Obiad zjedliśmy w jednej z lepszych gospód w zbudowanym u podnóża zamku mieście. Co prawda większość mieszkańców zamku zazwyczaj jadło posiłki w jadalni razem z rodziną królewską. Ojciec upierał się żebym też to robił i zazwyczaj byłem posłusznym synem ale raz na jakiś czas zdarzało mi się urwać. Kolejne tygodnie wyglądały podobnie: razem z Iseult wymykaliśmy się razem z zamku tuż przed obiadem by cieszyć się swoim towarzystwem na dachu gospody, gdzie gospodarz znalazł dla nas miejsce. Niestety zazwyczaj były to nasze jedyne spotkania podczas dnia: ja jako dowódca gwardii musiałem bez przerwy czuwać nad bezpieczeństwem ojca i rodziny a Iseult szkoliła skrytobójców. Tego wieczoru jednak miałem inne plany. Od razu po skończonej służbie i wyznaczeniu wart ruszyłem do ogrodu i nazbierałem bukiet maków i niezapominajek po czym ruszyłem w stronę pokoju samicy, jednak postanowiłem wejść przez inne drzwi - balkonowe. Wspiąłem się więc po porastającym ścianę zamku bluszczu i wszedłem na balkon dziewczyny po czym zapukałem do jej drzwi. Kiedy otworzyła wyciągnąłem kwiaty przed siebie.
- Czy dałaby się pani porwać? Obiecuję zwrot w jednym kawałku przed wskazaną przez panią godziną.- zapytałem uśmiechając się lekko.
<Iseult?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz