- Ja wcale nie zamierzam stawać na głowie...- mruknął do mnie po drodze Oliver na co ja uśmiechnąłem się.
- Zobaczymy.- odparłem i zacząłem przyglądać się wszystkim dekoracjom. Sorci doskonale się spisał, wszystko wyglądało idealnie. Mimo wszystko jednak momentalnie posmutniałem. Podobny, jeśli nie taki sam, wygląd miał zamek mojego ojca na starych terenach Valahii gdy ja żeniłem się z Elisabethą. Strasznie za nią tęskniłem i żałowałem, że nie może zobaczyć jak wspaniałymi osobami stały się nasze dzień i jak cudowne mamy wnuki. Oliver tak jak mu powiedziałem stawał na głowie, żeby wszystko było idealnie. Sam dawał znak do rozpoczęcia utworu i dyrygował orkiestrze. Po skończonej próbie, jako że było już późno udaliśmy się do swoich komnat. Nadszedł ostatni dzień zabawy ze słodyczami a wraz z nim najtrudniejsze zadanie w postaci wypieku tortów. Miałem na nie doskonały plan i od razu wziąłem się do pracy. Na zmianę wypiekałem ciasto, przygotowywałem kremy i szykowałem dekoracje a przy okazji używałem magii cukierniczej by sobie nieco w pracy ulżyć. Finalnie przygotowanie dwudziestu dziewięciu tortów zajęło mi cztery dni. Byłem strasznie dumny z moich cudeniek, zwłaszcza tych największych i najpiękniejszych, ważących kilkaset kilogramów. Kiedy zakończyłem wyrób ostatniego z tortów podeszła do mnie Aries.
- I co? Jak się podobają?- zapytałem spoglądając to na dziewczynę to na moje dzieła.
<Aries?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz