Ucieszyłam się, słysząc jego słowa. Wybiegłam z sali jak poparzona, ciesząc się końcem roboty tak wcześnie. Szybko udałam się w stronę wyjścia z pałacu. W oddali usłyszałam cichy śmiech Sorciego. Był to... Bardzo ładny śmiech. Taki ciepły. Ale nie zwracałam już na to uwagi, pchnęłam drzwi i stanęłam przed wyjściem na zewnątrz. Był ciepły, lipcowy wieczór. Fioletowo - różowo - żółte niebo przyozdabiały gwiazdy, lśniące białym blaskiem. Aż prosiły się, żeby wyjść i na nie popatrzeć. Tak też zrobiłam. Po chwili byłam już w ogrodzie, podziwiając kwiaty w świetle księżyca. Niektóre były wręcz niewidoczne w cieniu większych krzewów, a niektóre mieniły się srebrzystym poblaskiem. Wyglądały pięknie, a sama zachwycałam się nimi bardziej, niż czymkolwiek innym. Dziwiłam się, że rośliny dalej rosły, ponieważ było strasznie upalnie, a po deszczu nie było śladu od dobrych kilku dni. Niby są ogrodnicy, ale nigdy nie widziałam, żeby tu cokolwiek podlewali. Może to przez to, że przez ostatnie dni czas spędzałam tylko w zamku, ewentualnie na ala dziedzińcu, gdzie liczyłam skrzynki. Poza tym z kuchni do sali balowej, z sali balowej do kuchni, z kuchni do komnaty, z komnaty do kuchni. I tak w kółko. Jadłam mniej normalnego jedzenia, ale to pewnie przez to, że Vlad wpychał we mnie słodycze.
Może przynajmniej schudniesz, leniwa dupo. Podczas gdy ta myśl postanowiła mnie nawiedzić, ja nie widziałam żadnej różnicy w mojej sylwetce. Żadnej. Ani nie schudłam ani nie przytyłam. Przynajmniej tak mi się wydawało. Jeszcze chwilę chodziłam po ogrodzie, gdy ujrzałam Vlada III z dużo młodszą od siebie kobietą. Oczywiście, chęć dowiedzenia się, kto to była silniejsza niż zdrowy rozum, który mówił, żeby ich ominąć lub wrócić do pałacu. Mimo wszystko nie podsłuchiwałam ich rozmowy. Wróciłam do swojej komnaty robiąc się coraz bardziej senna. Co się dziwić, cały dzień jestem na nogach. Otworzyłam zamek kluczami i wpadłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam, aby zasłonić okna. W łazience przebrałam się w piżamę, rozpuściłam włosy z koka i opadłam na łóżko. Rozczochrałam lekko dłonią włosy i położyłam się całkowicie. Zgasiłam światło i zamknęłam oczy.
***
Byłam szczerze zdziwiona, bo obudziłam się sama, była godzina siódma rano, a nikt nie czekał na mnie z sarkastycznym "Oho, księżniczka wstała.". Podniosłam się z łóżka całkiem wyspana. Normalnie zrobiłabym sobie kawę, ale od rana gorąc dawał o sobie znać, więc chwyciłam po szklankę i nalałam sobie zimnej wody. Szybko wszystko wypiłam i udałam się do łazienki, by wziąć prysznic. Ta czynność raczej szybko mi minęła, więc po wytarciu ciała ubrałam się i wyszłam z pomieszczenia. Udałam się do kuchni nalać sobie sok. Cholernie chciało mi się pić, a był dopiero początek dnia. Miałam mokre włosy więc postanowiłam ich nie wiązać. Szybko wypiłam napój i usłyszałam pukanie do drzwi.
Oho, Sorci sobie o mnie przypomniał.
- Otwarte! - krzyknęłam a w drzwiach stanął bratanek Lunaver.
- Oh, już nie śpisz. W takim razie chodź. - powiedział i wyszedł z mojej komnaty. Ja poszłam z nim, zamykając swoje drzwi na klucz. Na salę dotarliśmy szybko, więc od razu chwyciłam za kosz z bochenkami chleba i zaczęłam rozkładać je na talerze.
Sorci?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz