Spojrzałam na Mircze zaniepokojonym wzrokiem i cicho westchnęłam.
- Dojść dużo się wydarzyło, ale nie ma czasu na herbatkę i tłumaczenie. Mamy dojść ważną misję. Wychodzimy teraz, nie ma czasu na zwlekanie. - powiedziałam kiedy szliśmy w stronę mojej komnaty. Musiałam wsiąść porządną broń, a nie to co miałam przy sobie na co dzień.
- Dobra, za tobą nawet na koniec świata. - odpowiedział lew. Stojąc przed swoją komnatą mocno go pocałowałam. Po czym odrywając się od niego powiedziałam.
- Masz piętnaście minut kochanie. Widzimy się za bramą prowadzącą za góry. Po drodze wszystko ci wyjaśnię. - mówiąc to zniknęłam za drzwiami. W pomieszczeniu wyciągnęłam z szafy wszystko co należało do mojego starego stroju skrytobójczyni. W tym nawet trzy opaski na nogi, każda z jednym sztyletem. Był też pasek z nożami do rzucania i to sporą kolekcją. No i jak zwykle moja peleryna. Cicho westchnęłam i wyskoczyłam przez balkon. Bo dachach szło mi się jakoś szybciej, z oddali już widziałam Mircze idącego we wskazane miejsce. Jakoś cieszyło mnie, że mogę dzielić to brzemię z nim. Może będzie mnie w stanie uspokoić, gdybym wpadła w furię. Kiedy już oboje byliśmy gotowi ruszyliśmy w stronę nowo powstałego klanu. Szybko też wytłumaczyłam chłopakowi o co dokładnie chodzi no i czemu się tak tym zdenerwowałam.
>Mircza?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz