- To tylko bukiety, ciociu.- powiedziała Elhemina. Zaraz, co? TYLKO bukiety? Przecież tam było tego masa. Powinna sformułować to bardziej "Tu są wszystkie bukiety, ciociu.". W każdym razie coś w tą stronę. Zachwycił mnie jeden z nich, jeden z prostszych. Były tam czerwone i białe maki. Właśnie odmienność białych kwiatów mnie uwiodła. Pierwszy raz takie widziałam, a wyglądały na prawdę pięknie. Stały w małym, szklanym wazoniku z wodą. Chwyciłam w dłoń naczynie dalej przyglądając się kwiatom. Jednak wszystko szlak trafił, wazon wraz z bukietem wyślizgnęły mi się z dłoni i zaczęły zlatywać w stronę podłogi. Już po chwili pięknie ułożony bukiet zamienił się w kilkanaście kwiatów porozwalanych po podłogowych deskach, a szklany wazon roztrzaskał się na milion kawałeczków, przy okazji raniąc moje nogi. Ostrożnie obeszłam szkło uważając, aby nie strącić nic innego. Stanęłam obok koordynatorki i jej bratanicy.
- Przepraszam... - powiedziałam cicho.
Lunaver?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz