- Kreatury pojawiły się jakoś w zeszłym tygodniu. Najpierw przyszedł jeden, w następnych dniach pojawiało się ich coraz więcej. Zeszłej nocy pod moim domem była ich z trzydziestka- odparłam, podziwiając rośliny kwitnące w zamkowych ogrodach.- Jeden mnie zaatakował, ale poradziłam sobie z nim.
- Rozumiem- samiec kiwnął głową.
Wyglądał na bardzo zamyślonego, jego beznamiętny wzrok utkwiony był w pustej przestrzeni przed nami. Nie chciałam wyrywać go z tego stanu, więc podążałam za nim, wciąż rozglądając się po ogrodzie. Dałabym wszystko, by móc mieć tak piękne rośliny za swoim domem, jednak w Puszczy wszystko rozrastało się tak chaotycznie, że nie dało się tego opanować w żaden sposób.
- Panie, jesteśmy gotowi do drogi- z tyłu rozległ się głos jednego ze strażników.
Samiec w ułamku sekundy otrząsnął się ze swojego transu i odwrócił się szybko. Ucisk na mojej dłoni delikatnie się wzmógł i władca pociągnął mnie w stronę pałacu. Przeszliśmy szybko przez kilka komnat, każda była tak piękna i pełna przepychu, jak można było się spodziewać.
Kiedy wyszliśmy z budynku, czekał już na nas cały oddział wojowników oraz pomocników króla w swoich futrzastych, człekokształtnych postaciach. Naliczyłam dwudziestu uzbrojonych samców, między nimi dostrzegłam syna króla- Mihneę, oraz jego wnuka, Vlada IV. Oprócz tego wyczułam dwie postacie, od których bił zapach mocnej many. Była to dwójka całkowicie czarnych lwów, lwica była dosyć mocno wystrojona, zaś lew miał na swoim pysku czaszkę bliżej nieokreślonego stworzenia.
Kiedy władca puścił moją rękę, natychmiast przyjęłam swoją lwią formę. Nie istniała dla mnie postać pośrednia. Przebiegłam szybko na początek grupy i przyjrzałam się wszystkim uważnie. W zupełności wystarczyłaby mała garstka tych wszystkich lwów, ale nie śmiałam zarzucić tego królowi.
- Dal ultrinnan ulu el'inssrigg*- rzuciłam na tyle głośno, by wszyscy to usłyszeli i uśmiechnęłam się, kiedy dostrzegłam, że nikt nie zrozumiał moich słów.
Truchtałam kilka metrów przed całą grupą, co jakiś czas oglądając się na nich, czy nikt się nie zgubił. Wybrałam drogę przez lasy, okrężna podróż zajęłaby nam trzy razy dłużej, a między drzewami zawsze łatwo zgubić szlak. Dobrze, że trafiłam do zamku wczesnym rankiem, inaczej nie zdążylibyśmy dotrzeć na miejsce przed świtem, a tak trafimy w moment idealnie po zmroku, kiedy te podłe stwory pojawiały się pod moim domem. Chciałam mieć już ten problem z głowy, żeby wrócić do swojego normalnego życia i nocnych polowań.
- Ssussun- szepnęłam tuż przed przekroczeniem granicy mrocznego lasu.
Zaklęcie to odganiało tutejsze duchy, zapewniając je o braku problemów. Było bardzo potrzebne dla tych, którzy nie byli pod opieką Yasmin i miewali problemy z tutejszymi stworami. Magiczna aura objęła wszystkich, którzy podążali za mną.
Po jakiś dziesięciu minutach dotarliśmy do mojej chatki, zbudowanej z ciemnego hebanowego drewna. W środku jak zawsze tliły się świece, które dzięki magii nie wypalały się mimo upływu czasu.
Zgodnie z moimi przewidzeniami, niemal od razu usłyszeliśmy dźwięki wydawane przez te przeklęte bagiennie kreatury- coś pomiędzy rykiem, a bulgotem.
Vlad?
*Dal ultrinnan ulu el'inssrigg- Od zwycięstwa do tawerny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz