Słysząc opowieść ojca lekko się skuliłem. Teraz już wiedziałem, dlaczego to uczucie wydawało mi się znajome. Spojrzałem na ojca i mocno się w niego wtuliłem. Nie chciałem aby wracał do tak bolesnych wspomnień. Jakoś poczułem się winny, że zasmuciłem rodziców. Spojrzałem przepraszająco na wszystkich osobników, którzy aktualnie byli w komnacie.
- Przepraszam, że jestem taki beznadziejny. - wyszeptałem. Te niektóre obelgi od innych lwów na zamku teraz zaczynały mieć sens. Widocznie naprawdę nie powinienem się urodzić.
- Nawet nie myśl, że jesteś beznadziejny. - powiedzieli zgodnie rodzice. To wywołało u mnie tylko kolejny potok słów. Miło z ich strony, że tak uważali. Ja jakoś jednak nie potrafiłem tak teraz myśleć.
- Nigdy nie mogłabym nawet marzyć o takim synu, myślałam, że będę w stanie wydać na świat tylko wojowników a ty urodziłeś się tak piękny, tak dobry, że jesteś moim małym cudem... Tak samo jak każde z moich dzieci, wszyscy jesteście moimi cudami. - powiedziała Kalinda mocno mnie przytulając.
- Jesteś księciem i moim synem, niezależnie od tego jaki jesteś to kocham Cię bo po prostu jesteś i żyjesz... - dodał po chwili ojciec. Trwaliśmy tak jeszce przez jakiś czas w uścisku. Rodzice jednak musieli zająć się swoimi sprawami. Tak więc zostawili mnie pod opieką mojego brata. Spojrzałem niepewnie na niego smutnymi oczami.
- Vlad czy z moją psychiką jest coś nie tak? - spytałem mając na myśli słowa ojca o tym, że najpewniej był to atak.
>Vladzio?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz