Kiedy pocałował mnie w dłoń, poczułam jak moje policzki oblewają się gorącem. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi i przez chwilę stałam nieruchomo. Szybko się otrząsnęłam i postaralam się skupić na sprzątaniu, jednak moje myśli wciąż gdzieś odlatywały... W pewnym momencie ktoś wbiegł do infirmerii ciągnąć mnie za rękę.
- Co się stało?... - zdziwona starałam się powstrzymać ciągnącą mnie osobę.
- Nie ma czasu... Wypadek... Drabiny... Bannery...
Zanim zdążyłam odpowiedzieć zaciągnął mnie do Sali Balowej. Leżała tam góra z przewróconych drabin i bannerów, które musiały spać. Spod tej kupy rzeczy kogoś wyciągano. Ku mojemu zdziwieniu był to Mihnei.
- Pielęgniarka! W końcu. Opatrz teraz księcia a ja pobiegnę po nosze! - krzyknął ktoś wymijając mnie.
Zaraz... Księcia? Przez chwilę stałam patrząc na nieprzytomnego mężczyznę.
- Na co czekasz? Do roboty! - ponownie ktoś krzyknął.
- Ja... Nic nie zrobię bez moich rzeczy... Wszystko czego potrzebuje jest w infirmerii.
Kilka osób pokręciło głowami ze złości, na szczęście pezyniesiono już nosze i ułożono na nich księcia. Szybko przeniesiono go do sali i kazano mi się nim dobrze zająć. Szybko wzięłam się do pracy oglądając go uważnie. Najbardziej oczywiście ucierpiała jego głowa... Znowu. Zdjęłam z niego wcześniej nałożone przeze mnie bandaże, które i tak zostały poprzerywane. Obmyłam jego twarz i zaczęłam rozrabiać maść na rany które pojawiły się na jego twarzy. Kiedy skończyłam, pokryłam rany obficie maścią na którą położyłam liście, dla lepszego przyswojenia. Zaczęłam poruszac lekko jego rękami, sprawdzając czy nie ma złamań.
Mihnea?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz