uśmiechnął się i wrzucił do ognia amulet z opalem ognistym. Płomienie buchnęły wysoko w górę.
- Bogowie wysłuchali naszych modlitw i przyjęli ofiary!- kapłan podszedł do mnie i Rose po czym powtórnie nas okadził i pokropił wodą różaną. Minęła chwila materiał, którym do tej pory były otoczone nasze złączone nasze ręce w końcu został rozwiązany i położony na ołtarzu. Moje dłonie były spocone, Rose też, nie wiedziałem jednak czy to ze stresu czy tylko dlatego, że ta wstęga strasznie grzała. Teraz przyszedł czas na ostatnią część ceremonii. Kapłan pomagający Amosowi podszedł do ołtarza i przyniósł z niego poduszeczkę, na której leżały dwie obrączki. Arcykapłan wziął poduszkę od swojego pomocnika i podszedł z nią do nas. Wziąłem drżącą ręką jedną obrączkę i uniosłem dłoń Rose.
- Rosalie przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości, szczerości i wierności.- powiedziałem wkładając złoty pierścień na jej palec.
- Vladzie przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości, szczerości i wierności.- moja, już za kilka chwil pełnoprawna żona, uśmiechnęła się promiennie i wsunęła obręcz na mój palec.
- Ogłaszam was mężem i żoną! Vlad możesz pocałować pannę młodą.- powiedział stary lew a ja nie czekając ani chwili zbliżyłem się do niej i uniosłem niemal przezroczysty woal zakrywający jej twarz. Objąłem w talii moją ukochaną a ona zarzuciła mi ręce na szyje. Wtedy właśnie pierwszy raz pocałowaliśmy się już jako pełnoprawne małżeństwo.
- Wiwat młodej parze!- krzyknął jeden z gości a inni się do niego dołączyli. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i odwróciliśmy się w kierunku zgromadzonych w świątyni ludzi. Spojrzałem na siedzących w pierwszym rzędzie rodziców moich oraz Rose i mojego dziadka. Nasze matki płakały, ojcowie trzymali je w ramionach a dziadek uśmiechał się promiennie mimo, że po jego policzkach również płynęły strumienie łez. Wszyscy powoli zaczęli opuszczać wnętrze świątyni by wziąć udział w procesji do zamku. Ja i Rose wyszliśmy niemal na samym końcu, za nami szedł jeszcze orszak druhen i drużbów. Wychodząc zostaliśmy obsypani ziarnami ryżu i płatkami róż. Wśród otaczających nas ludzi byli nie tylko zagraniczni władcy i dygnitarze czy arystokraci ale też zwykli poddani, którzy też wyglądali na szczęśliwych.
- Niech żyje młoda para! Wiwat księciu Vladowi i księżnej Rosalie! Niech bogowie błogosławią rodzinę królewską!- zewsząd dobiegały nas radosne okrzyki. Po jakimś czasie doszliśmy w końcu do karety. Wujek Sorci pomógł wejść do niej żonie a później również ciotce Lunaver. Kiedy wszyscy już zajęli swoje miejsca dał znać stangretowi, a konie ruszyły. W powozie na za nami jechali nasi rodzice i mój dziadek a w kolejnych drużbowie wraz z druhnami. Przez całą drogę uśmiechaliśmy się z Rose szeroko ze szczęścia i trzymaliśmy się za ręce. W pewnym momencie moja towarzyszka dostrzegła kogoś w tłumie i pociągnęła mnie lekko za rękę. Zgodnie z tradycją podczas naszego ślubu mieliśmy prawo wybrać spośród poddanych trzy osoby, które otrzymają szlachectwo: jedną wybierała panna młoda, drugą pan młody a trzecią wspólnie.
- Widzisz tą starszą kobietę? Chciałabym, żeby jedną z wybranych była ona.- kiwnąłem głową i spojrzałem we wskazanym przez nią kierunku. Od razu dostrzegłem jedyną starszą kobietę pośród tłumu młodych. Z jej oczu płynęły strumieniami łzy, mimo że cały czas się uśmiechała. Dałem znać wujkowi, który zatrzymał karetę i podszedł do kobiety. Założył jej na szyję naszyjnik z kryształów górskich i poprowadził ją do powozu, w którym siedzieli nasi rodzice. Zatrzymywaliśmy się jeszcze dwa razy. Wybrany przeze mnie został wielki jak dąb mężczyzna, który jako jedyny klęczał i głośno modlił się za naszą pomyślność. Jako jedyny był ubrany w łachmany, więc domyśliłem się, że był niewolnikiem jakiegoś bogacza. Handel ludźmi był w Valahii zakazany już od dawna ale niektórzy arystokraci nie stosowali się do zakazu. Na samym końcu drogi, tuż przed bramą wjazdową na dziedziniec do starszej kobiety i byłego niewolnika dołączyła mała sierota. Dziewczynka niemal wbiegła pod koła wozu by móc osobiście złożyć nam życzenia. Razem z Rose postanowiliśmy, że trafi ona pod opiekę mojego dziadka a gdy dorośnie dostanie tytuł szlachecki. Wysiedliśmy z powozu i prowadzeni przez Sorciego i Lunaver udaliśmy się do zamku. Stanęliśmy na schodach i oczekiwaliśmy na niespodziankę, którą przygotował dla nas wujek Sorci. Nie mogłem wyjść z podziwu, kiedy okazało się, że druhny i drużbowie nauczyli się końskiego kadryla. Wyglądało to niesamowicie. Przeszliśmy przez przystrojone kwiatami korytarze do sali balowej, gdzie rodzice powitali nas chlebem i solą. Sala balowa powoli się wypełniała, wszyscy podchodzili najpierw do tablicy, na której wisiał przydział miejsc a następnie do stołów z szampanem skąd każdy brał jeden kieliszek i udawał się na swoje miejsce co uczyniliśmy również ja i Rose. Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca wstał ojciec Rose by wygłosić pierwszy toast.
<Rose?>
Od Aries CD. Lucyfera
- Wiesz, wydaje mi się, że nie jestem latarką. Nie wiem, na co liczyłeś.- powiedziałam, udając duże zastanowienie nad tym, czy powinnam zatrudnić się jako latarnia. Nie wzięłam jego uwagi do serca, za bardzo mnie ona nie obchodziła.
- Liczyłem na to, że Twoje oczy chodź trochę rozbłysną.
- Oh, wybacz. Me oczy lśnią tylko, gdy widzą wyzwanie. Tu go nie ma.- powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia z jaskini. Słyszałam, że jeszcze coś mruczał pod nosem, jednak nie interesowało mnie to za bardzo. - A, no i przyznam szczerze, że ognisko w tak upalną pogodę o idiotyczny pomysł.- spojrzałam ostatni raz w jego stronę, wychodząc z jaskini. Przed wejściem zmieniłam się w człowieka, gdyż z tak grubą sierścią, jaką posiadałam, nie dało się wytrzymać. Zdjęłam z nadgarstka gumkę do włosów i związałam je w fioletową kitkę, powiewającą na delikatnym wietrze. Przez chwilę miałam wrażenie, że zachowałam się jak zwykła suka, ale trudno. Jeśli dalej ma zamiar utrzymać ze mną jakikolwiek kontakt, przyjdzie i mi to powie. Jeśli nie, po prostu mnie oleje. Nie będę za nim płakać. Nie jestem do niego przywiązana ani nic. Więc zwisa mi jego zdanie na mój temat. Ważne, że ja wiem, że jestem osobą wartościową, a co on myśli mam głęboko gdzieś. Usłyszałam, że wychodzi z jaskini krzycząc za mną. Postanowiłam to zignorować i zobaczyć jego reakcję. Może teraz też mi powie, że wyglądam jak tygrysica?
- Aries, poczekaj!- krzyknął po raz ostatni, odpuszczając sobie dalsze wołanie mnie. I bardzo dobrze. Niech sobie znajdzie inną, która będzie jego pochodnią. Ruszyłam w stronę zamku przymierzyć moją suknię, w której miałam być na ślubie. Nie musiałam tego robić teraz, tak teoretycznie, ale chciałam zrobić. Potem pewnie jeszcze w niej pochodzę, żeby się przyzwyczaić. Nie to, że jest niewygodna czy coś, jednak ja jestem lwicą, która chyba najmniej chodzi w sukienkach. No cóż, przynajmniej nie muszę się martwić, że jakiś lew do mnie podbije i będzie pokazywał swoje uroki. Chociaż tyle spokoju miałam, co mnie całkiem cieszyło. Sama wyznawałam sposób "Jak ma mnie pokochać, to za charakter". I tego się trzymałam. Po raz kolejny przez myśl przeszła mi informacja, że zachowuję się jak savage bitch. Ale trudno. Coś za coś. Zanim się obejrzałam, byłam już pod zamkiem. Weszłam do środka, gdzie momentalnie uderzyła we mnie duchota. Za dużo ludzi. Szybko udałam się do swojej komnaty, gdzie czekała na mnie suknia. Chwyciłam ją i weszłam do łazienki. Zdjęłam swoje dotychczasowe ubrania i założyłam sukienkę. Co prawda, trampki średnio pasowały do sukni, ale mimo wszystko, wyglądały z nią ładnie. Stanęłam przed lustrem i zrobiłam obrót wokół własnej osi, oglądając jej ułożenie. Prezentowała się pięknie. Rozpuściłam włosy i lekko rozczochrałam dłonią. Była bardzo wygodna, więc postanowiłam wyjść w niej na zewnątrz. Robiło się powolutku ciemno. Zbiegłam po schodach, nie zważając na nikogo i na nic. Już po chwili byłam przed wejściem do pałacu. Udałam się wprost do ogrodu, pospacerować sobie i zobaczyć, czy Lucyfer przyjdzie, czy jednak nie. Z czystej ciekawości byłam pewna jego zachowania. Że mnie oleje. Klasycznie. Z resztą, kto fatygowałby się po tak niewartościową osobę, jaką jestem ja. Przestałam o tym myśleć, więc postanowiłam usiąść sobie na pobliskiej ławce. Wokoło biegała trójka dzieci, dwie dziewczynki i jeden chłopiec. Słodko razem wyglądali, za nimi przyszła Elhemina. Z tego co mi było wiadomo opiekowała się nimi, ze względu na zamknięcie Estery. Żal mi było tych dzieci. Nawet nie wiedziały, że Mina nie jest ich prawdziwą matką. Jedynie opiekunem prawnym bądź macochą. Dużo lwów wychodziło z pałacu, gdyż było ciepło ale nie gorąco, idealna pora dnia dla niektórych. Nie wszyscy mogą pozwolić sobie na wyjście w pełnym słońcu na dwór. W powiększającej się grupie ludzi zauważyłam Lucyfera, zmierzającego w moją stronę. Wywróciłam oczami na jego widok. Ciekawe, po co przyszedł.
- Czemu tak uciekłaś? - zapytał, siadając obok mnie.
- Podałam Ci wystarczające argumenty wcześniej. Skleroza? - zapytałam, zakładając ręce na piersi.
- Piękna suknia. - definitywnie usiłował zmienić temat. - Umiesz tańczyć? - zapadła chwila ciszy. Co to, wywiad?
- Dzięki, i tak, umiem.
- Na pewno nie lepiej ode mnie.
- Oh, wyczuwam wyzwanie? - zapytałam, a me oczy błysnęły.
wtorek, 30 lipca 2019
Od Kathleen "Patola tu, Rowene wychodzimy"
Cisza nie trwała zbyt długo, bo przerwał ją krzyk mojej kolejnej siostry, Shenemi. Zaczęła krzyczeć z niewiadomego powodu, całkowicie niszcząc spokojną atmosferę. Przewróciłam oczami. Shenemi mnie irytowała, ponieważ uważała siebie za ulubienicę matki i ojca, której wolno wszystko. Przesadzała ze swoją niby chorobą, często wykorzystywała ją, aby dostać coś, co normalnie byłoby dla niej nieosiągalne. Na szczęście, tata nigdy się nie dawał na to nabierać, gorzej z matką, która dałaby się pokroić za znikomą wdzięczność swojej córki. Bo prawda jest taka, że ona nigdy nie wykazywała chociażby krzty szacunku w stosunku do nas, jak i do ojca i Elheminy. A to mnie niezmiernie irytowało w jej osobie.
Shenemi nadal się darła, jakby ją obdzierano ze skóry. Jej wkurzający krzyk przeszywał mój umysł na wskroś, więc po niedługim czasie wstałam i popatrzyłam na swoją kochaną siostrę Rowene.
- Patologia tu, chodźmy Rowene - mruknęłam chwytając ją za nadgarstek i ciągnąć w stronę drzwi.
poniedziałek, 29 lipca 2019
Od Vlada III Cd Aries
- Vlad dziękuję, że chciałeś się tym zająć.- powiedziała z szerokim uśmiechem po czym przytuliła mnie.
- W końcu to wesele mojego wnuka... Wszystko musi być idealne.- mruknąłem lekko zakłopotany. Ver była czasem nie do wytrzymania, ale w końcu była moją siostrą i kochałem ją mimo wszystkich jej wybryków.