- Wybacz, masz sekundkę...?- powiedziałam bardzo cicho, jednak ten najwyraźniej mnie nie usłyszał.- Chciałabym pożyczyć trochę czekolady.- powiedziałam pewniej zauważając, że lew podnosi się z zadowoleniem znad cukrowych różyczek. Po chwili odwrócił wzrok w moją stronę, sięgnął po wiadro pełne ciepłej czekolady i mi je podał. Zapach był przecudowny. W tamtym momencie skarciłam się za to, że wcześniej nie brałam udziału w organizowaniu żadnego ślubu. Obok cudów Vlada zauważyłam brzoskwinie. Jedne z moich ulubionych owoców, zaraz po mango, malinach i ananasie.
- Mogłabym się jedną poczęstować?- zapytałam niepewnie patrząc na owoce.
- Jasne, bierz.- powiedział. W drugą dłoń chwyciłam brzoskwinkę i bez dłuższego zastanowienia ugryzłam. Co najciekawsze, w środku nie zastałam ani brzoskwiniowego miąższu, ani pestki. Za to słodki krem brzoskwiniowy, biszkopt i orzechy pokruszone na malutkie kawałeczki. W pierwszej chwili chciałam to wypluć, przerażona, iż owoce się po prostu zepsuły. Mój wyraz twarzy pokazywał najprawdopodobniej jedynie "O K***A, CO TU SIĘ WŁANIE OD****ŁO?!", jednak mimo wszystko było pyszne. Świeżo upieczony biszkopt doskonale komponował się z orzechami, a brzoskwiniowy krem, zimny krem, rozpływający się w ustach nadał temu małemu cudeńku charakteru.
- Nie smakuje?- powiedział zmartwiony Vlad widząc moją reakcję. Zjadłam cały wyrób lwa, a dopiero po połknięciu ostatniej resztki kremu z biszkoptem odpowiedziałam na pytanie.
- Pyszne! Tylko nie wyglądają na ciastka, a na zwykłe owoce, stąd moje zdziwienie.- powiedziałam, starając się go uspokoić.
Vlad?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz