Trzymałem właśnie w ręce dojść ciężki miecz, a przede mną stał ćwiczebny manekin. Za nim natomiast stał mój ojciec. Byłem już zmęczony tym treningiem przez co po prostu upuściłem narzędzie na ziemię, a to wydało cichy lecz nieprzyjemny huk.
- Izaya powinieneś ćwiczyć, aby zostać wojownikiem. - powiedział Mircza. Spojrzałem na niego z delikatnym mordem w oczach.
- Ojcze kiedy wreszcie zrozumiecie, że nie zamierzam nim być. - powiedziałem spokojnie patrząc w jego oczy. Jego tętno delikatnie przyspieszyło. Najwidoczniej lekko denerwowało go, że nadal się opieram tej jego decyzji. Postanowiłem wyjść z sali treningowej pomimo tego, że coś do mnie jeszcze mówił. Ruszyłem w stronę ogrodu z nadzieją, że będą tam lwy do poobserwowania. A może i nawet do pogadania z nimi. Jedynym minusem był fakt, że cały czas słyszałem to cholerne tętno osób dookoła mnie. Kiedy już byłem w ogrodzie w tłumie krzaków wypatrzyłem parę służących no i dziadka.
- Witaj Vlad, też uciekasz od obowiązków? - spytałem zachodząc go od tyłu i lekko się uśmiechając. Ten lekko podskoczył, najpewniej dlatego że się mnie nie spodziewał. Wszak już od dawna o tej porze codziennie trenowałem z ojcem. Po chwili jednak starszy lew, a zarazem król obrócił się w moją stronę.
> Dziadku? <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz