Kończyłam lekcje sztuki z kociętami z uśmiechem, jak zawsze. Lubiłam uczyć i zawsze mnie to fascynowało. Wychowywałam się w domu z małymi dzieciakami, więc trudno, abym nie czerpała przyjemności z bycia nauczycielką. Staram się, aby te lekcje były jak najbardziej fascynujące i pewnie czasem mi się to nawet udaje, sądząc po aktywności lwiąt.
Uczniowie wyszli z sali, a ja jeszcze chwilę w niej zostałam, aby w spokoju uporządkować wszystko, co było mi potrzebne, aby zobrazować to co mówię. Przekładanie kartek z miejsca na miejsce, może nie jest zbyt fascynującą rzeczą, lecz niezwykle cenię sobie, kiedy mam wszystko pod ręką i nie muszę tego w panice później szukać. Lecz wszystko to, co trzymałam w rękach wypadło z nich, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, a raczej dźwięk informujący, że ktoś tu jest. Popatrzyłam w stronę źródła dźwięku i zorientowałam się, że to król Vlad III we własnej osobie. Skłoniłam się lekko, na znak szacunku.
- Witaj panie, co cię sprowadza? - zaczęłam temat, natychmiast odkładając i na szybko porządkując wszystkie rzeczy, aby nie wyglądało to niechlujnie.
- Chciałem się jedynie zapytać jak radzisz sobie w stolicy, jak ci się tu żyje - odpowiedział uśmiechając się lekko, co po chwili odwzajemniłam, opuszczając ramiona swobodnie wzdłuż ciała.
- Na pewno o wiele lepiej niż w mieście barona, tego jestem pewna. Wszyscy są tu niezwykle życzliwi, no i nie mam wiecznych problemów z podatkami i utrzymaniem rodziny - odrzekłam w pewnym momencie przewracając oczami, aby podkreślić dramatyzm mojej sytuacji, kiedy jeszcze byłam pod władzą barona - Dziękuję za troskę, panie - dodałam, kiedy przez kilka następnych sekund król Vlad III nie odpowiedział.
<Vlad III?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz