- Nie umrzesz Lucek, nie pozwolę na to.- powiedziałem i złapałem go pod ramię po czym poprowadziłem ostrożnie przez korytarze aż do jego komnaty. Posadziłem go na łóżku po czym usiadłem obok.
- Jak się czujesz?- zapytałem cicho spoglądając na niego niepewnie. To wszystko moja wina, gdybym go nie ciągnął do tych durnych tuneli nic by się nie stało. W tym samym momencie do komnaty wszedł ojciec. Mimo naszej początkowej niechęci opowiedzieliśmy mu co się stało. Wtedy usiadł obok Lucka i przytulił go mocno.
- Lucuś... Tam nikogo nie było... Chyba... Nie wiem co to było, pewnie miałeś jakiś atak... Widzicie... Kiedy się urodziliście lekarz asystujący przy porodzie waszej matki uznał, że mój najmłodszy syn nie jest godny miana książęcego syna i... i go udusił... Byłeś martwy Lucuś... Dziadek Vlad przywrócił Ci życie i odkrył co się stało... Skazał tego lekarza na śmierć... Nie chcieliśmy wam mówić... Ale chyba to co się wtedy stało ma swoje skutki teraz...- powiedział ojciec, a w czasie kiedy to mówił z jego oczu wypływały łzy, które moczyły futro mojego brata. Po chwili w komnacie pojawiła się matka, która nie pytała o nic a jedynie usiadła i objęła swojego najmłodszego syna.
<Lucek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz