Jak zwykle siedziałem w swojej komnacie przy sztaludze. Cieszyło mnie, że nikt nie ciągnie mnie do nauki walki. Szczerze gardziłem przemocą i nigdy nie chce mieć z tym styczności. Wolałem spokój towarzyszący malarstwu. A jeśli o tym mowa, to mój spokój chyba właśnie się zakończył. Odwróciłem głowę od zielonej plamy, która powoli przeobrażała się w leśną polanę i spojrzałem na mojego brata. Słysząc o jego pomyśle lekko skuliłem uszu ze strachu, jednak ta komnata o której wspomniał kusiła.
- Vladzio, a jesteś pewien że ta eskapada dobrze się skończy. - spytałem cicho i niepewnie wracając do płótna. Postawiłem kilka ostatnich kresek, po czym odłożyłem brudny pędzel do kubka z wodą.
- Lucek przecież wiesz... - zaczął radośnie, na co szybko mu przerwałem.
- Że nie pozwolisz, aby coś mi się stało. Tak już to przerabialiśmy. - powiedziałem z cichym śmiechem. Co jak co, ale Vlad był mi najbliższy ze wszystkich i mu najbardziej ufałem. Szybko przebrałem brudne od farb ciuchy na coś bardziej luźniejszego i stanąłem obok brata gotowy na tą podróż. Szczerze bałem się jej i sam nigdy bym się nie porwał na coś takiego. Tak bałem się wielu rzeczy, ale jakoś nie utrudniało mi to życia.
- Odwdzięczysz mi się potem. - powiedziałem. W głowie już widziałem go w paru ciekawych pozycjach w jakich można by go było uwiecznić na płótnie. Teraz jednak będę dobrym bratem i przejdę się z nim po tych tajemniczych tunelach i komnatach. Oby rzeczywiście nic się nie wydarzyło.
>Vladzio<to
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz