Niedługo po tym, jak zaatakowała nas przywódczyni klanu pojawiła się jego reszta. Spojrzałem na nadciągające lwy i uśmiechnąłem się lekko po czym wytężyłem umysł i uwolniłem moją moc. Wszyscy zabójcy momentalnie się zatrzymali i skamienieli ze strachu. Wysłałem do Iseult mentalnie pytanie i otrzymałem jako odpowiedź jedno słowo: "Zabij". Od razu ruszyłem do dzieła. Wybierałem swoje ofiary na chybił trafił po czym wyrywałem im krtanie, sprawiając, że szybko stawały się nieprzydatne do dalszej walki. W którymś momencie jednak do moich uszu dotarł damski głos...
- Mircza...- słychać w nim było paraliżujący strach ale nigdy nie byłbym w stanie pomylić go z żadnym innym.
- Synku... Przestań, to boli... Proszę Mircza... Wypuść mnie... Przecież jestem twoją matką...- powiedziała klęcząca na ziemi Menora.
- Witaj Menoro...- powiedziałem po czym zmiażdżyłem krtań mojej aktualnej ofiary i podszedłem do niej opuszczając zakrwawione łapy wzdłuż ciała.
- Puść mnie... Jestem w końcu twoją matką...- samica czuła coraz większy strach, widziałem to doskonale i rósł on z każdym moim krokiem.
- Nigdy nie byłaś moją matką... Może i mnie urodziłaś... Ale nigdy nie byłaś moją matką... Moja prawdziwa matka zginęła... Choć nie wydała mnie na świat i byłem tylko bękartem jej męża, którego mogła przecież porzucić na pastwę losu była dla mnie prawdziwą matką... A ty zasługujesz tylko na jedno...- warknąłem po czym przemieniłem się w swoją w pełni lwią postać i rzuciłem się na matkę rozszarpując jej ciało na kawałki i nurzając się w jej krwi. Była ostatnią członkinią klanu, który właśnie został zniszczony. Kiedy wreszcie z ciała lwicy pozostała jedynie krwawa miazga a z mojego futra ściekały stróżki ciepłej krwi opanowałem się nieco i spojrzałem na stojącą nieopodal Iseult.
<Iseult?>
Sorki, że tak długo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz