„Nie chce ryzykować, ale zaryzykowałam i proszę, jestem tutaj" myślałam patrząc w kamienny sufit. Przynajmniej w końcu mogłam zaznać spokoju. Bałam się tylko o moje dzieci i o Annabell.
„Prędzej czy później i tak umrę" jakoś nie chciało mi się myśleć o miłych rzeczach. Kątem oka spojrzałam na strażników, którzy chodzili w kółko. Myślałam też trochę o Macbethie, który sprawił, że tu jestem. Znienawidziłam go, szkoda tylko, że dopiero teraz, gdy jestem przez niego w areszcie. Nie rozumiałam dlaczego tak łatwo się poddał. Martwiłam się o to, kto będzie opiekował się moimi dziećmi. W końcu ich ojciec też jest w areszcie. Nie chciałam, żeby moje dzieci nigdy nie poznały swojej matki. Martwiłam się też o Annabell. Mogłaby ucierpieć psychicznie na moim areszcie.
Mircza?
Ja wiem, że na blogu jest minimum 100 słów w opowiadaniu, ale to to, co ty wysłałaś, to nawet nie jest godne nazwania tego opowiadaniem. Dziewczyno, pisząc taki badziew,jesteś nie fair w stosuku do pratnera wątkowego, który opisuje Ci w pełnych i dobrze poustawianych, 400 słowach. Po prostu żenada.
OdpowiedzUsuń~Bokser