Powiedźmy sobie szczerze, że propozycja mojego nowego znajomego trochę mnie zaskoczyła, ale jak najbardziej w pozytywnym sensie. Przez chwilę miałam ochotę po prostu krzyknąć z radości, a zaraz po tym rzucić się Nedowi na szyję, ale zbyt się bałam, że zostanie to odebrane jako rzecz niewłaściwa i niepotrzebna. Dlatego jedyne co zrobiłam to uśmiechnęłam się najcieplej jak umiałam.
- Dziękuję ci bardzo, Ned! Oczywiście, chętnie z tobą pojadę, a czas nie ma tu najmniejszego znaczenia, tak sądzę. Zobaczysz, niedługo będę w pełni gotowa do drogi! Nie martw się, nie zabiorę zbyt wiele, nie chcę nikomu zawadzać moją własnością. Wezmę tylko to co konieczne - mówiłam szybko i zapewne nieskładnymi zdaniami, ale liczyłam, że mój rozmówca mnie zrozumie w pełni. On jedynie się uśmiechnął.
Resztę dnia spędziłam w towarzystwie Neda, a przynajmniej jakąś znaczną jego część. Lubiłam jego towarzystwo, a on zdawał się lubić moje. Domyślałam się, że właśnie tak jest, ponieważ... gdyby tak nie było to by chyba mnie nie zaprosił do swojej ojczyzny, prawda? Wypytywałam go o szczegóły podróży, nie kryjąc swojego entuzjazmu, a moje przesadzone reakcje na coraz to nowsze nowiny wywoływały ciepły uśmiech u mojego towarzysza, a czasem nawet zaraźliwy, dźwięczny śmiech. A sam widok tego, że wywołałam uśmiech na ustach Neda, sprawiał, że sama miałam ochotę się płakać. Ze szczęścia oczywiście.
Wieczorem, kiedy oboje mieliśmy swoje zajęcia, postanowiłam przygotować się do podróży, czyli przygotować wszystko, co będzie mi potrzebne. Nic wielkiego, jedyną oryginalną rzeczą były sztylety, które na dalsze wędrówki zabierałam ze sobą na wszelki wypadek. Czasami się zdarzało, że musiałam ich użyć, ale nie były to częste przypadki. Oprócz tego, obowiązkowym elementem moich rzeczy był owy naszyjnik, który dostałam, powiedzmy, w spadku po matce. Od razu założyłam go sobie na szyję, żeby go nie zgubić, ale kiedy popatrzyłam w lustro... poczułam się nieswojo. Nigdy go nie nosiłam, teraz jakoś odstawał ode mnie i nie pasował do mojego wyglądu. A może to tylko ja? Nie miałam nikogo innego do oceny, więc i tak zaprzestałam dalszych rozmyślań na temat siebie i tego, czy na pewno jestem godna, by nosić rzecz mojej matki. Głupota, ale jednak potrafi zasiać wątpliwości. Jednakże nie potrafiła zepsuć mojego humoru. Zadowolona położyłam się na łóżku i ułożyłam się wygodnie, aby zasnąć. Musiałam być przygotowana i fizycznie i psychicznie do wszystkiego, chociaż to przecież nie jest nic wielkiego.
~*time skip, ponieważ nic ciekawego się nie dzieje, nah*~
Moment wyjazdu przyszedł szybciej niż się spodziewałam, ale nawet to nie potrafiło zmniejszyć mojego entuzjazmu. Postanowiłam czekać na mojego towarzysza i jego ludzi przed zamkiem, bo wydawało mi się to najbardziej prawdopodobne i naturalne. Nie siedziałam w miejscu zbyt długo, bo wkrótce potem Ned przybył na miejsce mojego pobytu.
- Gotowa na wyjazd? Czy być może zrezygnowałaś w ostatnim momencie i przyszłaś poinformować mnie o swojej decyzji? - powiedział na dzień dobry, patrząc na mnie wyczekująco. Wywróciłam oczami, jakby właśnie powiedział największą głupotę na świecie.
- Jak mówiłam, jestem gotowa i nie, nie zrezygnowałam. Jak widzisz, stoję tu i niezwykle się ekscytuję, jak miałabym odmówić? - pytanie retoryczne, na które odpowiedź była oczywista. Uśmiechnęłam się do Neda, jakbym chciała jeszcze dodatkowo potwierdzić prawdziwość mych słów.
<Ned?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz