Z osłupieniem patrzyłam a to na Kali, a to na Mihneę. Działo się to tak szybko, że powoli wydawało mi się, że to tylko jakiś sen albo omamy. Lwica spojrzała na mnie z uśmiechem.
- To ja wam nie będę przeszkadzać. Porozmawiajcie sobie, na spokojnie - ominęła mnie wychodząc z infirmerii.
Na chwilę zapadła niezręczn cisza, jednak Mihnea przerwał ją wskazując żebym usiadła obok niego na łóżku. Zrobiłam to posłsusznie. Kiedy jednak usiadłam, wzrok wbiłam w podłogę. On uśmiechnął się lekko.
- Więc co mi powiesz? Także ci się podobam?
Zwlekał chwilę z odpowiedzią. Wzięłam głęboki oddech.
- Tak... Jednak czuje, że to trochę dziwne...
- Dlaczego?
- Nie znamy się zbyt długo. I to przyszło tak nagle... Ale nie wyczówam, żeby to było coś fałszywego czy słabego - westchnęłam cicho.
- A chciała byś tego ślubu?... - spytał niepewnie.
Pokiwałam twierdząco głową.
- A ty?... - spojrzałam w jego oczy.
Mihnei?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz