Zamek Winterfell był czymś, do czego na pewno bym wróciłam kiedy tylko miałabym taką okazję. Lecz nie spodziewałam się, że następnym razem, kiedy tu zawitam, będę brała ślub z osobą, którą kocham. Teraz, siedząc wygodnie na parapecie przy oknie w swojej nowej komnacie, czułam, że nareszcie osiągnęłam coś wręcz niemożliwego.
Czytałam książkę, co jest jedną z tych czynności, które wręcz uwielbiam. Historie bohaterów mogą być niesamowicie fascynujące, a jednocześnie bardzo bliskie naszej własnej historii. I to kocham w książkach, że można wczuwać się w bohatera i przeżywać z nim te wszystkie przygody i odczuwać te same emocje. Wpada się wtedy w trans, z którego nie chcemy się obudzić, mimo ciążących na nas obowiązków w prawdziwym świecie. Trwałam w tym transie, dopóki nie wyrwał mnie z niego dźwięk otwieranych drzwi. Instynktownie wstałam i popatrzyłam, jak się okazało, na Neda. Słyszałam jego lekko przyspieszony oddech, jakby biegł przez jakiś fragment drogi tutaj. Dopiero później zauważyłam, że na jego ręce spoczywa żywa istota, niezwykle spokojna i cicha, na tyle, że nie zdołałam jej zauważyć wcześniej. Posłałam pytające spojrzenie Nedowi, nie rozumiejąc kim jest to młode lwiątko.
- Rin... Znalazłem ją w Jaskini Manasa. Myślę, że powinniśmy ją adoptować i wychować jak naszą córkę. Co ty na to? - mówił, jakby nie wiedząc od czego ma zacząć, bo targało nim tyle sprzecznych emocji. Ja z kolei nie wiedziałam czy mam być przerażona, zaskoczona czy szczęśliwa, bo wszystko wydawało się zbyt odbiegać od mojego obecnego stanu. Książka, którą nadal trzymałam w ręce, upadła na podłogę z głośnym hukiem, otwierając się na losowej stronie - Rin? - dodał, kiedy przez dłuższy czas milczałam, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Przepraszam, ale... nie byłam przygotowana, jest to dla mnie całkowita nowość - powiedziałam szybko kiedyś tylko otrząsnęłam się z szoku. Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego skraju, chcąc sobie poukładać wszystko w głowie - Widzę, że bardzo chcesz ją zatrzymać, a ja chcę cię w tym wspierać, bez względu na wszystko, ale wyobrażam sobie tyle scenariuszy, że nie zdołałbyś ich policzyć. Kiedy do mnie przyjdzie z problemem, to jak mam pomóc, skoro czasem nie potrafię sobie sama poradzić ze swoimi? Kiedy przyjdzie że złamanym sercem, to mam opowiedzieć historię, jak to sama prawie uciekłam z Namiestnictwa, tłumiąc w sobie to, co czułam? Po prostu... boję się, że nie będę dobrą i troskliwą matką, jaką pewnie chciałbyś, żebym była. Nie zrozum mnie źle, bardzo chciałabym założyć z tobą rodzinę i się nią zaopiekować, ale obawiam się praktycznie wszystkiego - kiedy skończyłam, usłyszałam kroki w moja stronę, a potem poczułam jak Ned siada obok mnie. Automatycznie oparłam głowę o jego ramię i popatrzyłam na małą lwicę, która najprawdopodobniej stanie się członkiem naszej rodziny.
- Ja myślę, że będziesz cudowną matką - rzekł Ned, a ja podniosłam oczy, jak aby móc swobodnie patrzeć na niego. Napotkałam jego wzrok, jego kochający wzrok, od którego moje serce lekko przyspieszyło.
- Tak sądzisz? - jedyną odpowiedzią jaką otrzymałam, to kiwnięcie głową. Westchnęłam, lecz chwilę potem i tak uśmiechnęłam się radośnie - Skoro ty w to wierzysz, to chyba nie pozostaje mi nic innego, niż zrobić to samo. Nasz pomysł na imię dla tej piękności? - zapytałam, po czym obserwowałam jak Ned namyśla się, po czym ponownie kieruje wzrok na mnie.
- Rosalie Victoria Jane Stark - powiedział i popatrzył na lwicę z pewnym rodzajem tryumfu. Zrobiłam to samo, jakby chcąc ocenić czy aby na pewno to imię będzie odpowiednie.
- Trochę długie, ale pasuje do niej. Jestem pewna, że i tak będą je skracać, ale to nie zmienia faktu, że jest wręcz idealne - odrzekłam po pewnym czasie i przymknęłam oczy, chcąc jak najlepiej zapamiętać to uczucie towarzyszące tej sytuacji. Wypuściłam powietrze ze świstem, przysuwając się bliżej do Neda i, od dzisiaj, swojej adopcyjnej córki.
<Ned?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz