Wszystko było już zapięte na ostatni guzik. Wujek Sorci do samego wieczora dzień przed ślubem biegał po całym zamku by sprawdzić czy wszystko jest w należytym porządku i żadna z dekoracji nie uległa zniszczeniu. Ciotka Lunaver również nie próżnowała: chodziła po całym zamku kontrolując czy wszyscy wykonali przydzielone im obowiązki. Mnie i Rose również nie ominęła kontrola: musieliśmy zaprezentować nasz taniec, cztery razy potworzyć tekst przysięgi małżeńskiej, dokładnie opisać wszystkie zwyczaje związane z ślubem i późniejszych weselem a także szczegółowo omówić wszelkie powinności jakie mieliśmy wobec poszczególnych osób. Było tego strasznie dużo ale całe szczęście zaliczyliśmy ten sprawdzian z moją przyszłą żoną na piątkę, a przynajmniej w teorii. Wieczorem wujek Sorci po skompletowaniu mojego stroju zabrał mnie do jednej z położonych nieopodal pałacu karczm na mój wieczór kawalerski. W planach było spędzenie kilku godzin w wyłącznie męskim towarzystwie a później powrót do pałacu by położyć się spać. Kiedy weszliśmy do karczmy od razu moim oczom ukazało się wiele bliskich mi osób: goście zagraniczni i większość arystokracji mieli przyjechać dopiero jutro na sam ślub i wesele, wieczór kawalerski i panieński były tylko dla nas i naszych rodzin. Myślałem, że będzie tutaj raczej młodsza część rodziny ale pojawił się również dziadek i jego bracia. Cieszyło mnie to, ponieważ byłem z nim bardzo mocno związany.
- Za dużo nie szalejcie, jutro ważny dzień.- powiedział grożąc nam palcem po czym usiadł przy jednym ze stołów i sięgnął po szklankę z jakimś napojem. Cały wieczór właściwie przesiedziałem w towarzystwie ojca, wujów i dziadka słuchając jak wyglądały ich wieczory kawalerskie.
- Vlad pamiętasz jak wyglądał twój?- zapytał w którymś momencie Gales uśmiechając się do dziadka.
- A pewnie. Nigdy nie zapomnę tego, jak chcieliście mnie spić a później sami leżeliście pod stołem.- stary lew uśmiechnął się i przyjacielsko trącił szwagra w bark. Około dwudziestej trzeciej postanowiliśmy wrócić do zamku i udać się na spoczynek. Ceremonia zaślubin miała odbyć się o godzinie dwunastej ale przygotowania do niej rozpoczęły się już sześć godzin wcześniej. Wujek Sorci przyszedł do mnie o szóstej i obudził mnie a później pomógł mi ze strojem. W tej chwili współczułem Rose, jej suknia i biżuteria razem wzięte były znacznie cięższe niż moje spodnie i koszula, nawet kiedy założyłem na ramiona podarowany mi przez dziadka płaszcz. Po tym jak już się ubrałem razem z wujkiem jeszcze kolejny raz wszystko omówiliśmy, żebym nie musiał się niczym martwić. Tuż przed tym, jak mieliśmy z wujkiem wyjść z komnaty by udać się do świątyni przed drzwiami pojawił się dziadek.
- Vlad przyniosłem Ci coś.- powiedział po czym podszedł do mnie i włożył mi na głowę koronę. Była znacznie mniej ozdobna niż ta, którą on nosił ale i tak wyglądała majestatycznie.
- Powinieneś wyglądać jak prawdziwy książę. W końcu będziesz kiedyś królem. - powiedział po czym przytulił mnie i wyszedł. W jego oczach przez krótki moment mogłem dostrzec łzy, nie wiedziałem jednak czy były to łzy szczęścia, czy smutku.
- Twój dziadek dużo przeżył w swoim życiu a ty jesteś do niego strasznie podobny. Boi się, że Ciebie i Rose może spotkać to samo co jego i twoją babcię.- wyjaśnił wujek spuszczając nieco wzrok. Pokiwałem ze zrozumieniem głową i ruszyłem za Sorcim w kierunku wyjścia z pałacu. Ja i Rose wedle zwyczaju mieliśmy zobaczyć się dopiero przed ołtarzem. Droga minęła mi bardzo szybko. Wielu poddanych już wyszło ze swoich domów by uczestniczyć w ceremonii od samego jej początku. Byłem niezwykle zdziwiony liczbą osób, które chciały to zobaczyć na własne oczy, nie sądziłem, że zwykli mieszkańcy królestwa aż tak interesują się życiem rodziny królewskiej. Do świątyni wszedłem w towarzystwie moich drużbów i Sorciego, który pełnił rolę świadka. Na przybycie mojej narzeczonej nie musieliśmy długo czekać: zjawiła się zaledwie kilka minut później w towarzystwie druhen i ciotki Lunaver, prowadzona przez swojego ojca. Na widok Rose aż zaparło mi dech, wyglądała zjawiskowo a jej strój przyciągał uwagę wszystkich. Długi welon powoli ciągnął się za nią i co jakiś czas był poprawiany przez którąś z dziewcząt. Procesja powoli zbliżała się do ołtarza a im była bliżej tym bardziej miałem ochotę do niej podbiec, porwać pannę młodą w ramiona i już, w tej chwili wziąć za żonę bez całego tego ceremoniału. Mimo wszystko jednak wszystko musiało się dziać zgodnie z tradycją.
- Vladzie oto oddaję Ci mój największy skarb. Dbaj o moją córkę Rosalie i bądź jej dobrym mężem!-kiedy wreszcie procesja doszła do podwyższenia, na którym stałem Eddard Stark wypowiedział oficjalną, ślubną formułę.
- Obiecuję zapewnić jej dostatek i godne życie!- odpowiedziałem i podałem Rose dłoń by pomóc jej zająć miejsce obok mnie. Stanęliśmy twarzą do ołtarza a już po chwili miejsce przed nami zajął arcykapłan Amos.
- Dzisiejszego dnia zebraliśmy się tutaj by stać się świadkami wyjątkowego wydarzenia, połączenia dwóch starych rodów Draculów oraz Starków. Dziś bowiem pierworodny syn dziedzica tronu Vlad IV Dracula połączy się węzłem małżeńskim z Rosalie Victorią Jane Stark, najstarszą córką Namiestnika Północy Eddarda Starka.- powiedział arcykapłan po czym odwrócił się w stronę młodszego kapłana i wziął z jego rąk długi kawałek materiału.
- Podajcie sobie dłonie i odwróćcie się do siebie tak, by każde z was mogło patrzyć drugiemu w oczy.- powiedział po czym związał nasze ręce materiałem. Wpatrywałem się w oczy Rose z uwielbieniem a moje serce biło coraz szybciej, tak jakby chciało wyrwać mi się z piersi. Amos uśmiechnął się do nas po czym wziął z ołtarza kadzidło i zaczął okadzać nas aromatycznym dymem modląc się jednocześnie o nasze oczyszczenie.
- Teraz powtórzcie za mną słowa przysięgi.- powiedział arcykapłan po tym jak odstawił kadzidło i uniósł nad naszymi głowami gałąź z kwiatami wiśni, symbol pierwszej bogini Yasmin, matki bogów i lwów.
- Ja, Vlad IV Dracula, pierworodny syn Mihnei I Draculi i Kalindy, wnuk Vlada III Draculi i Elisabethy biorę sobie Ciebie Rosalie Victorio Jane Stark za pierwszą i najukochańszą żonę i ślubuję Ci wieczną miłość, wierność i opiekę, pod moim dachem nigdy nie spotka Cię krzywda ani nie doznasz smutku i że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Niech bogowie wesprą mnie swą mocą bym mógł dopełnić mojego przyrzeczenia.- powiedziałem pewnym głosem. Chyba jeszcze nigdy nie byłem niczego tak pewny jak tego, że pragnąłem by Rose została moją żoną.
- Ja Rosalie Victoria Jane Stark, córka Eddarda Starka i Rin Kagamine-Stark biorę sobie Ciebie Vladzie IV Draculo za męża i ślubuję Ci wieczną miłość, wierność oraz oddanie i to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Niech bogowie wesprą mnie swą mocą bym mógła dopełnić mojego przyrzeczenia.- Rose wymówiła swoją część przysięgi z uśmiechem na ustach i ścisnęła nieco moją rękę. Amos odłożył gałąź świętego drzewa i wziął z dłoni pomocnika niewielkie naczynie wypełnione jakąś cieczą. Arcykapłan zanurzył palec w miseczce i jej zawartością namaścił nasze czoła. Kiedy to uczynił do moich nozdrzy dotarł intensywny zapach róż, szybko wywnioskowałem, że do namaszczenia posłużył olejek różany. Po złożeniu przysięgi nadszedł czas na modlitwę do bogów by pobłogosławili nasz związek.
- Eshano, bogini miłości! Pobłogosław związek Vlada i Rose, obdarz ich miłością i wiecznym szczęściem! Niech płomienna miłość jaką połączyłaś tą dwójkę niech nigdy się nie wypala ale bucha wciąż nowym żarem! - po odmówieniu pierwszej modlitwy Amos wrzucił do rytualnego ognia bukiet czerwonych róż, którymi najpierw dotknął naszych twarzy.
- Pariso, bogini rodziny! Wejrzyj na rodzinę Vlada i Rose i obdarz ich swoim błogosławieństwem! Niech w ich domu nigdy nie brakuje radości i śmiechu potomków! Odsuń od nich wszelkie troski i pomóż im stworzyć szczęśliwy związek, obdarz ich potomstwem licznym jak gwiazdy na niebie!- modlitwa do bogini rodziny zakończyła się spaleniem w ofierze małej figurki lwa, którą oboje ucałowaliśmy. Figurka miała symbolizować nasze przyszłe potomstwo i rodzinę, którą razem stworzymy.
- Ameyo bogini drogi! Poprowadź Vlada i Rose ścieżką którą od dziś wspólnie będą kroczyć! Nie dozwól im schodzić na manowce, prowadź ich prostą ścieżką ku wspaniałej, świetlanej przyszłości!- kapłan wziął z ołtarza trzy pióra: jedno białe, drugie brązowe i trzecie czarne, po czym dotknął nimi naszych czół. Pióra pochodziły od świętego orła bogini i były najwyższą formą ofiary.
- Fidem bogini przysięgi! Zechciej wejrzeć na tą dwójkę i obdarz ich swą łaską! Usłysz złożoną przez nich przysięgę i dodaj im sił by mogli ją gorliwie wypełniać!- Amos w ofiarnym ogniu spalił pióro białego łabędzia, ptaka poświęconego Fidem.
- Geo bogini ziemi! Obdarz tą dwójkę swoją siłą i zapewnij im dostatek! Niech nigdy nie zabraknie w ich domu chleba, który jest twoim najdoskonalszym darem dla nas! - kapłan przełamał na pół mały bochenek chleba i częścią nakarmił najpierw Rose a później mnie. Reszta chleba stała się ofiarą dla bogini ziemi.
- Noctemie i Lunam bóstwa nocy! Otulcie swym płaszczem wspólne noce Vlada i Rose by razem zaznawali szczęścia i radości. Dajcie im nocny spokój kochanków by wspólnie w uświęconej ciemności mogli płodzić potomków! - Arcykapłan uniósł w górę błyszczącą tkaninę i kolorze nocnego nieba i przykrył nią najpierw głowę mojej ukochanej a następnie moją. Po wykonaniu tej czynności złożył chustę i cisnął ją w płomienie.
- Solusie i Hodie bóstwa dnia! Obdarzcie Vlada i Rose ciepłem słońca i radością dnia! Niech ich wspólne życie upłynie pod znakiem ciepła i nic nie mąci ich wspólnych chwil.- tym razem chusta, którą przykryto nasze głowy była w ciepłym kolorze złota. Ona również stała się ofiarą dla bogów.
- Vashkartzenie boże wojny! Obdarz Vlada i Rose siłą i wiernością. Niech Vlad zyska siłę, która pozwoli mu chronić Rose od wszelkich niebezpieczeństw. Niech ich małżeństwo uniknie domowych waśni i będzie równie zgodne jak twoje i Eshany! - Amos wziął z ołtarza około dwudziesto centymetrowy miecz i podsunął go pod moje usta. Złożyłem pocałunek na zimnym metalu cały czas patrząc w oczy ukochanej a po chwili to samo uczyniła również Rose. Amos skłonił się przed ołtarzem a następnie miecz powędrował w ślady wcześniejszych przedmiotów.
- Hastinie boże zdrowia! Niech twoja łaska zstąpi na Vlada i Rose! Podaruj im zdrowie i długie życie! Niech nie dotyka ich choroba, niech ich potomstwo będzie silne i wolne od chorób!- Hastin przyjmował ofiary w różnych formach, jednak najczęściej stosowaną ofiarą był fragment poroża daniela mezopotamskiego skropiony krwią osoby proszącej o pomoc. Krwi jednak nigdy nie pozyskiwano w czasie ceremonii, zazwyczaj robiono to dużo wcześniej. Również i teraz ofiara była już przygotowana i jedyną rzeczą jaką należało zrobić było wrzucenie jej do ognia.
- Fareeshach bogini przeznaczenia! Ty złączyłaś losy Vlada i Rose! Wejrzyj na nich i pobłogosław im! Obdarz ich losem szczęśliwym i wolnym od trosk.- jako ofiarę dla bogini przygotowano gałęzie bluszczu, który to symbolizował nasz los.
- Manasie boże mrozu! Obdarz swą opiekę córę Północy i jej małżonka! Niech w ich relację nigdy nie wkrada się chłód!- ofiarą dla mroźnego boga zajął się osobiście ojciec Rose. Ofiarą dla Manasa stała się bryła lodu z znajdującą się w jej wnętrzu różą. Kapłan ostrożnie, żeby nie wypuścić śliskiego przedmiotu z rąk, podszedł do świętego ognia i wrzucił do niego bryłę. Płomienie na moment przygasły i zaskwierczały ale szybko wróciły do wcześniejszego stanu.
- Bastet bogini radości! Tchnij swój dar w związek Vlada i Rose by nigdy nie zabrakło im szczęścia i radości! Niech zawsze na ich twarzach gości uśmiech!- w ofiarne płomienie trafił jakiś instrument ale nie zauważyłem jaki. Coraz bardziej zaczynała mnie już męczyć ta ceremonia, chciałem już oficjalnie wziąć w ramiona Rose i ją do siebie przytulić.
- Taline bogini wiatru! Wejrzyj swym przychylnym wzrokiem na tą dwójkę młodych! Niech twój wiatr będzie im przychylny i nigdy nie wiał im w twarz!- Amos rzucił w płomienie garść nasion a już zacząłem odliczać. Jeszcze tylko dziewięć modlitw i ofiar.
- Aquo bogini wody! Ugaś pragnienie swych dzieci! Niech w ich życiu nigdy nie zabraknie życiodajnego napoju! - syk parującej, ofiarnej wody sprowadził mnie na ziemię. Wpatrując się w oczy Rose zupełnie traciłem grunt pod nogami i tonąłem w nich.
- Devenie boże przepraw! Spraw by przeprawa, jaką jest dzisiejsza ceremonia i późniejsze wspólne życie była dla Vlada i Rose wspaniałą przygodą!- kątem oka dostrzegłem jak Amos wrzucił w płomienie drewnianą łódkę, która była symbolem boga.
- Shaanie boże wina! Spraw by wspólne życie tej młodej pary było równie słodkie i upajające jak wino, którego smakiem obdarzyłeś śmiertelnych.- arcykapłan uśmiechnął się do nas, po czym wziął z ołtarza kielich napełniony winem i przyłożył go do ust najpierw moich potem Rose. Każde z nas wypiło niewielki łyk trunku a później stary lew wylał jego resztę w płomienie.
- Apedemaku boże księżyca! Oświetl ciemności życia Vlada i Rose by nigdy nie musieli oni kroczyć przez bezdenne mroki nocy!- ofiarą dla Apedemaka stał się wyrzeźbiony w drewnie księżyc.
- Tefnut bogini zachodu! Spójrz łaskawie na Vlada i Rose! Niech ich wspólne życie będzie długie i radosne a jego zachód spokojny i odległy!- błagam, niech to się już kończy. Miałem dość tych modlitw. Ja rozumiem, że trzeba złożyć ofiary i pomodlić się do niemal wszystkich bogów ale czy to na prawdę musi tyle trwać?
- Orientis bogini wschodu! Opiekuj się tym dopiero wschodzącym związkiem! Niech przetrwa on pod twoją opieką wiele, szczęśliwych lat!- jeszcze tylko trzy modlitwy i później poleci już z górki.
- Menhit bogini gwiazd! Bądź przewodniczką dla Vlada i Rose i tak jak twoje gwiazdy wskazują drogę podróżnym tak ty wskaż ją tej dwójce.- Rose uśmiechnęła się do mnie i bezgłośnie powiedziała: "już niedługo, wytrzymaj". Widziała to, jak bardzo mam już dość tej ceremonii. Nigdy nie miałem nic przeciwko religii i bogom, do świątyni lubię przychodzić bo dzięki temu się wyciszam i uspokajam ale no czy ślub musi trwać tak długo?
- Yasmin bogini życia, pierwsza matko, królowo bogów! Obdarz Rose swoją łaską! Niech stanie się oddaną żoną, matką i królową na twój wzór! Otocz ją swoją boską opieką i nie szczędź jej swych łask!- już wkrótce koniec! Amos wrzucił do ognia gałąź z kwiatami wiśni i cicho odetchnął. On najwyraźniej też miał już dość tej ceremonii.
- Kishanie boże ognia, królu bogów! Pobłogosław Vlada i podaruj mu swoją łaskę! Daj mu siłę swego ognia, by mógł stać się silnym mężem, ojcem i potężnym królem. Otocz go swą opieką i tchnij w jego żyły swój święty ogień!- ostatnia ofiara, już się cieszyłem. Arcykapłan uśmiechnął się i wrzucił do ognia amulet z opalem ognistym. Płomienie buchnęły wysoko w górę.
- Bogowie wysłuchali naszych modlitw i przyjęli ofiary!- kapłan podszedł do mnie i Rose po czym powtórnie nas okadził i pokropił wodą różaną. Minęła chwila materiał, którym do tej pory były otoczone nasze złączone nasze ręce w końcu został rozwiązany i położony na ołtarzu. Moje dłonie były spocone, Rose też, nie wiedziałem jednak czy to ze stresu czy tylko dlatego, że ta wstęga strasznie grzała. Teraz przyszedł czas na ostatnią część ceremonii. Kapłan pomagający Amosowi podszedł do ołtarza i przyniósł z niego poduszeczkę, na której leżały dwie obrączki. Arcykapłan wziął poduszkę od swojego pomocnika i podszedł z nią do nas. Wziąłem drżącą ręką jedną obrączkę i uniosłem dłoń Rose.
- Rosalie przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości, szczerości i wierności.- powiedziałem wkładając złoty pierścień na jej palec.
- Vladzie przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości, szczerości i wierności.- moja, już za kilka chwil pełnoprawna żona, uśmiechnęła się promiennie i wsunęła obręcz na mój palec.
- Ogłaszam was mężem i żoną! Vlad możesz pocałować pannę młodą.- powiedział stary lew a ja nie czekając ani chwili zbliżyłem się do niej i uniosłem niemal przezroczysty woal zakrywający jej twarz. Objąłem w talii moją ukochaną a ona zarzuciła mi ręce na szyje. Wtedy właśnie pierwszy raz pocałowaliśmy się już jako pełnoprawne małżeństwo.
- Wiwat młodej parze!- krzyknął jeden z gości a inni się do niego dołączyli. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i odwróciliśmy się w kierunku zgromadzonych w świątyni ludzi. Spojrzałem na siedzących w pierwszym rzędzie rodziców moich oraz Rose i mojego dziadka. Nasze matki płakały, ojcowie trzymali je w ramionach a dziadek uśmiechał się promiennie mimo, że po jego policzkach również płynęły strumienie łez. Wszyscy powoli zaczęli opuszczać wnętrze świątyni by wziąć udział w procesji do zamku. Ja i Rose wyszliśmy niemal na samym końcu, za nami szedł jeszcze orszak druhen i drużbów. Wychodząc zostaliśmy obsypani ziarnami ryżu i płatkami róż. Wśród otaczających nas ludzi byli nie tylko zagraniczni władcy i dygnitarze czy arystokraci ale też zwykli poddani, którzy też wyglądali na szczęśliwych.
- Niech żyje młoda para! Wiwat księciu Vladowi i księżnej Rosalie! Niech bogowie błogosławią rodzinę królewską!- zewsząd dobiegały nas radosne okrzyki. Po jakimś czasie doszliśmy w końcu do karety. Wujek Sorci pomógł wejść do niej żonie a później również ciotce Lunaver. Kiedy wszyscy już zajęli swoje miejsca dał znać stangretowi, a konie ruszyły. W powozie na za nami jechali nasi rodzice i mój dziadek a w kolejnych drużbowie wraz z druhnami. Przez całą drogę uśmiechaliśmy się z Rose szeroko ze szczęścia i trzymaliśmy się za ręce. W pewnym momencie moja towarzyszka dostrzegła kogoś w tłumie i pociągnęła mnie lekko za rękę. Zgodnie z tradycją podczas naszego ślubu mieliśmy prawo wybrać spośród poddanych trzy osoby, które otrzymają szlachectwo: jedną wybierała panna młoda, drugą pan młody a trzecią wspólnie.
- Widzisz tą starszą kobietę? Chciałabym, żeby jedną z wybranych była ona.- kiwnąłem głową i spojrzałem we wskazanym przez nią kierunku. Od razu dostrzegłem jedyną starszą kobietę pośród tłumu młodych. Z jej oczu płynęły strumieniami łzy, mimo że cały czas się uśmiechała. Dałem znać wujkowi, który zatrzymał karetę i podszedł do kobiety. Założył jej na szyję naszyjnik z kryształów górskich i poprowadził ją do powozu, w którym siedzieli nasi rodzice. Zatrzymywaliśmy się jeszcze dwa razy. Wybrany przeze mnie został wielki jak dąb mężczyzna, który jako jedyny klęczał i głośno modlił się za naszą pomyślność. Jako jedyny był ubrany w łachmany, więc domyśliłem się, że był niewolnikiem jakiegoś bogacza. Handel ludźmi był w Valahii zakazany już od dawna ale niektórzy arystokraci nie stosowali się do zakazu. Na samym końcu drogi, tuż przed bramą wjazdową na dziedziniec do starszej kobiety i byłego niewolnika dołączyła mała sierota. Dziewczynka niemal wbiegła pod koła wozu by móc osobiście złożyć nam życzenia. Razem z Rose postanowiliśmy, że trafi ona pod opiekę mojego dziadka a gdy dorośnie dostanie tytuł szlachecki. Wysiedliśmy z powozu i prowadzeni przez Sorciego i Lunaver udaliśmy się do zamku. Stanęliśmy na schodach i oczekiwaliśmy na niespodziankę, którą przygotował dla nas wujek Sorci. Nie mogłem wyjść z podziwu, kiedy okazało się, że druhny i drużbowie nauczyli się końskiego kadryla. Wyglądało to niesamowicie. Przeszliśmy przez przystrojone kwiatami korytarze do sali balowej, gdzie rodzice powitali nas chlebem i solą. Sala balowa powoli się wypełniała, wszyscy podchodzili najpierw do tablicy, na której wisiał przydział miejsc a następnie do stołów z szampanem skąd każdy brał jeden kieliszek i udawał się na swoje miejsce co uczyniliśmy również ja i Rose. Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca wstał ojciec Rose by wygłosić pierwszy toast.
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz