środa, 17 kwietnia 2019

Od Iseult Tylko obiad?

Znudzona siedziałam na dachu jednej gospody w mieście z założonym kapturem. Nadal pamiętałam zapach krwi moich pobratymców. Nie mieliśmy wtedy szans, zapewne nawet moja córka nie uszła się z życiem. Tak naprawdę uciekłam tylko dzięki szczęściu i przypadkowi. Nigdy nie byłam dobra w otwartej walce, wszak byłam wyszkolona do zabijania z ukrycia, szybko i skutecznie. Obserwując teren zauważyłam spacerującego Mircze. W sumie ciekawe czy udałoby mi się podejść kogoś kogo znam. Bezszelestnie więc ruszyłam za nim trzymając sztylet w ręce. W ciemnej uliczce szybko podcięłam mu nogi przykładając sztylet do szyi. Po chwili jednak zostałam przerzucona przez jego ramię i przyszpilona do ziemi.
- Kto cię tak damy nauczył traktować co? - spytałam z lekkim uśmiechem na pyszczku. Ten spojrzał na mnie lekko skołowany jednak po chwili sam się zaczął śmiać.
- Ciebie Iseult do reszty powaliło? Mogłem ci przecież coś zrobić. - powiedział lew swoim opiekuńczym, ale zarazem pouczającym tonem.
- I mówisz to osobie, która przyłożyła ci sztylet do szyi. Rozsądnie. - powiedziałam powoli wstając przy jego pomocy. Sama nie wiem czemu, ale jakoś polubiłam tego osobnika. Może na pierwszy rzut oka nie przykuwał jednak skrywał w sobie wiele ciekawych rzeczy. Z lekkim uśmiechem schowałam sztylet do pochwy, po czym ponownie spojrzałam na Mircze.

> Mirczuś? <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz