Pakowanie nie zajęło nam dużo czasu, w gruncie rzeczy to byliśmy gotowi już po dwudziestu minutach. Ojciec i dziadek podjęli decyzję, że pojedziemy konno i nie będziemy korzystać z teleportów. Droga była przez to znacznie dłuższa i bardziej uciążliwa ale dzięki temu mogliśmy zobaczyć większą część naszego królestwa. W sumie na końskich grzbietach spędziliśmy około dwóch tygodni. W końcu jednak dotarliśmy do stolicy namiestnictwa - Winterfell. Pierwszą osobą, która nas powitała na północy była adoptowana córka namiestników - Rose. Jako pierwszego przywitała Lucka, którego mocno przytuliła po czym skierowała się w moim kierunku i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Tak się cieszę, że przyjechaliście.- powiedziała po czym cmoknęła mnie w policzek a ja zarumieniłem się lekko.
- Ciebie też miło wiedzieć Rose.- powiedziałem uśmiechając się do niej szeroko.
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz