Ver mnie wkurzyła. Mimo wszystko szybko wziąłem się do pracy i najpierw posprzątałem odłamki ptaszka a później wziąłem się za wykonanie drugiego, do końca dnia Ver już się nie pokazała.
Gdzieś po drodze do kuchni musiałem zdrowo walnąć się w głowę. Nie da się inaczej wytłumaczyć tego, co zacząłem wyprawiać w niej ze słodyczami. Do mojej głowy przychodziły coraz to nowe pomysły na ciekawe ciasta i desery. A ja zamiast powiedzieć sobie: "NIE" to jak głupi leciałem je wykonywać. I co najdziwniejsze nikt nawet nie próbował mnie powstrzymywać przed wykonywaniem wszystkich moich pomysłów. Nawet Ver ograniczyła swoje wizyty w kuchni do dwóch - kiedy zaczynałem i kończyłem pracę, po tym jak wydarłem się na nią za zniszczenie mi misternej, czekoladowej konstrukcji. Ja rozumiem, że zrobiłem ją koordynatorką, żeby wszystkim zarządzała ale no kurde ile można? Czy tylko ja jestem do kontrolowania? Po zakończeniu tworzenia pralinek, deserów, mini torcików i czekoladowych dekoracji na stoły wpadłem na pomysł wykonania jadalnych kryształów. Na samym początku przybrały one po prostu formę lizaków w wielu różnych kolorach, później stały się one również dekoracją makaroników, ciasteczek i babeczek oraz kilku pralinek. Na samym zaś końcu wpadłem na pomysł by z ich użyciem wykonać kilka tortów. W końcu skoro wesele trwa tydzień a jedzenie się nie psuje dzięki użyciu magii to czemu by nie? Tym bardziej gdy na weselu będzie się bawić ponad tysiąc gości, a w kraj również zostanie wysłany poczęstunek dla poddanych. Tworzenie kryształowych tortów, mimo że przyjemne, było bardzo pracochłonne i absorbujące uwagę dlatego też, nie zauważyłem kiedy zapadł zmrok a wszyscy udali się na spoczynek. Od mojej pracy oderwałem się dopiero kiedy do kuchni przyszedł mój syn Sorci żeby wysłać mnie do łóżka.
<Sorci?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz