czwartek, 18 lipca 2019

Od Rowene - Czym jest miłość?

Leżałam na miękkim kocu, jak stwierdziła Elhemina. Dowiedziałam się, że ma tak na imię z rozmowy z tatą. Właściwie z jego gadania do mnie i tłumaczenia mi nazw rzeczy. A tak naprawdę, to po prostu rozmawiał z Elheminą i patrzył się na rzeczy o których mówił, stąd to wiem. Jedyną zagadką pozostały dla mnie osoby leżące obok. Nie miałam zielonego pojęcia, kim były, jak się nazywały i co tu robiły. Wyglądały podobnie do mnie, a jednak tak bardzo inaczej. Wołali na nich Kathleen oraz Belial. Były to bardzo ładne... Przezwiska? Nie miałam pojęcia. W rozmowie taty i mamy Elheminy ciągle padało słowo "Estera", "spisek" oraz "dzieci". Nie rozumiałam ani jednego z nich, teraz tatuś spoglądał jedynie w oczy Elheminy. Oboje wyglądali pięknie.
- Kocham je jak własne dzieci. Zaopiekuję się nimi, niezależnie od Estery. - usłyszałam głos mamy, która spojrzała na mnie, Beliala i Kathleen.
Kocham...?
Tata położył swoje usta na ustach mamusi. Nie wiedziałam, co oni robią, może mamie został kawałek jedzenia na buzi a tata chciał go zjeść?
Nie wiem.
Patrzyłam jeszcze chwilę na to, co robią, aż w końcu tata odszedł od Elheminy i gdzieś sobie poszedł. Chciałam jakby...iść za nim? Usiłowałam wstać, co nie szło mi najlepiej, ale udało się. Stałam na łóżku. Elhemina siedziała w ciszy i patrzyła na to, co robię. Kathleen spała, albo spał, a Belial wiercił się niespokojnie. Przypominając sobie ruchy taty, usiłowałam je powtórzyć, aby zejść z łóżka.
- Macbeth robi swoje. - zaśmiała się.
Macbeth...? To chyba tata.
Stawiałam spokojnie łapa za łapą, aż w końcu zbliżyłam się ku krawędzi łóżka. Było strasznie wysoko, więc odwróciłam się, żeby wrócić, ale straciłam przyczepność i zaczęłam spadać w dół. Złapałam się ogona Beliala w nadzieji, że się na nim utrzymam, ale zamiast tego, ktoś o tym imieniu spadł ze mną. 

Belial? c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz