poniedziałek, 6 maja 2019

Od Vlada IV Kwiat północy

Brałem udział w kolejnej arcynudnej lekcji w wykonaniu pani profesor Americi Shindler. Niby powinienem się cieszyć bo nie musiałem grzebać z ojcem i dziadkiem w stertach papierów i dokumentów. Obaj uważali, że jest to zajęcie nudne i bardzo nużące więc zazwyczaj zwalniali mnie z obowiązku pomagania im. Mimo wszystko jednak o wiele bardziej wolałbym siedzieć w gabinecie dziadka przy układaniu papierów, słuchaniu wrednych dyplomatów, pisaniu tysięcy listów i uczeniu się milionów nazw państw, imion władców i stosunków panujących między naszymi państwami niż po raz już dziesiąty słuchać o rozmnażaniu bezpłciowym jednokomórkowców. Nie mam nic przeciwko biologii ani nauce w szkole jednak jako że ojciec zatrudnił dla nas najlepszą guwernantkę w królestwie gdy byliśmy dziećmi, to obecnie po przejściu przez ręce panny Leontiny Vaduvy, niewiele było rzeczy, których nie wiedzieliśmy. Moja dawna guwernantka, z którą notabene wciąż mam lekcje, bardzo przykładała wagę do odpowiedniej edukacji, była bardzo wymagająca i nie znała całego wachlarza słów takich jak: nie wiem, nie potrafię, nie chcę, nie dam rady, nie muszę oraz wielu innych, których również i ja już nie pamiętam. W tej chwili również dla mnie wszystko jest możliwe. Wracając jednak do tej jakże nudnej lekcji. Panna Shindler właśnie opowiadała nam o tym, jak rozpoznawać poszczególne rodzaje grzybów, co czyniła już trzeci raz, a trzeba przyznać że mówiła tak monotonnym i jednostajnym głosem, że większość uczniów była już właściwie bliska zaśnięcia, gdy do sali wszedł jeden z królewskich gwardzistów. Ukłonił się on nieco naszej nauczycielce po czym skierował swój wzrok na mnie.
- Książę Vlad jest proszony o natychmiastowe udanie się ze mną do gabinetu jego dziadka.- powiedział po czym spojrzał wyczekująco na naszą nauczycielkę, która niemal nie zauważyła jego wejścia i wciąż kontynuowała swój wykład.
- Niech idzie.- powiedziała pani Shindler po czym wróciła do opowiadania. Ja tymczasem wstałem z krzesła i niemal biegiem wyszedłem z klasy po czym razem z gwardzistą ruszyłem do gabinetu dziadka. Kiedy tam dotarłem jeszcze przed wejściem usłyszałem dobiegający z niego głośny śmiech kilku osób, wśród których były co najmniej dwie przedstawicielki płci pięknej. Kiedy wszedłem do środka moim oczom ukazali się mój dziadek, który siedział na swoim fotelu opierając nogi o biurko, czego nigdy nie robił, ojciec siedział na stoliku i dyndał sobie nogami przytulając do siebie moją matkę i Ajabu. Był to dla mnie dziwny widok, zwłaszcza, że nigdy nie widziałem ich w tak sielskiej i luźnej atmosferze.
- O Vlad. W końcu jesteś.- powiedział ojciec i uśmiechnął się lekko po czym zeskoczył ze stołu i podszedł do dziadka.
- Synu postanowiliśmy wysłać Cię na północ, do Neda i Rin Starków. Powinieneś spędzić tam nieco czasu by poznać swoje królewsko a poza tym spędziłbyś nieco czasu z Rose.- powiedział ojciec dość mocno akcentując ostatnie kilka słów.
- Dobrze, tylko, że bez Lucka nie jadę.- powiedziałem na co dziadek skinął głową i uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie, że nie jedziesz. Lucek jedzie z tobą.- odpowiedział po czym spojrzał na mnie. Ja tymczasem ukłoniłem się i pobiegłem do komnaty brata.
- Lucek pakuj się. Rodzice wysyłają nas na północ żebyśmy się czegoś tam nauczyli.- powiedziałem i usiadłem na jego łóżku.
<Lucek?>
Jak możesz to opisz pakowanie się itd, ja wezmę podróż a później opko dostanie Rose

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz