Na pytanie dziadka odnośnie treningów pokiwałem twierdząco głową. Natomiast wyjazd bardzo mnie zaciekawił.
- Z wielką chęcią. Zawsze to nowe osoby i miejsca do poznania. - powiedziałem z wielką ochotą. Przy dziadku i tak nie miałem co jej ukrywać. Za dobrze mnie znał, oj o wiele za dobrze. Jednak jemu ufałem czasem bardziej niż rodzicą. A w kwestii rodziców, zauważyłem obydwóch zbliżających w naszą stronę.
- Izaya zadajesz sobie sprawę, że nie odchodzi się jak ktoś coś mówi. - usłyszałem szorstki ton matki, kiedy była już kawałek od nas. Spojrzałem błagalnie na dziadka. Niech mi ktoś powie czemu to mnie upatrzyli na Wojownika, kompletnie nie mam drygu do walki tak ciężkim narzędziem. Po drugie o wiele bardziej lubiłem rozmawiać z innymi, aniżeli się z nimi tłuc. Co prawda umiałem posługiwać się wszelkiej maści nożami jednak nie po to aby iść na wojnę. Wolałem robić coś samemu, bez rozkazów nade mną. A najlepiej związanego z rozmowami, dlatego tak bardzo ciągnęło mnie na tą wyprawę delegacyjną. Vlad wszysto wyjaśnił Mirczy i Iseult, a ci po chwili kręcenia nosami zgodzili się abym pojechał. Dwa dni później spotkałem się z dziadkiem na dziedzińcu gotowy do drogi. Rodzice oczywiście nie zamierzali dać mi spokoju i przez czas jaki jeszcze byłem na zamku dojść mocno przycisnęli mnie w kwestii treningów.
- Moja ludzka forma nie będzie problemem? - spytałem dziadka. Wolałem wiedzieć czy mogę sobie na nią pozwolić, wszak nie chce ich urazić swoją postawą.
>Dziadku?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz