środa, 31 lipca 2019

Od Aries CD. Lucyfera

- Byłem ciekawy czy twoje oczy rozświetlą mrok tej jaskini i przyznam spodziewałem się lepszego efektu.- powiedział lew dość ironicznie. Jego obecność zaczęła mnie irytować. Przez chwilę miałam ochotę odejść, ale tego nie zrobiłam. Wtedy pokazałabym moją słabszą stronę, a tego nie chciałam. Niech wie, że dojrzałam do pewnych uwag, wypowiedzi, przemyśleń i zachowań.
- Wiesz, wydaje mi się, że nie jestem latarką. Nie wiem, na co liczyłeś.- powiedziałam, udając duże zastanowienie nad tym, czy powinnam zatrudnić się jako latarnia. Nie wzięłam jego uwagi do serca, za bardzo mnie ona nie obchodziła.
- Liczyłem na to, że Twoje oczy chodź trochę rozbłysną.
- Oh, wybacz. Me oczy lśnią tylko, gdy widzą wyzwanie. Tu go nie ma.- powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia z jaskini. Słyszałam, że jeszcze coś mruczał pod nosem, jednak nie interesowało mnie to za bardzo. - A, no i przyznam szczerze, że ognisko w tak upalną pogodę o idiotyczny pomysł.- spojrzałam ostatni raz w jego stronę, wychodząc z jaskini. Przed wejściem zmieniłam się w człowieka, gdyż z tak grubą sierścią, jaką posiadałam, nie dało się wytrzymać. Zdjęłam z nadgarstka gumkę do włosów i związałam je w fioletową kitkę, powiewającą na delikatnym wietrze. Przez chwilę miałam wrażenie, że zachowałam się jak zwykła suka, ale trudno. Jeśli dalej ma zamiar utrzymać ze mną jakikolwiek kontakt, przyjdzie i mi to powie. Jeśli nie, po prostu mnie oleje. Nie będę za nim płakać. Nie jestem do niego przywiązana ani nic. Więc zwisa mi jego zdanie na mój temat. Ważne, że ja wiem, że jestem osobą wartościową, a co on myśli mam głęboko gdzieś. Usłyszałam, że wychodzi z jaskini krzycząc za mną. Postanowiłam to zignorować i zobaczyć jego reakcję. Może teraz też mi powie, że wyglądam jak tygrysica?
- Aries, poczekaj!- krzyknął po raz ostatni, odpuszczając sobie dalsze wołanie mnie. I bardzo dobrze. Niech sobie znajdzie inną, która będzie jego pochodnią. Ruszyłam w stronę zamku przymierzyć moją suknię, w której miałam być na ślubie. Nie musiałam tego robić teraz, tak teoretycznie, ale chciałam zrobić. Potem pewnie jeszcze w niej pochodzę, żeby się przyzwyczaić. Nie to, że jest niewygodna czy coś, jednak ja jestem lwicą, która chyba najmniej chodzi w sukienkach. No cóż, przynajmniej nie muszę się martwić, że jakiś lew do mnie podbije i będzie pokazywał swoje uroki. Chociaż tyle spokoju miałam, co mnie całkiem cieszyło. Sama wyznawałam sposób "Jak ma mnie pokochać, to za charakter". I tego się trzymałam. Po raz kolejny przez myśl przeszła mi informacja, że zachowuję się jak savage bitch. Ale trudno. Coś za coś. Zanim się obejrzałam, byłam już pod zamkiem. Weszłam do środka, gdzie momentalnie uderzyła we mnie duchota. Za dużo ludzi. Szybko udałam się do swojej komnaty, gdzie czekała na mnie suknia. Chwyciłam ją i weszłam do łazienki. Zdjęłam swoje dotychczasowe ubrania i założyłam sukienkę. Co prawda, trampki średnio pasowały do sukni, ale mimo wszystko, wyglądały z nią ładnie. Stanęłam przed lustrem i zrobiłam obrót wokół własnej osi, oglądając jej ułożenie. Prezentowała się pięknie. Rozpuściłam włosy i lekko rozczochrałam dłonią. Była bardzo wygodna, więc postanowiłam wyjść w niej na zewnątrz. Robiło się powolutku ciemno. Zbiegłam po schodach, nie zważając na nikogo i na nic. Już po chwili byłam przed wejściem do pałacu. Udałam się wprost do ogrodu, pospacerować sobie i zobaczyć, czy Lucyfer przyjdzie, czy jednak nie. Z czystej ciekawości byłam pewna jego zachowania. Że mnie oleje. Klasycznie. Z resztą, kto fatygowałby się po tak niewartościową osobę, jaką jestem ja. Przestałam o tym myśleć, więc postanowiłam usiąść sobie na pobliskiej ławce. Wokoło biegała trójka dzieci, dwie dziewczynki i jeden chłopiec. Słodko razem wyglądali, za nimi przyszła Elhemina. Z tego co mi było wiadomo opiekowała się nimi, ze względu na zamknięcie Estery. Żal mi było tych dzieci. Nawet nie wiedziały, że Mina nie jest ich prawdziwą matką. Jedynie opiekunem prawnym bądź macochą. Dużo lwów wychodziło z pałacu, gdyż było ciepło ale nie gorąco, idealna pora dnia dla niektórych. Nie wszyscy mogą pozwolić sobie na wyjście w pełnym słońcu na dwór. W powiększającej się grupie ludzi zauważyłam Lucyfera, zmierzającego w moją stronę. Wywróciłam oczami na jego widok. Ciekawe, po co przyszedł.
- Czemu tak uciekłaś? - zapytał, siadając obok mnie.
- Podałam Ci wystarczające argumenty wcześniej. Skleroza? - zapytałam, zakładając ręce na piersi.
- Piękna suknia. - definitywnie usiłował zmienić temat. - Umiesz tańczyć? - zapadła chwila ciszy. Co to, wywiad?
- Dzięki, i tak, umiem.
- Na pewno nie lepiej ode mnie.
- Oh, wyczuwam wyzwanie? - zapytałam, a me oczy błysnęły.

Lucyfer? c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz