piątek, 10 maja 2019

Od Exana cd Ariannae



Słońce zesłało swe parzące promienie, a gdyby dodać do tego moje czarne włosy, ciemne futro oraz czarny płaszcz, zarzucony na ramiona przyprawiało mnie o nadmierny gorąc. Westchnąłem cicho, przemierzając ścieżką wytyczoną przez las, który spowijał cień baldachimów drzew, skrywając w sobie wielkie tajemnice. Poczułem, jak łagodne powietrze dostarcza mi dużo drogocennego tlenu, wypełnia moje płuca, poza tym czule mierzwił moją grzywę. Cisza. Cisza naturalnie występująca w naturze, od czasu do czasu, przerywana przez ptaki, wypełniając ją swoim pięknym śpiewem.

Zanurzając się głębiej w las, myślami kroczyłem gdzieś indziej. Gdzieś do odległego zakątku świata, gdzie znajduje się mój dom. Nadal nie mogę zapomnieć jego ciepła, kojącego głosu matki i denerwujące krzyki brata. Tęskno mi bardzo, ale... to wola mojego pana ojca, który postanowił zrobić ze mnie samodzielnego lwa. Bez rodzinnego skrzydła, musiałem polegać na swej intuicji oraz zmysłom.
Przyznam, że trochę brakuje mi krzyków żołnierzy mojego ojca, codzienna lekcja walki rozpoczynana i kończąca się szczękiem stali oraz okrzyków wojennych- ciągle docierały do mnie w komnacie, przez otwarty balkon, gdy przesiadywałem nad książkami. Zawsze wtedy podbiegałem do balkonu, aby spojrzeć na dziedziniec, gdzie ustawiali się żołnierze. Czekali, aż dowódca wybierze kogoś, kto nieźle sprawował się podczas treningu.
Na tle ich powiewających peleryn na czarnym tle widniał biały kruk... tego samego kruka dotknąłem klamry swego płaszcza.
Błądząc w odmętach swych wspomnień, nie zauważyłem, gdzie zmierzam, aż potknąłem się o wystający korzeń. Runąłem jak długi o ziemię. Ciszę przerwał gwałtowny dźwięk zbliżającego się znienacka jakiejś tajemniczej postaci. Biała postać uderzyła we mnie z ogromną siłą, potykając się o mnie. Już miałem skarcić pomyleńca coś w stylu "Patrz, jak łazisz" albo "Gdzie ty masz oczy!" Lecz gdy zilustrowałem wzrokiem napotkaną osobę, zorientowałem się, że to lwica. Bardzo znajoma mi z wyglądu piękna lwica....
Powstałem i przyjrzałem się jej bliżej. Znam ją... Czas wywietrzył mi o niej pamięć, ale skrawki z przeszłości zaczęły przybierać bardziej kolorystyczny wygląd.

- Ariannae!- wykrzyknąłem to, jak kociak na widok jakiegoś niewyobrażalnego szczęścia. Ariannae przez chwilę wpatrywała się we mnie lekko zdziwionym wzrokiem, ale i jej zaczęło jej się coś przypominać. Zrobiłem kilka kroków, swoją masywną łapą przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Ariannae wtuliła głowę w moją grzywę, jak mały kociak, któremu dano delikatną poduszkę.

- Exan, nie sądziłam, że cię tutaj spotkam- powiedziała stęsknionym głosem. Nie odpowiedziałem, położyłem łapę na jej grzbiecie i zacząłem nią jeździć czule, jak to się robi przy objęciach. Ona odpłaciła się tym samym.

- Co ty tutaj robisz?- pyta szczęśliwa.

- Mieszkam tutaj, w zamku mego ojca nie mam czego szukać.

- Przykro mi, ale przynajmniej nie będziemy słuchać reprymend naszych rodziców, za to, że się teraz możemy spotykać, od rana do wieczora.

- Przyjaciele na wieki?- przypomniałem jej nasze motto.

- Tak, przyjaciele na wieki.

Złączyliśmy się jeszcze raz w mocnym objęciu, czując intensywny i miły zapach, jaki wydzielała Ariannae, wzbudził we mnie poczucie, że pieści mój nos. 
- A tak a propos, to, co robiłaś, po tym, jak się rozstaliśmy?

<Ariannae?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz